Tych zielonych oczu spojrzenie z przeszłości

polregion.pl 2 godzin temu

Wspomnienie zielonych oczu z przeszłości

Marek obudził się o świcie i pomyślał:

Tak dawno nie spał tak dobrze, a gdzie? W polu, w stogu siana, bez wygód i ciepłej kołdry. Choć po co ona, lato, ciepło, a siano pachnące i miękkie.

Wstał i rozgarnął siano. Głowa była jasna, nie przejmował się rozstaniem z żoną, nie smucił. Czyżby naprawdę nigdy jej nie pokochał? Zastanowił się.

Czy te dziesięć lat razem było tylko udawaniem rodziny? A przecież żyło się zgodnie, tylko dzieci nie mieli. Weronika miała córkę, ale, jak mówiła, sama nie wiedziała, kto jest ojcem. Urodziła dla siebie.

Marek zawsze czuł w relacjach z Weroniką pewną sztuczność, często się kłócili. Po każdej awanturze w jego pamięci pojawiały się zielonkawe oczy i uśmiech pielęgniarki Marysi, która pochylała się nad nim, robiła zastrzyki i podłączała kroplówki w szpitalu. Był ranny, dostał tam podczas służby w Czeczenii.

Siedział w stogu i uśmiechał się, przypominając sobie Marysię, jej kojący głos i oczy jak dwa szmaragdy. Miała gęste, kasztanowe włosy. Takich oczu już nigdy nie spotkał. Wierzył, iż to właśnie ona pomogła mu przetrwać najcięższe chwile.

W dniu wypisu, z narwanym bukietem polnych kwiatów, poszedł do Marysi. Chciał zaproponować, by wyjechała z nim do domu. Wiedział, iż to niełatwe, ale miał nadzieję.

Marysi już tu nie ma, przenieśli ją do innego szpitala polowego powiedziała pielęgniarka, do której się zwrócił.

A dokąd?

Nie wiem, i nikt ci nie powie. Sam rozumiesz, gdzie jesteśmy

Marek był zrozpaczony, ale postanowił jej szukać. Jak jednak znaleźć kobietę, gdy zna się tylko jej imię i kolor oczu? Musiał wrócić do domu zdemobilizowali go ze względu na stan zdrowia. W domu wszystko było po staremu: ojciec pił, matka pracowała i krzyczała na męża.

Pewnego dnia odwiedził go kolega z wojska, Leszek, z którym przeszedł przez wiele.

No jak, Marek? uścisnął go mocno. Doszedłeś do siebie po ranie?

Jakoś leci odparł, wzruszając ramionami.

Jedź ze mną do wsi. U was w tej dziurze pracy nie ma namawiał Leszek. Chyba iż coś cię tu trzyma albo ktoś? dodał z uśmiechem.

Nikogo tu nie mam. Nie mogę zapomnieć Marysi.

A to cię porządnie zaciukała westchnął Leszek. Trzeba szukać, pisać, nie poddawać się.

Marek wyjechał z przyjacielem, który stał się mu bliski jak brat. Czas mijał. Kupił stary dom, wyremontował go i zamieszkał. Tymczasem Leszek zakochał się i wyjechał z żoną Elżbietą do miasta powiatowego.

Wybacz, iż cię tu ściągnąłem, a sam uciekam mówił Leszek. Kto by przypuszczał, iż spotkam Elę? Ale będziemy się widywać.

Nie martw się uśmiechnął się Marek. U mnie też widać zmiany. Oświadczyłem się Weronice.

Marek otrząsnął się z wspomnień, rozglądając się po szerokich polach i dalekich lasach. Nagle usłyszał w myślach ostry głos żony, który rzuciła mu wczoraj:

Nigdy nie znajdziesz takiej jak ja! Żadna inna nie zniesie ciebie tyle lat! To ja cię wytrzymałam, a inna nie da rady. Twoje urojenia nikogo nie obchodzą. Zresztą, mam teraz prawdziwego faceta, który mnie kocha.

Urojeniami nazywała jego chwile zamknięcia w sobie, gdy wspomnienia wracały. Drażniło ją to, próbowała go wyciągać, kończyło się kłótnią. Marek nie rozumiał, dlaczego tak ją złościło to, o czym nigdy nie mówił.

A wczoraj Weronika w końcu powiedziała to, o czym już dawno wiedział. Wysłuchał w milczeniu, spakował rzeczy i wyszedł, a za nim leciały przekleństwa.

Dziwne, myślałem, iż będę krzyczał, obwiniał ją A jestem spokojny, a choćby zadowolony.

Postanowił rano pojechać do Leszka. Wyszedł ze wsi, zmierzchało. Skręcił na pole, gdzie stały świeże stogi, i postanowił przespać się w sianie.

Jutro będzie jutro pomyślał, zanurzając się w siano. Leszek mnie wesprze, jak zawsze.

Położył torbę pod głowę, ale sen nie przychodził. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Niespodziewanie wróciły wspomnienia. Ręka, którą cudem uratowano, czasem drgała i bolała. Starł

Idź do oryginalnego materiału