Ty jesteś jakimś uległym mężczyzną?! teściowa była w szoku, gdy zobaczyła syna samodzielnie przygotowującego śniadanie.
Co to ma być, facet w kuchni?! wykrzyknęła z przerażeniem, gdy tylko zobaczyła, iż jej syn sam kroi bułki i smaży jajka.
Weronika Kowalska przyjechała do nas po raz pierwszy od ośmiu lat. Odkąd jej syn, Kacper, i ja wzięliśmy ślub, choćby nie zadzwoniła, a co dopiero odwiedzić. Mieszkała w małej wsi pod Poznaniem, rzadko wyjeżdżając do miasta wiek, zdrowie i obowiązki na gospodarstwie trzymały ją z dala od nas. Tym razem jednak uparła się: Przyjadę zobaczyć, jak żyjecie. W końcu macie rodzinę, kredyt na mieszkanie Muszę sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Przyznam, byłam choćby zadowolona. Po tylu latach bez słowa miałam nadzieję, iż w końcu przełamiemy lody. Przyjęliśmy ją jak należy: posprzątany pokój, domowe pierogi, mięciutki szlafrok i wygodne kapcie. Staraliśmy się, naprawdę. Między pracą a domowymi obowiązkami nie było łatwo, ale zasłużyła na odrobinę troski.
Pierwsze dni minęły spokojnie. Bez dram. Aż przyszedł ten sobotni poranek. Zostałam w łóżku dłużej, wykończona po tygodniu w biurze. Kacper wstał wcześniej zawsze był taki, szukał sposobów, żeby mnie rozpieścić. Tym razem postanowił zrobić nam śniadanie: mnie i swojej mamie.
Przez sen słyszałam odgłosy z kuchni skwierczenie bekonu, bulgotanie kawy, zapach świeżego chleba. Uśmiechałam się pod nosem. Mój facet. Mój troskliwy Kacper. Ale ten błogi spokój trwał tylko chwilę. Aż Weronika weszła do kuchni.
Jej głos przebił się przez drzwi:
Co ty wyprawiasz, synu? Przy garach? W fartuchu?!
Mamo, robię tylko śniadanie. Podróż pewnie cię zmęczyła. A Asia jeszcze śpi niech odpocznie. Poza tym lubię gotować, wiesz
Zdejmij to natychmiast! Mężczyzna w kuchni, toż to wstyd! Nie po to cię wychowałam! Twój ojciec przez całe życie nie umył choćby talerza, a ty się bawisz w kucharkę! A Asia, dlaczego ona leży? To jej obowiązek! Zupełnie cię omotała, aż żal patrzeć!
Leżałam w łóżku, zaciskając pięści, między śmiechem a złością. Jej słowa przyprawiały mnie o mdłości. Było mi wstyd za Kacpra, smutno przez tę sytuację, i bałam się, iż ta wizyta zostawi między nami ślad na zawsze.
Wyszłam, gdy zaczęła się już dusić z oburzenia. Kacper wciąż trzymał łopatkę, a jajka spokojnie się przypalały. Weronika zaś trzęsła się ze złości, mamrocząc coś o upadku obyczajów, nieodpowiedzialności i prawdziwym mężczyźnie.
Szybko zrobiłam herbatę z melisą bez tego mogłoby skończyć się zawałem na żywo. Usiadłam obok niej, wzięłam ją za rękę i spróbowałam wytłumaczyć spokojnie:
U nas to działa inaczej. Jesteśmy partnerami. Ja gotuję, sprzątam, pracuję. Ale Kacper też pomaga. Gotuje, bo to lubi. Bo dba o nas. Czy to naprawdę takie straszne?
Ale nie słuchała. Jej twarz była zamknięta, wzrok pełen osądu. Nie powiedziała nic, ale jej mina krzyczała: Zrobiłaś z mojego syna mięczaka. A gdy wyjeżdżała kilka dni później, choćby nas nie przytulając, zrozumiałam, iż nigdy nie zaakceptuje naszego stylu życia.
Później Kacper wyznał mi, iż zadzwoniła do ojca, narzekając: Nasz chłopak stał się niewolnikiem swojej żony, biedak, choćby spać mu nie dają wstaje o świcie do garnków. A ja pomyślałam: jak smutno wychować mężczyznę w przekonaniu, iż troska to słabość. Że miłość to wstyd.
Nie jestem zła. Tylko smutna. Dla niej, która żyła w świecie, gdzie kuchnia była więzieniem. Dla niego, który musiał walczyć o prawo bycia dobrym mężem. I dla mnie, bo tak bardzo chciałam, żebyśmy się zżyły.
Ale przynajmniej wiem jedno: mój mężczyzna to nie słabeusz. To ktoś, kto kocha. A jeżeli komuś to nie pasuje cóż, ich problem.