— Wyłączcie tę swoją szatańską maszynę! Nie mogę spać przez was! — rozległ się krzyk za drzwiami.
Ktoś zaczął napierać na mieszkanie, wciskając dzwonek z zaciętością. Kinga drgnęła i upuściła pilota. Marek niespokojnie się poruszył.
W pokoju ledwo świeciła nocna lampka. Za oknem wisiała kleista, letnia duchota. Kinga narzuciła szlafrok i podeszła do drzwi.
Na korytarzu stała kobieta koło siedemdziesiątki, o cienkich wargach i naburmuszonym spojrzeniu. Miała na sobie prosty, kwiecisty sarafan i trzymała w ręce telefon.
— Przepraszam, ale… kim pani jest? — spytała Kinga, nie otwierając drzwi.
— Weronika Mareczkówna! Z trzeciego piętra. Nad moim oknem stoi wasza klekocząca maszyna, która nie daje mi spać. Wyłączcie ją natychmiast! Albo wezwę policję. Hałasujecie w niedozwolonych godzinach!
Kinga próbowała wtrącić choć słowo, ale Weronika Mareczkówna wylała potok skarg bez przerwy.
— Jak można być tak bezczelnymi! Przez was cały blok cierpi!
— Chyba nie jest aż tak głośny… — ostrożnie zauważyła Kinga. — Słuchaliśmy przez otwarte okno, specjalnie.
— Wam „nie głośny”, a mnie już serce boli od tego traktora!
— Dobrze, wyłączymy — niechętnie zgodziła się Kinga. — Po prostu nie wiedzieliśmy, iż przeszkada…
— No to teraz wiecie — odcięła Weronika.
Rozległy się oddalające kroki.
Kinga wróciła do sypialni i wyłączyła klimatyzator. Otworzyła wszystkie okna i balkon, ale to nie pomogło. Fala gorąca uderzyła w nich duszna. Marek długo się wiercił, w końcu poszedł pod prysznic, a Kinga leżała, wpatrzona w sufit.
Nie tak sobie wyobrażali pierwsze lato w swoim mieszkaniu…
…Kupili tę kawalerkę zaledwie kilka miesięcy temu. Poprzednie lato w wynajętym mieszkanku wspominali jak koszmar: miski z zimną wodą, przeciągi, wiatrówka rozpędzająca gorące powietrze. Kinga z drżącymi rękoma zaciągnęła kredyt, ale myślała, iż teraz nikt nie będzie im dyktował, jak żyć.
Okazało się — będzie.
Rano Kinga spotkała w windzie sąsiadkę — Bronisławę. Zdążyły się już poznać, choćby pomagały jej wymienić kran.
— Słuchaj, Broniu — Kinga oparła się o ścianę — włączyliśmy w nocy klimę i przyszli się skarżyć. Czy ona naprawdę tak hałasuje?
Bronisława uniosła brwi.
— Nie wróżę. Weronika Mareczkówna?
Kinga skinęła głową.
— No… Ona na wszystkich narzeka. Raz telewizor jej hałasuje, raz syn się za głośno śmieje. Kiedyś powiedziała, iż nasz kot za głośno skłKot? Naprawdę? — zdziwiła się Kinga, a Bronisława tylko wzruszyła ramionami i odparła: “Tak, teraz choćby telewizora nie włączamy, wszystko w słuchawkach, ale z synem i kotem już trudniej”.