Dziś zanotuję w dzienniku historię, która nauczyła mnie, iż czasem nie da się dogodzić wszystkim, choćby jeżeli się bardzo starasz.
„Wyłączcie tę swoją piekielną maszynę! Przez was nie mogę spać!” – rozległ się krzyk za drzwiami.
Ktoś zaczął walić w drzwi i naciskać dzwonek. Kinga drgnęła i upuściła pilot. Bartek przewrócił się z niechęcią.
W pokoju ledwo świeciła się lampka nocna. Za oknem panował upal, wilgotny letni wieczór. Kinga narzuciła szlafrok i podeszła do wejścia.
Za drzwiami stała kobieta około siedemdziesiątki, z cienkimi ustami i zirytowanym spojrzeniem. Miała na sobie prostą sukienkę w kwiaty i trzymała w ręku telefon.
— Przepraszam, ale kim pani jest? – zapytała Kinga, nie otwierając drzwi. Trochę się wystraszyła.
— Halina Stanisławówna! Mieszkam na trzecim piętrze. Nad moim oknem stoi wasza maszyna, która nie daje mi spać. Natychmiast ją wyłączcie! Albo wezwę policję! To nie jest czas na takie hałasy!
Kinga próbowała wtrącić choć słowo, ale Halina Stanisławówna nie dawała jej dojść do głosu.
— Jak można być tak bezczelnymi! Przez was cierpi cały blok!
— Wydaje mi się, iż nie jest aż tak głośny… – ostrożnie powiedziała Kinga. – Specjalnie włączamy go cicho, żeby nie przeszkadzać.
— Wam „nie tak głośny”, a mnie już serce boli od tego hałasu!
— Dobrze, wyłączymy, – niechętnie zgodziła się Kinga. – Po prostu nie wiedzieliśmy, iż przeszkadza…
— No to teraz już wiecie, – odcięła Halina Stanisławówna.
Rozległy się odchodzące kroki.
Kinga wróciła do sypialni i wyłączyła klimatyzację. Otworzyła wszystkie okna i balkon, ale to nic nie dało. Fala gorąca znów uderzyła. Bartek długo się wiercił, potem poszedł pod prysznic, a Kinga leżała, wpatrując się w sufit.
Nie tak wyobrażali sobie pierwsze lato w swoim nowym mieszkaniu…
… Kupili tę kawalerkę zaledwie kilka miesięcy temu. Poprzednie lato w wynajmowanym lokalu wspominali jak koszmar – miski z zimną wodą, przeciągi, wiatrak, który tylko przepychał gorące powietrze. Kinga z drżącymi rękami zaciągnęła kredyt, ale myślała, iż teraz nikt już nie będzie im dyktować, jak mają żyć.
Jak się okazało – był ktoś.
Następnego dnia Kinga spotkała w windzie inną sąsiadkę – Martę. Już się poznali, choćby pomogli jej kiedyś wymienić kran.
— Słuchaj, Marto, – Kinga oparła się o ścianę, – wczoraj w nocy włączyliśmy klimatyzację i przyszła do nas sąsiadka z pretensjami. Naprawdę aż tak hałasuje?
Marta uniosła brwi.
— Niech zgadnę. Halina Stanisławówna?
Kinga skinęła głową.
— No cóż… Ona narzeka na wszystkich. Raz na telewizor, raz na to, iż mój syn się za głośno śmieje. Pewnego razu powiedziała, iż nasz kot za głośno skacze. Ale my już się przyzwyczailiśmy. Dzwoni może dwa razy w miesiącu. Znośnie.
Kinga mimowolnie się uśmiechnęła.
— Kot? Serio?
— Tak, – potwierdziła Marta. – Teraz choćby telewizora nie włączamy, tylko słuchamy w słuchawkach. Ze synem i kotem trudniej, sama rozumiesz.
Później Kinga spotkała na schodach Jacka. Miał dokładnie ten sam model klimatyzatora, wiszący akurat pod oknem wymagającej sąsiadki.
— Jacek, a tobie się nie skarży?
— Nie. Chociaż mój jest dosyć głośny. Kumpel mówił, iż źle go zamontowali, więc czasem dudni. Ale widocznie mnie lubi, – uśmiechnął się sąsiad.
— A na nas z Bartkiem ktoś narzeka?
— Nie słyszałem. Wy w ogóle jesteście bardzo cicho. Ani dzieci, ani wiertarki, choćby psa nie macie.
Odpowiedzi sąsiadów jakoś nie uspokoiły Kingi. Jeszcze raz włączyła klimatyzator i posłuchała przez otwarte okno. Ledwo co było słychać.
Więc o co chodzi? Może wcale nie w decybelach? Kinga zaczęła podejrzewać, iż Halina Stanisławówna po prostu ich nie znosi i wszystko, co robią, ją drażni. A może nie lubi, gdy komuś jest dobrze. Są tacy ludzie.
Od tamtej nocy, gdy Halina Stanisławówna pojawiła się na ich progu, zaczęło się piekło. Każdego wieczora próbowali nagromadzić jak najwięcej chłodu, żeby starczyło choć na pół godziny przy zamkniętych oknach. Ustawiali alarm na 22:59. jeżeli spóźnili się choć o kilka minut, sąsiadka zaczynała stukać w kaloryfer i krzyczeć. jeżeli o pięć – przychodziła osobiście.
Żeby jakoś przetrwać w tym upale, ustawiali wiatrak przy oknie. Hałasował bardziej niż klimatyzator, ale z jakiegoś powodu sąsiadkę to nie ruszało.
Nawet wezwali specjalistę, jako odpowiedzialni lokatorzy. Ten obejrzał zewnętrzną jednostkę i coś tam dokręcił.
— No, wyregulowałem mocowania i dodałem podkładki wygłuszające. Ale ogólnie to i tak cichy. Teraz wręcz ledwo słychać. Ciężej już zrobić go ciszej, i nie ma potrzeby, – podsumował fachowiec.
Kinga uśmiechnęła się z ulgą. Miała nadzieję, iż teraz w końcu będą mogli spać spokojnie.
Ale minęły tylko dwa dni, gdy o 23:03 zadzwonił telefon.
— Co to ma znaczyć?! Znowu macie włączoną klimatyzację?! – oburzony głos sąsiadki wręcz świszczał. – U mnie ściany się trzęsą! Źle się czuję, ciśnienie mi skoczyło!
— Wzywaliśmy specjalistę. choćby on powiedział, iż prawie nie słychać. Zrobiliśmy, co tylko mogliśmy…
— Ten wasz „specjalista” nie słucha tego po nocach! Natychmiast wyłączcie, albo przyjdę z policją!
Bartek westchnął i wyłączył. Znowu spali przy wietrze.
Z czasem Kinga zaczęła zauważać, iż Halina Stanisławówna sama nie jest święta w kwestii hałasu. Czasem rozmawiała przez telefon tak głośno, iż było słychać przez ściany. Czasem – choćby w nocy. Jej głos przechodził w krzyk.
— Jeszcze się córką nazywa! Jestem ci potrzebna tylko, gdy pieniądze chcesz! – wrzeszczała Halina Stanisławówna. – Wszyscy mnie opuścili! Wszyscy!
Kinga starała się nie słuchać, ale krzyk był zbyt donośny. PoI pewnego dnia zrozumieli, iż nie można żyć ciągle w strachu przed czyimś kaprysem, bo wtedy przestaje się żyć dla siebie.