**TULUMBA, KTÓRA PRZERWAŁA RODOWĄ KLĄTWĘ**
W tym domu nie mówi się o mojej babci szepnął Marek, jakby wiatr mógł go usłyszeć.
Był to jego trzeci raz w Krakowie. Nie przyjechał jednak ani dla turystyki, ani dla kaprysu. Tym razem chodziło o spadek: notatnik poplamiony lukrem i milczeniem.
Matka wręczyła mu go przed śmiercią.
To twoje. Ona zostawiła to dla ciebie. A jeżeli pojedziesz jej szukać jedź głodny, ale nie odpowiedzi. Jedź głodny słodyczy.
Na pierwszej stronie widniały słowa:
*Przepis na tulumbę. Na czas, gdy Marek będzie gotowy wybaczyć.*
Nigdy nie słyszał o tym deserze. Ani o swojej babci. Wiedział tylko, iż została wyklęta z rodziny z powodu hańby. Ale w notatniku było coś więcej niż cukier i mąka. Była tam historia, która domagała się głosu.
Dotarł do Kazimierza, idąc za ledwie widocznym adresem. Zapukał do żółtego domu z zielonymi oknami. Otworzyła kobieta o szarych oczach i chropawym głosie.
To ty? zapytała.
Kim ja jestem?
Tym, który przyniósł zeszyt.
Nazywała się Wanda. Była córką babci Marka. Jego ciotką, choć nie miał pojęcia, iż istnieje. Wpuściła go do środka. W kuchni wisiały stare zdjęcia, w tle grała radio, a na kuchence bulgotał garnek.
Tulumba powiedziała, mieszając drewnianą łyżką. Tak, jak robiła moja matka. Smażone w głębokim oleju. Potem moczone w lukrze. Chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku. Takie jak ona.
Marek przełknął ślinę.
Dlaczego nikt mi o niej nie mówił?
Bo twój dziadek przysiągł wymazać jej imię. Ale ona nigdy nie wymazała ciebie. Znała cię, zanim się urodziłeś.
Podała mu złożony list z jego imieniem wypisanym odręcznie.
*Drogi Marku, wiem, iż ten przepis dotrze do ciebie wcześniej niż moja historia. I dobrze. Przyrządź go. Tylko wtedy zrozumiesz, iż miłość też można usmażyć i wybaczyć.*
Nie płakał. Jeszcze nie. Ale coś w nim pękło.
Nauczysz mnie? zapytał.
Spędzili godziny, przygotowując ciasto: mąka, woda, masło, odrobina cytryny. Potem smażyli je w kształcie podłużnych pałeczek, a na koniec kąpali w gęstym lukrze z nutą kwiatu pomarańczy.
Gdy Marek wziął pierwszy kęs, chrupnęło jak tajemnica w końcu wyjawiona. Słodycz wypełniła mu usta, a wraz z nią gula w gardle.
I co teraz? szepnął.
Teraz zabierz to ze sobą. I już nigdy nie uciszaj jej historii.
Miesiące później Marek otworzył małą cukiernię w Poznaniu. Wandyn Lukier.
Serwował tylko tureckie słodycze. Ale najlepiej sprzedawała się tulumba.
A na ścianie, obok pieca, wisiała kartka z odręcznym napisem:
*Niektóre spadki to nie pieniądze to przepisy, które uczą kochać to, o czym ci nie opowiedziano.*






![Co grają w Multikinie w Krakowie 11 listopada?[REPERTUAR]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/11/multikino.jpg)





