Trzecia komnata — tylko dla wybranych

twojacena.pl 7 godzin temu

**Trzecie pokoju – nie dla gości**

„Nie waż się tam wchodzić!” – krzyknęła Walentyna Piotrowska, wybiegając z kuchni z mokrymi dłońmi. „Ile razy mam ci powtarzać?”

Dziesięcioletni Szymon zastygł przy uchylonych drzwiach i spojrzał na babcię. W jego oczach malowało się zmieszanie i obraza.

„Babciu, a co tam jest takiego? Chciałem tylko zobaczyć…”

„Nic tam nie ma! Sam kurz!” – Walentyna gwałtownie podeszła do wnuka, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz. „Lepiej idź obejrzeć bajkę albo poukładaj klocki.”

Szymon wzruszył ramionami i powlókł się do salonu, ale babcia widziała, jak zerkał na zakazane drzwi. Westchnęła ciężko i schowała klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdżał na wakacje, zaczynały się te same pytania.

„Mamo, dlaczego go straszysz?” – Weronika wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. „To dziecko, wszystko je ciekawi.”

„A ciebie nie ciekawi?” – odparła ostro Walentyna.

Weronika zastygła, ręcznik zawisł w powietrzu.

„Mi… mi tak dobrze, mamo. Po co rozdrapywać przeszłość?”

„Właśnie. I Szymonowi też nie trzeba. Niech lepiej bawi się na dworze, zamiast grzebać po cudzych kątach.”

Córka chciała coś powiedzieć, ale zamilkła. Znała ten ton matki – sprzeciw był bezcelowy. Lepiej przekierować uwagę chłopca na coś innego.

Walentyna wróciła do kuchni, włączyła czajnik. Dłonie trzęsły się jej, gdy wyjmowała filiżanki. Dwadzieścia lat minęło, a serce wciąż ściskało się na myśl o tamtym pokoju. O tym, co w nim pozostało.

Po obiedzie Szymon rozłożył się na kanapie z tabletem, Weronika czytała książkę w fotelu. Walentyna zmywała naczynia i kątem oka obserwowała wnuka. Był bystry, zbyt bystry.

„Babciu” – zapytał nagle Szymon, nie odrywając wzroku od ekranu – „dlaczego macie trzypokojowe mieszkanie, a korzystacie tylko z dwóch?”

Talerz wypadł Walentynie z rąk i zadźwięczał o zlew.

„Skąd wiesz, iż trzypokojowe?” – spytała ostrożnie.

„No przecież widzę! Drzwi umiem liczyć. Tam twoja sypialnia, tu salon, gdzie śpię, a tam – trzecie. Zawsze zamknięte.”

Weronika podniosła wzrok znad książki i spojrzała na matkę. Walentyna stała plecami, ramiona miała napięte.

„To… tam są stare rzeczy” – odparła cicho. „Nic ciekawego.”

„Mogę zobaczyć? Obiecuję, iż nic nie zepsuję.”

„Nie wolno!” – odwróciła się gwałtownie. „I nie pytaj więcej!”

Szymon drgnął, a choćby Weronika uniosła brwi.

„Mamo, o co chodzi?” – wstała. „Nigdy nie krzyczysz na Szymka.”

Walentyna oparła się o zlew i przetarła twarz dłonią.

„Przepraszam, wnusiu. Po prostu… jestem dziś zmęczona. Nie gniewaj się na babcię.”

Chłopiec skinął głową, ale w jego oczach wciąż tliła się ciekawość. Był zbyt spostrzegawczy.

Wieczorem, gdy Szymon zasnął, Weronika usiadła przy matce w kuchni.

„Mamo, może już czas?”

„Na co czas?”

„No… rozpakować ten pokój. Dwadzieścia lat minęło. Taty już dawno nie ma, a ty wciąż…”

„Nie waż się!” – Walentyna zerwała się tak gwałtownie, iż przewróciła krzesło. „Nie waż się tam wchodzić!”

„Mamo, uspokój się. Chodzi mi tylko o to, iż to niezdrowo. Sam się męczysz.”

Podniosła krzesło i usiadła. Dłonie znowu drżały.

„Nie męczę się. Tylko… tak jest spokojniej. Wiedzieć, iż wszystko na swoim miejscu.”

„Ale Szymek rośnie. Będzie potrzebny pokój, gdy będzie przyjeżdżał. I co, zawsze na kanapie ma spać?”

„Jeszcze zdąży. Jeszcze mały.”

Weronika westchnęła. Pamiętała ten pokój. Pamiętała, jak wyglądał dwadzieścia lat temu, gdy tam ostatni raz weszła. Biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie – ślady życia, które urwało się za wcześnie.

„Pamiętasz, jak się wściekał?” – szepnęła Weronika. „Gdy sprzątałaś mu pokój. Krzyczał, iż ma swój porządek, żebyś nic nie ruszała.”

Walentyna uśmiechnęła się przez łzy.

„Pamiętam. Taki niezależny. Wszystko sam. choćby brudnych naczyń nie pozwalał wynosić – mówił, iż mężczyzna sam sprząta.”

„Miał dopiero siedemnaście lat, mamo.”

„Tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział. Pamiętasz, jak się sprzeczał z ojcem o politykę? Godzinami mógł mówić, przywoływał liczby, fakty…”

Weronika skinęła głową. Pamiętała brata – jego śmiech, upór, marzenia. Jak szykował się na studia, planował przyszłość.

„Czasem śni mi się, iż tylko wyjechał” – szepnęła Walentyna. „Że jutro wróci, otworzy swój pokój i powie: »Mamo, czemu zamknęłaś? Klucz zostawiłem.«”

„Mamo…”

„Wiem, wiem, iż to głupie. Ale łatwiej mi myśleć, iż jest w długiej podróży. A gdy wróci, wszystko będzie jak dawniej.”

Córka złapała ją za dłoń.

„Nie wróci, mamo. A pokój go nie przywróci.”

„To co mi pomoże?” – łkanie przeszyło głos Walentyny. „Jak zapomnieć, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze kręcili głowami? Jak błagałam Boga, żeby tylko on żył?”

Weronika milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Krzysztof szedł przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nie odzyskując przytomności.

„Pamiętasz” – Walentyna otarła łzę – „jak uczył mnie lepić pierogi? Mówił, iż źle zawijam, iż się rozgotują. Sam pokazywał, taki poważny, z rękami w mące.”

„Pamiętam. I iż zawsze zapominał gasić światło. Krzyczałaś, a on mówił, iż jeszcze wróci.”

„Mówił… A ja wierzyłam. Myślałam, iż mamy przed sobą całe życie. Że dorośnie, założy rodzinę, przyprowadzi wnuki.Weronika przytuliła matkę mocno, a w ciszy kuchni zrozumiały, iż miłość nie umiera – tylko uczy nas, jak żyć dalej, choćby gdy ból wciąż tam jest.

Idź do oryginalnego materiału