Czy warto odwiedzić Trójmiasto i okolice w grudniu? Pewnie! W szczególności, iż naszym zdaniem wybrzeże Bałtyku najlepiej eksplorować poza sezonem. Dodatkowo, w grudniu można wziąć udział w adwentowych jarmarkach, jakie realizowane są w Gdańsku czy Wejherowie. I choć to one były naszym głównym celem, to udało nam się wygospodarować czas również na inne atrakcje. W szczególności te znajdujące się na wybrzeżu od Trójmiasta do Jastrzębiej Góry.
Trójmiasto i okolice w grudniu – trzy, intensywne dni
Obierając Trójmiasto i okolice w grudniu na cel trzydniowej wycieczki, mieliśmy kilka założeń. Przede wszystkim chcieliśmy odwiedzić jarmark w Gdańsku, ale też pospacerować po wyspie Sobieszewskiej i przejechać się wzdłuż wybrzeża Bałtyku w stronę Helu. Początkowo choćby pojawiła się idea, by zawitać na półwyspie, ale ostatecznie wybraliśmy inne miejsca, których do tej pory nie mieliśmy okazji zobaczyć. Dodatkowo piątek postanowiliśmy przeznaczyć na nasze ulubione aktywności – ja (ruda) na bieganie, a Marek na jazdę na rowerze. W efekcie w 3 dni udało nam się całkiem sporo zobaczyć i doświadczyć.
Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy
Zacznijmy od świątecznych klimatów. W 2024 roku w plebiscycie organizowanym przez portal Europe’s Best Destinations Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy zajął I miejsce w konkursie Best Christmas Markets. Zagłosowało na niego 92 tys. internautów. Był on naszą główną motywacją do odwiedzić w Trójmieście. Z naszego noclegu w Brzeźnie podjechaliśmy tramwajem nr 3 do Bramy Wyżynnej, gdyż to właśnie z tej strony gdańskiej starówki ulokował się jarmark. Oczywiście liczyliśmy się z tym, iż w sobotę będą tłumy (dlatego nie chcieliśmy korzystać z własnego auta). Ale to, co zastaliśmy na miejscu, nieco przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Ludzi było bardzo dużo. Tak dużo, iż momentami w alejkach pomiędzy straganami robiły się lekkie zatory. Później doszliśmy do wniosku, iż wybraliśmy najgorszą możliwą porę – godzinę 16:30, gdy tłumy ludzi ruszyły na jarmark po zapadnięciu zmroku. Dwie godziny później było zdecydowanie luźniej.
Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy – atrakcje
Jakie atrakcje czekały na odwiedzających Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy?
- Gadający Łoś Lucek (ul. Bogusławskiego) – miejscem, które przyciągało najwięcej osób, był domek, w którym urzędował gadający Łoś Lucek. Co 15 min zaczynał swoje śmieszne monologi, by na kolejne 15 min zapaść w drzemkę.
- Adwentowy Zakątek z Bramą Adwentową (Targ Węglowy) – to nie tylko jedno z wejść na teren jarmarku, ale też punkt widokowy. Po wspięciu się na niewielki taras, można podziwiać alejkę z budkami z jedzeniem.
- Zakątek Świątecznych Podróży AmberSky (Targ Węglowy) – miejsce przyciągające chyba najwięcej ludzi. To tu znajduje się karuzela oraz krótka kolejka górska „Wirujące Beczki”. Nieopodal znaleźć też można iluminacje, w tym te układające się w herb miasta czy konika na biegunach. Tu również działa sporo knajpek i sklepików.
Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy – na zakupy
Oczywiście Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy nie mógłby się obyć bez punktów gastronomicznych oraz sklepików z rękodziełem, produktami spożywczymi czy świątecznymi dekoracjami. Co zatem można było kupić na jarmarku?
- Przede wszystkim bombki – zarówno te w kształcie najróżniejszych figurek, jak i te manualnie malowane.
- W Artystycznym Zakątku na terenie Wielkiej Zbrojowni czekali wystawcy z rękodziełem oraz mniej lub bardziej lokalnymi produktami (rzeczy z włóczki, octy, przetwory, biżuteria, kamienie i wiele innych).
- Budki gastronomiczne serwowały takie klasyki, jak kiełbaski z grilla, pierogi i barszczyk, grzane wino (czerwone, białe, bezlakoholowe oraz w różnych wariantach smakowych). Ale były też nieco bardziej wymyślne opcje, jak dania kuchni afgańskiej, uzbeckiej, libańskiej czy węgierskiej, francuskie bagietki podawane z serem raclette, churrosy i wiele innych. Wśród wystawców byli też lokalni restauratorzy czy przedstawiciele cukierni.
- Ceny były raczej typowe dla tego typu wydarzeń. Grzane wino można było kupić w cenie między 18 a 22 zł. Dania obiadowe zaczynały się zwykle od 16/18 do 35 zł. Słodkości, np. rollsy czy croissanty – 13-18 zł.
Nasze wrażenia
Abstrahując od tłumów, Gdański Jarmark Bożonarodzeniowy zrobił na nas pozytywne wrażenie. Panowała tu równie gwarna i pozytywna atmosfera jak na jarmarku w Zagrzebiu czy Lublanie. Każdy mógł na nim znaleźć coś interesującego dla siebie, a ceny nie zabijały. Jasne, tanio nie było. Ale z drugiej strony, ceny już dawno poszybowały do góry. Atrakcji było sporo i większość z nich, jak choćby Łoś Lucek, niemal u wszystkich wywoływały uśmiech na twarzy. Minusem było to, iż momentami w niektórych miejscach tworzyły się zatory. Pod kątem bezpieczeństwa budziło to pewne wątpliwości. Natomiast bliżej godziny 19 zrobiło się zdecydowanie luźniej i spacerowanie nie było aż tak problematyczne.
W 2024 roku jarmark trwał od 23 listopada do 23 grudnia. Bałkany przyzwyczaiły nas do tego, iż tego typu wydarzenia realizowane są tam do 6 stycznia. Ale jednak mieszka tam zdecydowanie więcej prawosławnych, niż w Polsce, w efekcie jarmarki najczęściej są organizowane aż do Trzech Króli. My na gdańskim jarmarku bardzo miło spędziliśmy czas. Wisienką na torcie naszego pobytu był fakt, iż w jego trakcie zaczął prószyć śnieg. Magia świąt pełną gębą!
Trójmiejski Park Krajobrazowy
Co porabialiśmy przed i po jarmarku? Pierwszego dnia, po trzygodzinnej drodze z Mazowsza, od razu obraliśmy azymut na Trójmiejski Park Krajobrazowy. A dokładniej – jego część pomiędzy Sopotem a Gdynią, w okolicach Brodwinowa. Marek był tam umówiony ze znajomym na eksplorowanie tamtejszych tras rowerowych. Ja natomiast miałam w planach bieganie. Trafiły nam się wyjątkowo interesujące warunki – świeżo po opadzie śniegu, przy słonecznej pogodzie.
Bieganie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym
Parę lat temu odwiedziliśmy te okolice na rowerach. Jednak ja przede wszystkim patrzyłam na tę okolicę z perspektywy biegaczki. Dlatego zaplanowałam sobie nieco ponad 20-kilometrową trasę, która nastawiona była na dobrą zabawę i eksplorowanie tutejszych lasów. Zarówno moim, jak i panów punktem startowym była ul. Jacka Malczewskiego przechodząca w Sopocką – łącząca Brodwino z dzielnicą Karwiny. A dokładniej miejsce, gdzie niebieski szlak Kartuzki ją przecina. Generalnie, gdy układałam trasę, zaznaczyłam na mapach.cz, by prowadziły mnie po wyznaczonych szlakach. Jednak będąc już w terenie i podążając za śladem gpx na zegarku, odkryłam, iż coś poszło nie tak. A było to w momencie, gdy nawigacja kazała mi wspinać się stromo pod jedno z wzniesień, na którym nie znajdowała się choćby namiastka ścieżki. Pojawiła się dopiero na grzebiecie. Zresztą, była to trasa rowerowa będąca częścią BigFootWorks Bike Parku. Pomijając te lekkie zagadki nawigacyjne, biegało mi się świetnie. I uważam, iż trójmiejskie traile są jednymi z lepszych w Polsce – i to zarówno pod kątem ich urozmaicenia, jak i różnego poziomu trudności. Pod kątem biegowym – jest tu co robić!
Trasy rowerowe w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym
Zazwyczaj interesujące mnie trasy zjazdowe rowerowe szukam w górach. Jednak już po wcześniejszej wizycie wiedziałem, iż Trójmiejski Park Krajobrazowy posiada spory potencjał, nie tylko jeżeli chodzi o wycieczki rowerowe, ale także w kontekście zabawy na zjazdach. Już od ponad roku funkcjonuje tu imponująca sieć oficjalnych tras Big Foot Works. Są to ścieżki, które dobrze wykorzystują zróżnicowany teren. Choć trasy są krótkie, obfitują w różne przeszkody i zdecydowanie nie nudzą. W sumie do dyspozycji jest aż 38 przygotowanych tras, podzielonych na regiony. Dostępne są zarówno warianty łatwe, odpowiednie dla początkujących, jak i trudniejsze, dla tych, którzy chcą się wyszaleć. Dookoła projektu powstają również lokalne inicjatywy, prowadzące do nowych ścieżek. Już niedługo w lesie między Gdynią a Sopotem zostanie otwarta kolejna legalna trasa typu flow oraz skill park, gdzie będzie można szlifować swoje umiejętności techniczne. Mieszkając na płaskim jak stół Mazowszu, zazdroszczę trójmiejskim rowerzystom takiej miejscówki do jazdy w obrębie miasta!
Gdańsk
Drugi dzień postanowiliśmy w pełni poświęcić Gdańskowi. Po pierwsze, chcieliśmy odwiedzić Wyspę Sobieszewską, a po zapadnięciu zmroku udać się na najlepszy, europejski jarmark w 2024 roku, jaki odbywał się na gdańskiej starówce. Sobota nie rozpieszczała pogodowo. Ale i w takiej sytuacji dało się znaleźć pewne pozytywy.
Wyspa Sobieszewska
Poranek od początku był szary i dość paskudny. Nie przeszkodziło nam to jednak w odwiedzinach dwóch rezerwatów znajdujących się na Wyspie Sobieszewskiej. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy jej wschodni kraniec. To tam znajduje się Rezerwat Mewia Łacha. Zrobiliśmy klasyczną, 6-kilometrową pętlę, pozwalającą dotrzeć na północno-wschodni kraniec wyspy, przy ujściu Wisły. Co ciekawe, udało nam się zobaczyć pływającą w rzece… fokę!
Później przejechaliśmy autem ku zachodniej części wyspy, gdzie znajduje się Rezerwat Ptasi Raj z dwiema wieżami widokowymi. Ta o nr 1 pozwala podziwiać głównie czubki brzóz. Wieża nr 2 oferuje nieco ładniejszą panoramę okolicy. Jednak to plaża ciągnąca się wzdłuż rezerwatu zrobiła na nas największe wrażenie. Przespacerowaliśmy się nią między wejściem 18. a 17. Oprócz nas było oczywiście trochę innych spacerowiczów. Ale o tłumach absolutnie nie było mowy!
Babie Doły, Mechelinki, Rewa, Jastrzębia Góra i Wejherowo
Niedziela powitała nas piękną, słoneczną ale bardzo wietrzną pogodą. Postanowiliśmy ten czas wykorzystać maksymalnie i wyruszyliśmy na eksplorowanie wybrzeża od Trójmiasta aż do Jastrzębiej Góry. Na deser zostawiliśmy sobie Wejherowo i polecany przez wiele osób Jarmark Bożonarodzeniowy.
Babie Doły
Pierwszy przystanek naszej objazdówki zrobiliśmy w Babich Dołach. Miejsce to znane jest z kilku powodów. Przede wszystkim znajduje się tu Gdyńska Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej im. kmdr. por. pil. K. Trzaski-Durskiego. Jednak to nie ona była naszym celem, a tamtejsza plaża oraz położone 300 m od brzegu ruiny torpedowni, która rozpoczęła swoją działalność w 1942 r. Miejsce to jest na wskroś malownicze. Plaża, choć może nie jest bardzo szeroka, to jest prześliczna i oferuje świetną przestrzeń do relaksu. Sama torpedownia również prezentuje się bardzo intrygująco!
Mechelinki
Po kilkunastu minutach jazdy z Babich Dołów dotarliśmy do Mechelinek. Tu naszym głównym celem były klify oraz położona u ich podnóża plaża. Auto musieliśmy zaparkować na płatnym mimo niskiego sezonu parkingu (4 zł/godzina, 8,80 zł/2 godziny). Najpierw wyjrzeliśmy na urocze, nieduże molo, z którego rozciąga się przyjemna panorama okolicy. Następnie wzdłuż plaży przeszliśmy do schodów, które wspinają się na koronę klifu. Udaliśmy się też na jeden z punktów widokowych, z których całkiem nieźle widać same Mechelinki, okolice Rewy czy Babich Dołów.
Rewa
Kolejnym punktem naszej trasy była Rewa, a dokładniej Cypel Rewski. To popularne miejsce wśród windsurferów i kitesurferów. Z racji wietrznej pogody, liczyliśmy, iż będziemy mogli podziwiać ich wodno-powietrzne ewolucje. I nie zawiedliśmy się. Faktycznie wzdłuż cypla pływało sporo osób. Dominowali jednak kitesurferzy. Z dużą fascynacją obserwowaliśmy ich poczynania. Przeszliśmy też na kraniec cypla. Aczkolwiek w miejscu tym siła wiatru była dość mocno odczuwalna.
Jastrzębia Góra
Ostatnim, zaplanowanym przez nas do odwiedzenia miejscem na wybrzeżu była Jastrzębia Góra. Przede wszystkim jest to najdalej na północ wysunięty punkt Polski. A zasadniczo jest nim od 2000 roku. Bo to wtedy dokonano powtórnych pomiarów, które wykazały, iż to Jastrzębia Góra a nie Przylądek Rozewie jest najdalej na północ wysuniętym miejscem w naszym kraju. Jednak miejscowość ta słynie też ze wspaniałej plaży oraz klifu. Ponieważ dotarliśmy tam późnym popołudniem, wzdłuż wybrzeża spacerowały pojedyncze osoby. A w pewnym momencie na plaży byliśmy sami. Silny wiatr sprawiał, iż piasek sunął po plaży tworząc nieco magiczną scenerię. Oczywiście zajrzeliśmy też w okolice Gwiazdy Północy (to ona oznacza północny kraniec Polski), a także wpadliśmy na smaczny obiad do restauracji Kredens.
Wejherowo i jarmark bożonarodzeniowy
Zanim całkiem opuściliśmy gościnne progi północnej Polski, postanowiliśmy wpaść jeszcze na chwilę do Wejherowa. Tamtejszy Jarmark Bożonarodzeniowy był nam polecany zarówno przez znajomych z Trójmiasta, jak i Was. Oczywiście jest on dużo mniejszy niż ten w Gdańsku. Ale musimy przyznać, iż miał w sobie mnóstwo uroku. Wejherowski rynek był pięknie udekorowany. Stojąca tam choinka była jedną z ładniejszych, jakie widzieliśmy w polskich miastach. Straganów było niewiele, ale i tak można się było zaopatrzyć w najpotrzebniejsze na jarmarku wiktuały. Kiedy dotarliśmy na rynek właśnie kończyły się występy artystyczne, a pomiędzy zgromadzonymi tam mieszkańcami i przyjezdnymi przechadzał się święty Mikołaj. Podsumowując – Wejherowo to naprawdę przyjemny punkt na mapie polskich jarmarków.
Trójmiasto i okolice w grudniu – praktykalia
- Naszą bazą wypadową był Gdańsk, a dokładniej Brzeźno, gdzie znaleźliśmy całkiem przyjemny hotel (link afiliacyjny; za dwie doby + śniadania zapłaciliśmy za naszą dwójkę 500 zł – były tańsze opcje, ale zależało nam na parkingu i śniadaniach). Wybór tego konkretnego hotelu i dzielnicy był też podyktowany tym, iż na gdańską starówkę mogliśmy dojechać transportem publicznym, a dokładniej tramwajem nr 3 (ok. 25 min jazdy).
- Na jarmark bożonarodzeniowy w Gdańsku lepiej wybrać się w ciągu tygodnia, by uniknąć weekendowej kumulacji mieszkańców Trójmiasta i przyjezdnych.
- W trakcie pobytu mieliśmy okazję stołować się w Gdyni, Gdańsku i Jastrzębiej Górze. I w tych miastach polecamy kolejno: Czerwony Piez (ul. Starowiejska 40C, Gdynia; świetna pizza, ekspresowo podana), GEMO (ul. Chmielna 101, Gdańsk; przyjemna, gruzińska restauracja), Kredens (ul. Królewska 2, Jastrzębia Góra; spory przekrój dań z dominacją włoskiej kuchni).
Jeśli uważacie tworzone przez nas treści za pomocne i ciekawe, będzie nam bardzo miło, jeżeli postawicie nam wirtualną kawę. W ten sposób wesprzecie nas i naszą blogową działalność. Dziękujemy!
Post Trójmiasto i okolice w grudniu: jarmark w Gdańsku, Rewa, Jastrzębia Góra, Wejherowo pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.