
Kochankowie z gromad kulistych
błękitni maruderzy
wyglądają jak gwiazdy
każde z osobna.
Ich trajektornie narracyjne
osiągnęły najwyższy punkt
w kosmicznym Teatrze Wielkim.
Saturn podarował im
pierścienie ślubne
cichutko po tęczy
stanęli na progu
tego czasu.
Swoją mikrokosmiczną spiralę
zaprzęgli przez szparę w podłodze
z ukośnym słońcem.
Są już po zabiegu inhalacyjnym
z głębi krateru
zatrzymali miłość bakteryjną.
Do mnie dopiero po latach
dotarło ich światło.