Słój na jubileusz zawiódł za pierwszym razem
Halina Nowakowa wprawnie poprawiła chusteczkę pod wazonem z kwiatami i ponownie spojrzała na zegarek. Do przyjścia gości zostało mniej niż godzina, a nie mogła się uspokoić. Sześćdziesięciolecie to wydarzenie ważne, a chciało się, żeby wszystko przebiegło idealnie.
Zosiu, ty już? krzyknęła w kierunku kuchni, skąd dobiegał dźwięk kuchennego naczynia.
Tak, mamusiu, kończę sosy! odpowiedziała córka. Niech lepiej się Konrad sprawdzi, obiecał, iż zabierze napoje.
Halina westchnęła i poszła do pokoju syna przez menażkę, jak przez ostatnich dziesięć lat. Nigdy nie mogła przywyknąć do jego leniwości. Zawsze wszystko natychmiast, już idę. Teraz Konrad siedział przed komputerem, zafascynowany ekranem.
Konrad, przecież obiecałeś iść do sklepu Halina starała się mówić łagodnie, ale irytacja niemal przebiła się przez głos.
No, no, ciociu, już wychodzę choćby nie odwrócił głowy, kontynuując kliknięcia w myszkę.
Goście już za chwilę.
Zdobiję, nie przejmuj się.
Wychodząc z pokoju, Halina zacisnęła szczęki. Zawsze te same rzeczy. Gdyby nie Zosia, dawno by go wygnała. Żywili się razem już dziesięć lat, a zysku? Obiecali się zapisać na własne mieszkanie, ale nadszedł koniec obiecaniom. Na szczęście mieli córkę Kasią była jedynym ukojeniem dla babczyni.
Babunio, a pierogi będą? jakby czytając jej myśli, w progu pojawiła się dwunastoletnia wnuczka.
Będą, słoneczko, będą. Twój tata ma je jeszcze z cukierni.
Kasia zmarszczyła brwi:
A nie zapomni? Wczoraj moją treningową sesję pływania opuścił, mimo iż obiecał.
Halina namiętnie pogładziła wnuczka:
Nie przejmuj się, poinformuję go. A teraz idź i ubierz to piękne sukienkę, którą kupiłyśmy niedawno.
Kiedy Kasia wyszła, Halina wróciła do syna:
Konradzie, nie zapomnij o słoju. Zamówiłam go w cukierni Słodki Róg na ulicy Marszałkowskiej.
Jasne, pamiętam machnął ręką. Najpierw napoje, potem słoj. Wszystko będzie jak najlepiej!
Z piętnastoma minutami później Konrad w końcu oderwał się od komputera i, narzuciwszy kurtkę, ruszył w stronę drzwi.
Konrad, zabrałeś pieniądze na słoj? zawołała Halina.
A nie zapłacona? popatrzył na nią zaskoczony.
Nie, tylko opłacono zaliczkę. Za resztę trzeba zapłacić przy odbiorze.
Zosia wyjrzała z kuchni z chusteczką w ręce:
Mamo, moją kartę masz na stole, weź stamtąd, a to u Konrada z finansami teraz gorzej z uśmiechem ulgi.
Zawsze były gorzej u Konrada, ale Halina milczania. Nie chciała zaczynać uroczystości od kłótni. Wyciągnęła pieniądze z portfela i wręczyła synowi.
Tylko nie się zatrzymuj przekazała mu. I nie zapomnij o napojach!
Kiedy za Konradem zamknęły się drzwi, Halina wróciła do ubierania stołu. Wszystko musi być idealne. Dziś przyjdą do niej nie tylko rodzina, ale i dawni współpracownicy. Trzydzieści pięć lat poświęciła szkole, uczyła polskiego i literatury. Była szanowana, a teraz, po pięciu latach wypoczynku, nie chciała być okaleczoną.
Mamo, nie przejmuj się Zosia objęła ją ramieniem. Wszystko będzie dobrze.
Tak, tak, nie przejmuję się skłamała Halina. Tylko chce, żeby wszystko było… godnie.
Córka zrozumiale skinęła głową:
Będzie, mamo. Ty dla mnie najlepsza господ.
Zamal poproszono. Pierwszymi przybyli brat Haliny z żoną Henryk i Jadwiga.
Halinko,恭喜! Jadwiga przytuliła ją i podała ogromną paczkę z prezentem. Wyglądasz fantastycznie! Sześćdziesiąt to nowe czterdzieści!
Dziękuję, drogie odpowiedziała Halina z emocją. Proszę wejść, rozbijacie się.
Szybko przebyli się inni goście. Przybyli dwie dawnie współpracownice, sąsiadka Marta Nowak z mężem, oraz kuzynka z północnego miasta. Pokój wypełnił się hałasem, śmiechem, życzeniami. Wciąż jednak Konrad nie wracał.
Zosiu, zadzwoń do męża szepnęła Halina, gdy goście już zasiadali do stołu. Coś się zakłóca.
Zosia poszła na bok z telefonem, a potem wróciła z odcięcym uśmiechem:
Już jedzie, mamo. Powiedział, iż była kolejka w sklepie.
Halina westchnęła. Znała te kolejki. Pewnie gdzieś z przyjaciółmi się poruszył.
No cóż, nie czekajmy spróbowała brzmieć optymistycznie. Przystępujmy do uroczystego śniadania!
Goście z entuzjazmem zaczęli przyjmować przekąski. Halina doskonale potrafiłagotować, a stoł był pełen. Tu były jej ulubione sosy, tu ryby owocne, tu serale, tu grzyby z wędliną, a jeszcze paź popielniczki trudno wszystko wyliczyć.
Czas płynął, a Konrad nie pojawił się. Zosia kilka razy wychodziła zadzwonić do męża, wracając co raz bardziej napięta. Halina widziała, jak córka cierpi, i starała się rozmową odciąć uwagę gości.
Pamiętasz, Halka, jak raz w Zakopanem byliśmy? rozszerzała Jadwiga. Wcześniej jeszcze były karty z profilaktyki?
Jak nie! Tam jeszcze z tym instruktorem się zapowiadałaś?
Oj, umiem! zaśmiała się Jadwiga. Henryk jeszcze dziś zazdrosny!
Wszyscy zaśmiali się, a Halina chwilę zapomniała o swoich obawach. Ale wtedy w progu zabrzmiał dzwonek.
Nareszcie! zawołała Zosia, ruszając się otworzyć.
Z korridora dobiegły przytłumione głosy, a potem Zosia wróciła w stronę pokoju sama, bleda.
Mamo, proszę, chwilę?
Halina wybaczyła gościom i poszła do korytarza. Tam stał obcy mężczyzna z wielkim pudełkiem w rękach.
Witaj, to cukiernia Słodki Róg. Zamówiłaś słoie?
Tak zdezorientowana odpowiedziała Halina. A czy mój syn nie został?
Nie mężczyzna wzruszył ramionami. Zamykamy już, a zamówienie nie zostało odebrane. Postanowiłem osobno przygotować, bo mamy adres. W końcu to urodziny kogoś.
Halina poczuła, jak w gardle przyciska się kula. Gdzie jest Konrad? Wystąpił mu coś?
Dziękuję Ci ogromnie wyciągnęła portfel. Ile to będzie?
Obszerując się z kierowcą i postawiając słoj na kuchni, Halina zwrotła się do córki:
Zosiu, gdzie jest mąż?
Nie wiem, mamo oczyma czuły prąt. Od pół godziny nie odpowiada.
Tak, idź do gości, a ja pofatygaję się z słojem.
Kiedy Zosia wyszła, Halina ciężko usiadła na stoliku. Dziesięć lat milczenia wobec nieodpowiedzialności syna, jego一直都 pokazywał obietnic, które nigdy nie były spełnione. Dziesięć lat, by ulizać się, by za Zosią i Kasią. Ale dziś przebrał się:
Z trudem odzyskując skupienie, Halina otworzyła pudełko piękne ciasto z kwiatami ciastkowymi i napisem Z urodzinami!, i przeniosła je na dużą talerz. W tym momencie do kuchni zapukała Kasia:
Babunio, a tata gdzie?
Nie wiem, słoneczko z szczeroto odpowiedziała Halina. Ale mamy słoje, zobacz, jakie piękne!
Oczyma Kasi zapaliły się:
Czy mogę na górę?
Jasne, tylko ostrożnie.
Kasia ostrożnie podniosła talerz i, wysuntdown powersze nachwytując język, przez długiej drogi wyniosła słoje do pokoju. Halina poszła za nią, gotowa podtrzymać to cenny obiekt w razie powrotu. Ale wnuczka poradziła sobie słoje zostało bezpiecznie złożone na stole, pod wesołe okrzyki gościn.
A teraz, droga Halko z uroczystym głosem zaczął mąż sąsiadki, wznosząc kieliszek pozwólcie życzyć…
Jego przemowę przerywała głośna brama do drzwi. W sali, mrucząc, wdrapali się Konrad. Od niego za groza nie przylegał zapach alkoholu.
A więc tu się nareszcie! radośnie ogłosił. Ja wszystko zrobiłem!
Zaszumiało cisza. Halina zmrózła, przypatrując się wyrazowi twarzy córki w jej oczach czytała ból i coś w rodzaju skazy.
Konradiu cicho zaczęła Zosia gdzie Ty był?
A dlaczego zaczął machinalnie. Spotkałem przyjacie, trochę wszystko tu było… A już my tu mamy słoje! Zobacz, ja wszystko zrobiłem!
Słoje przyszedł od cukierni zdrętwiała Halina. Ponieważ Ty go nie zabrali.
Przykro, ale ja tu! Nalejcie!
Goście zamierali się. Atmosfera uroczystości była stracona. Ktoś z byłych koleżanek z雅黑ła, Jadwiga zaczęła zginięcie z toczkiem, jasno powracając.
Dziękuje Wam wszystkim za uwagę! nagle głośno powiedziała Halina, wstając od stołu. Bardzo wam dziękuję, iż dziś mnie popielone jesteście. A teraz chce z.
Wszyscy oszklili się, choćby Konrad wyraźnie przestał brać kieliszek.
Za dziesięć lat, od kiedy moja córka i syn u mnie mieszkali mówiła Halina, choć każde słowo boliło, mogła kontynuować. Miałam tolerować przestrzeganie, bezwzględność i leniwość. Wszystko dla Zosi i Kasi. Ale dziś dzień urodzin, a ja sobie daję prezent.
Odwróciła się do syna:
Konradziu, od jutra nie mieszkasz tutaj dłużej. Masz dokładnie jeden dzień, by złożyć rzeczy i znaleźć sobie inne miejsce.
Co? przechylił się. Ale to ty w ogóle masz prawo!
Mam spokojnie odpowiedziała Halina. Ta квартира moja, a tu mieszkają tylko Ci, komu to mam dozwolone.
Zosiu! odwrócił się do żony. Powiedz coś twojej matce!
Ale Zosia milczała, posiadając oczy. Tylko palce, trzymające chustkę, pociemniały od napięcia.
Układnicze się, w końcu cicho powiedziała:
Mamo, jesteś pewna?
Pełnie kiwnęła głową Halina. To już wszystko zrobione.
No cóż, pojdźcie sobie! Konrad złamał talerz, przez co przyszły kostka. Mówcie, iż to za dużo! Ja tu sobie idę, nie będzie już mojego stopnia tutaj!
Ruszył prosto, ledwo unikając przewrócenia krzesła, i wetynując, poszedł w stronę drzwi. W korytarzu coś z grzmiącego upadło, potem drzwi domowe zadarła się.
Nastała cisza, którą poprzeryła Kasia:
A mogę teraz jeść słoje?
Wszyscy nerwowo się zaśmiali, a napięcie nieco zniknęło. Halina zaczęła ciastać słoje, starając się przytlić trwotę rąk. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, ale czuła, iż inaczej było niemożliwe. To słoje na urodziny rzeczywiście posiłoł kres ich relacji z synem.
Goście zaczęli znikocz. Wszyscy zrozumieli, iż im dzień urodzin się skończył, i delikatnie nie затягали. gwałtownie w domu została tylko Halina, Zosia i Kasia.
Mamo Zosia stanęła przy kuchni, gdy już były same, chciałam ci coś powiedzieć…
Nie mów nic, córko Halina poczęła. Ja wszystko rozumiem.
Nie, ty nie rozumiesz Zosia zaczęła. Ja już długo chciałam z nim rozstawić się. ale boiłam się, iż Ty buntujesz się. Że powiesz cierpij, sama wybrałaś, dla dziecka…
Halina objęła córkę:
Głupkowo. Ja widzę, jak grozisz. Kasia też wszystko widzi i powinna. Należy się szczęśliwa mama, a nie formalna rodzina.
Ale co teraz? szepnęła Zosia, przyciskając się do matki.
Teraz będzie dobrze zdecydowanie powiedziała Halina. Zniesiemy się. Razem.
W nocy Konrad wrócił już zimny i prycztajny. Milcząc, złożył rzeczy, rzadko rzucając błagańkami na żonę. Ale Zosia była niewzruszona. Dziesięć lat pustk popisanych i zawiedzeń zrobiło swoje jej serce wybała się na męża.
Może choć telewizor mi oddasz? burknął, zapiąwszy torbę. Ja go kupiłem.
Moimi pieniędzmi spokojnie odpowiedziała Zosia. Zajdź, Konrad. Tylko ujdź.
Kiedy za nim zamykły się drzwi, Halina objęła córkę:
Znasz, ja dawno chciałam powiedzieć… Mam oszczędzania. Mało, rzecz jasna, ale wystarczy na pierwszą kwotę za własne mieszkanie tobie i Kasi. Towarzystwo zażarujesz, ty czy jako dyrektor wydziału, bank zgodzi się!
Zosia spojrzała na matkę z rozszeregowanymi oczyma:
Ty szczerze? Ale my myśleli iż dalej tu będzie…
I będzie, dopóki nie kupicie mieszkania zaśmiała się Halina. A potem będę w będzie u was i spotkać się z Kasią, kiedy tylko będzie trzeba. A może jeszcze kogoś…
Mamo!
Ale co? W twoje trzydzieści pięć nie za późno robić brata lub siostrę Kasi. Tylko raz wybieraj męża z głową.
Zosia zapłaczkiem się:
Ty niemożliwa!
Ja chcę, byście były szczęśliwe powiedziała Halina. I, wiesz, ten jubileusz oジャンował się choćby lepiej, niż się spodziewałam. Ponieważ stał się początkiem nowego życia.
Stali się w kuchni, objęte, a za oknem był ostygły zachód ostatni zachód starego życia. A na stole, jakby一直都 pokazujący na zmiany, został przekąs z napisem Z urodzinami! słoje, który rzeczywiście zapisał kres jego życia.
Po pół roku Zosia i Kasia przeprowadzili się do własnego małego, ale czarującego mieszkania. Halina często odwiedzała ich, pomagała z naprawami, dawała porady. A jeszcze po roku na próg jej mieszkania wkroczył Andrzej Kowalczyk nowy uczyciel fizyki w szkole, gdzie pracowała wcześniej. Przyniósł jej chwilę romachek i bilety do teatru.
Przyjaciele mówią, iż lubisz Czeka zażenowany stwierdził. A w dramacie właśnie robią Widnokręgi…
Halina się zaśmiała i wprowadziła go:
Proszę wejść, Andrzej Kowalczyk. Tu właśnie czaję i trochę ciasta. Dołącz?