Torba, która wszystko zmieniła: przypadkowe spotkanie po rozwodzie i pustce
Katarzyna wracała do domu po spotkaniu z przyjaciółkami. Posiedziały trochę w kawiarni, pogadały o życiu. Wszystkie, oprócz niej, były zamężne, więc rozeszły się dość wcześnie. Nikt nie drążył tematu jej życia osobistego – nie tak dawno przeszła bolesny rozwód. Dobrze chociaż, iż nie zdążyli mieć dzieci…
Szła cichą, prawie pustą alejką przez park. Jeszcze nie do końca zrobiło się ciemno, a latarnie wzdłuż ścieżki świeciły jasno. Nagle usłyszała za sobą kroki. Katarzyna przyśpieszyła – chciała jak najszybciej znaleźć się na ruchliwej ulicy. Ale nie zdążyła.
Ktoś gwałtownie szarpnął jej torbę z ramienia. Zsunęła się i zniknęła w ciemności. Katarzyna zatrzymała się… i niespodziewanie wybuchnęła śmiechem.
— Pani w porządku? — zdziwił się mężczyzna, który wyszedł jej naprzeciw. — Potrzebuje pani pomocy? Może wezwać karetkę?
Widocznie nie rozumiał, dlaczego śmieje się po takim zdarzeniu.
— Wszystko w porządku — odparła Katarzyna. — Właśnie ukradli mi torebkę.
— Jak to ukradli? Trzeba dzwonić! Policja, ochrona – cokolwiek!
— Nie warto. Niech ludzie zajmą się swoimi sprawami. W środku nie było nic wartościowego – lusterko i szminka. Telefon mam w kieszeni. Wyobraża pan sobie rozczarowanie złodzieja?
Teraz i on się zaśmiał.
— A może torebka była droga?
— Nie, tania. Kupiłam ją dla siostrzenicy na piętnaste urodziny, ale dziś nagle uznałam, iż ją “wypróbuję”. Teraz znowu będę musiała szukać prezentu…
— Odprowadzić panią do wyjścia? Sam chyba też wybiorę inną drogę – kto wie, może ten sam złodziej postanowi i mnie obdarować.
— Chodźmy razem. To tylko kilkadziesiąt metrów.
— No to do zobaczenia.
— A spotkamy się jeszcze?
— Mam nadzieję. Jestem Szymon.
— Katarzyna. Dziękuję za towarzystwo.
Oboje znów się zaśmiali – i rozeszli.
— Szymek, gdzie tak długo byłeś? Już się zaczęłam martwić — odezwał się głos jego matki, gdy wrócił do domu.
— Mamo, od dzisiaj będę wracał później. Mniej więcej jak dziś.
— Coś się stało?
— Nie, wszystko w porządku. Po prostu się zatrzymałem. Przyniosłem wszystko, o co prosiłaś.
— Dzięki. Nie musiałbyś przychodzić codziennie, twoja Ewa pewnie nie jest zachwycona…
— Nie przejmuj się. Nie możesz teraz wychodzić, więc pomagam. Kiedy masz wizytę w szpitalu? Muszę wziąć wolne.
— Żeby już zdjąć ten gips…
— Na razie nie możesz się forsować. Wszystko załatwię. Czas na kolację.
— Ja przygotuję…
— Siedź, mamo. Sam się zajmę.
Zjedli kolację, a Szymon wyszedł. Przez całą drogę myślał o Katarzynie. O tym przypadkowym spotkaniu. O tym śmiechu w parku.
Z Ewą już nikt na niego nie czekał. Miesiąc temu matka upadła i złamała nogę – a tego samego dnia on z żoną mieli jechać na ślub jej kuzynki do innego miasta. Plany się rozpadły – mama potrzebowała pomocy. Szpital, gips, opieka. Ewa dzwoniła, krzyczała, groziła rozwodem. Szymon najpierw odpowiadał, uspokajał. Potem wyłączył telefon. Wrócił do domu nad ranem. Ewa zrobiła awanturę:
— Twoja matka specjalnie wybrała ten dzień! Od początku była przeciwko mnie!
— To nieprawda!
— Ty się z nią nosisz jak z jajkiem!
— To moja mama. Ma już ponad sześćdziesiąt lat. Jest sama.
— Moi rodzice jeszcze w pięćdziesiątce byli młodzi! A twoja to już starucha! Ja chcę żyć dla siebie! A ty mi na to nie pozwalasz!
— Mogłaś pojechać sama. Bez ciebie ślub by się nie rozpadł.
— Mogli ją zabrać lekarze! Nie musiałeś lecieć od razu!
Słowo po słowie – doszło do rozwodu. Szymon nie zostawił matki. Ewa spakowała rzeczy… a adekwatnie on je spakował. Nie pomyślała, iż zostaje bez dachu nad głową.
Katarzyna wróciła do swojego maleńkiego mieszkania. Rodzice kupili je, gdy zaczęła studia. Rok w nim mieszkała z mężem. Pół roku jak w bajce. Potem zaczęły się problemy.
Nie od razu zrozumiała, iż jest hazardzistą. Wynagrodzenie znikało, nastrój się zmieniał. Wszystko wyszło na jaw, gdy teściowa przyszła i zażądała, żeby wpisać syna do mieszkania. Mówiła, iż „czas wziąć odpowiedzialność”.
— On nam wszystko przepuścił — przyznała się teściowa. — Teraz ty za niego odpowiadasz.
Katarzyna odmówiła. Rozwód przeszedł przez sąd, ze skandalami. Dopiero gdy wymieniła zamki i wystawiła jego rzeczy – zostawili ją w spokoju.
Szymon nie mógł zapomnieć o tym przypadkowym spotkaniu. Zaczął przychodzić do tego samego parku o różnych porach – w nadziei, iż znów ją zobaczy.
I pewnego dnia:
— Pani to nie zgubiła torebki w parku?
— Ja! Znalazł pan?
— Znalazłem. Ale nie torebkę…
Tak to się zaczęło. Katarzyna pracowała niedaleko domu matki Szymona. Mieszkali w tym samym bloku, ale w różnych klatkach. Zbieg okoliczności?
Opowiedział matce o rozwodzie. Później przedstawił jej Katarzynę. Wszyscy troje śmiali się, wspominając tamto spotkanie.
Był skromny ślub. Urodziły się dwie córeczki. Katarzyna zaprzyjaźniła się z teściową. Tamta wyznała, iż zawsze marzyła o córce. Teraz miała ukochaną synową i dwie wnuczki. Długo wyczekiwane. I bardzo szczęśliwe.