To znaczy, iż na wesele mnie nie zaprosisz? Wstydzisz się mnie?

twojacena.pl 3 dni temu

Więc na ślub mnie nie zaprosisz, córeczko? Wstydzisz się mnie?

Ewa zakochała się w swoim koleże z klasy, Jacku, w czasie matury. Był zwykłym, niepozornym chłopakiem. Ale po wakacjach nagle wyrósł, rozbudował się w ramionach. Pewnego dnia na wuefie skręciła nogę. Jacek zaniósł ją na rękach do gabinetu pielęgniarki. Przytulała się do niego, nagle zdając sobie sprawę, jaki jest silny i przystojny.

Od tamtej pory już się nie rozstawali. Wiosną Ewa zorientowała się, iż jest w ciąży. Po maturze wzięli ślub. Jacek nie poszedł na studia, zaczął pracować na budowie. Tuż przed Nowym Rokiem Ewa urodziła dziewczynkę, Zosię. Jacek pomagał młodej żonie – zabierał córeczkę na spacer, gdy Ewa prała, gotowała albo po prostu odpoczywała. Wiosną poszedł do wojska.

A potem nowa tragedia – ojciec Ewy nagle odszedł od jej matki do innej kobiety. Matka nie wytrzymała. Zaczęła gasnąć, straciła ochotę do życia. Zdiagnozowano u niej gwałtownie postępującego raka, i dwa miesiące później zmarła. Ewa została sama z maleństwem. Teściowa wpadała czasem, krytykowała Ewę, iż się zaniedbała, w mieszkaniu bałagan, dziecko nie zadbane. Ale pomocy nie oferowała.

Stara sąsiadka ulitowała się nad Ewą. Poprosiła, żeby sprzątała u niej i robiła zakupy za niewielkie pieniądze. Przy okazji zgadzała się pilnować Zosi.

Ewa jakoś sobie radziła. W końcu Jacek wrócił z wojska. Ale przyszedł tylko po to, żeby powiedzieć, iż ich ślub był błędem, iż dziecięca miłość minęła, iż przez młodość narobili głupot. Oskarżył ją, iż ciążą związała mu ręce. A on chce iść na studia.

Ewa została sama z małą Zosią. I nie miała nikogo, komu mogłaby się poskarżyć, poprosić o pomoc, wypłakać. Wykręcała się, samotnie wychowując córkę. A Zosia wyrosła na prawdziwą piękność, prymuskę. Chłopaków nie brakowało. Ale Zosia wszystkich odrzucała.

– Nikogo ci się nie podoba? – spytała Ewa.

– Dlaczego? Podoba mi się Kuba. Michał też niczego sobie. Ale oni są tacy jak my. Ich rodzice ledwo wiążą koniec z końcem. Nie chcę tak żyć. Nie chcę spędzić życia w biedzie. Jestem ładna, a uroda ma swoją cenę.

– Uroda gwałtownie mija, córeczko. Ja też kiedyś byłam ładna, a zobacz, co się ze mną stało. Jak ciebie urodziłam, to wszystko zniknęło.

– Dlaczego porównujesz mnie do siebie, mamo? Nie zamierzam rodzić, przynajmniej nie szybko. Najpierw muszę dobrze wyjść za mąż, znaleźć bogatego i ambitnego męża – przerwała jej Zosia.

– Gdzie ty go znajdziesz, tego bogatego? W naszym małym mieście więcej palców na jednej ręce niż bogaczy. Poza tym, nie w pieniądzach szczęście. Bogaci szukają równych sobie, choćby nie spojrzą na takie jak ty – tłumaczyła Ewa.

– A ja nie zamierzam tu zostać. Jak skończę szkołę, wyjadę na studia do Warszawy. Tam więcej możliwości. A tak w ogóle, mamo, potrzebuję nowej sukienki. I butów. I płaszcz sobie obejrzałam w sklepie. Nie mogę jechać w takim obdartym ubraniu. – Zosia wskazała na elegancką sukienkę, na którą Ewa oszczędzała od miesięcy.

I wzięła dodatkową pracę. Wracała do domu wykończona. Od razu kładła się spać. Wszystkiego sobie odmawiała, żeby Zosia miała to, co inne dziewczyny. Sąsiedzi chwalili Ewę, jaką mądrą i piękną córkę sama wychowała, bez męża. Ewa była dumna, choć nie mówiła, ile ją to kosztowało. Coraz bardziej oddalały się od siebie, przestały się rozumieć, choć mieszkały pod jednym dachem.

Po maturze Zosia wyjechała do Warszawy, zabierając Ewie ostatnie pieniądze. Dostała się na uniwersytet. Dzwoniła rzadko, a na telefony Ewy odpowiadała krótko, iż wszystko w porządku, iż nie ma czasu, iż jest zajęta nauką, i prosiła o przelanie pieniędzy. Przez całe studia nie było choćby dwóch tygodni, żeby Zosia odwiedziła dom. Na ostatnim roku nagle wróciła w środku semestru.

– Mamo, wychodzę za mąż. Ojciec Marcina jest biznesmenem. Mieszkają w wielkim domu. Dostałam już prawko. Po ślubie Marcin kupi mi samochód… – opowiadała podekscytowana córka.

Ewa cieszyła się, widząc, iż córce rzeczywiście się powodzi.

– Jak ja się cieszę, córeczko. A kiedy przedstawisz mi narzeczonego? choćby nie mam, co na ślub włożyć. Nic nie szkodzi, poproszę Jadzię z piątego piętra, żeby uszyła mi sukienkę. Pracuje w zakładzie krawieckim. A kiedy ślub? Żeby tylko zdążyć z sukienką. – Ewa zaczęła się martwić.

Zosia spuściła wzrok, zawahała się.

– Mamo… powiedziałam rodzicom Marcina, iż mieszkasz za granicą i nie możesz przyjechać. – Ostrożnie zaczęła Zosia, ale widząc zszokowane spojrzenie matki, przeszła do krzyku. – Nie mogłam przecież powiedzieć, iż jesteś zwykłą sprzątaczką, iż jesteśmy biedne. Rodzice Marcina by tego nie zrozumieli, nie byłoby mowy o żadnym ślubie, jak ty tego nie rozumiesz?

– Więc na ślub mnie nie zaprosisz? Wstydzisz się mnie? – zapytała prosto zrozpaczona Ewa. – Jak to możecie? To nie fair. Co ja ludziom powiem?

– Mam w dupie, co ludzie powiedzą albo pomyślą. Co powiedzieli, kiedy tatuś mnie zostawił samą z dzieckiem? Czy choć jedna osoba ci wtedy pomogła? jeżeli nie chcesz, żebym przeżyła życie w biedzie jak ty, harując na trzech etatach, to zaakceptujesz moje warunki i nie przyjedziesz na ślub. Kim ty jesteś, a kim oni? Spójrz na siebie. Brak ci zębów, ubierasz się jak wieśniaczka…

Słowa Zosi dotknęły Ewę jak nóż w serce.

– Nie spodziewałam się tego po tobie, córeczko. Wszystko dla ciebie robiłam, we wszystkim sobie odmawiałam, a ty… Wcześniej czy później twój narzeczony i jego rodzice dowiedzą się o twoim kłamstwie, co wtedy zrobisz?

– Nie dowiedzą się, jeżeli ty im nie powiesz.

Ewa popłakała się, ale ustąpiła. Bolało ją, iż córka tak mówi, ale nie będzie jej życia psuć. NajważniejszePo latach Zosia zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła matkę, i wróciła do niej z pokorą, ale Ewa już nigdy nie odzyskała całkowitego zaufania do córki.

Idź do oryginalnego materiału