To przez Ciebie!

newsempire24.com 1 tydzień temu

— To wszystko przez ciebie!

— Krystyna! Tam na placu zabaw jakiś obcy mężczyzna zaczepiał twoją Zosię!

— Co? Co mówisz, Danuto?! Gdzie on jest? Kto to był?

— Skąd mam wiedzieć? Podeszłam, żeby zapytać, kim jest, a ten dał nogę, tylko kurz za nim został.

— Nie podoba mi się to. Zosia! Chodź tu, córeczko!

Pięcioletnia córeczka z rozwichrzonymi warkoczykami podbiegła do matki i rozpromieniła się szerokim uśmiechem.

— Mamo! Widziałam tam śliczne szczeniaczki!

Krystyna wytężyła wzrok, próbując odczytać z twarzy dziecka, co się wydarzyło. Zosia wyglądała normalnie, ale matczyne serce czuło niepokój.

— Gdzie je widziałaś? Kto ci je pokazał?

Zosia wzruszyła ramionami.

— Nikt, sama zobaczyłam. Były trzy — dwa czarne, a jeden w białe łaty. Chodź, pokażę ci!

Krystyna złapała córkę za rękę i spytała stanowczo:

— Kto do ciebie podszedł? Jakiś pan? Co ci mówił?

Dziewczynka zmarszczyła brwi.

— Mamo, o co ci chodzi? Żaden pan mnie nie zaczepiał. Tylko podszedł jeden miły pan i spytał, czy znam Krystynę Nowak.

Serce kobiety zamarło. Kto mógłby o nią pytać? Czyżby to był on?

— Jak wyglądał?

Zosia nie zdążyła odpowiedzieć, bo w kieszeni Krystyny zadzwonił telefon. Dzwonił mąż — nie mogła nie odebrać.

— Tak, kochanie?

W głowie wciąż kotłowała się myśl o tajemniczym „miłym panu”. Nie zamierzała mówić mężowi o nieznajomym, gdyż nie chciała go niepokoić. Zosi też nakazała milczenie.

— Żeby tata się nie martwił — wyjaśniła, a dziewczynka nie pytała więcej.

Tej nocy Krystyna rzucała się w łóżku, walcząc z bezsennością. Rano wstała z bólem głowy i ogólnym rozbiciem. Każdy ruch wywoływał migrenę, więc postanowiła zrezygnować z domowych obowiązków.

— Może pójdziemy dziś do restauracji? — zaproponował mąż, a ona z wdzięcznością się zgodziła.

Ten związek był inny niż poprzednie. Z Marcinem czuła się bezpieczna, jak za kamienną ścianą.

— Świetny pomysł! — uśmiechnęła się.

Nastroju jednak nie poprawiło to, iż wychodząc z domu, dostrzegła na schodach sąsiedniego bloku znajomą sylwetkę. Zamarła, słysząc łomot własnego serca.

— Krystyna, co tam robisz? — dobiegł ją głos Marcina.

— Mamo, wsiadaj! Na co się gapisz?

Powoli zajęła miejsce pasażera, nie spuszczając wzroku z mężczyzny oddalonego o kilkanaście metrów. Gdy samochód ruszył, w piersi zostało jej dziwne uciskanie.

W restauracji nie potrafiła się zrelaksować. Gdy Marcin odszedł odebrać telefon, Zosia szepnęła:

— Mamo, znowu widziałam tego miłego pana.

Krystyna ledwo powstrzymała okrzyk. Spojrzała na córkę i zrozumiała — ten, który ją skreślił z życia ponad dekadę temu, wrócił. Myśli o nim były jak trucizna.

— Widziałaś go wieczorem? — spytała mechanicznie.

— Tak, gdy jechaliśmy. Stał pod blokiem i patrzył na nas.

Po kolacji, która wydała się wiecznością, Krystyna wstała z ulgą. Marcin wziął ją delikatnie za dłoń.

— Co się dzieje, Krysia? Jesteś jakaś nieswoja.

Chciała milczeć, ale nie mogła. Zbyt go kochała, by ukrywać prawdę.

— Marcin… Antek wrócił.

Mąż zatrzymał się, wypuścił jej rękę i spojrzał zaniepokojony.

— Antek? Dzwonił do ciebie?

— Mamo, a kto to Antek? — wtrąciła Zosia.

— To mój… znajomy — odparła wymijająco, po czym dodała: — Nie dzwonił. Widziałam go wczoraj i dziś. To na pewno on.

Marcin nie odpowiedział. W drodze powrotnej Krystyna wiedziała już, iż spotkanie jest nieuniknione. Antek stał przed blokiem, wypatrując ich samochodu.

— Masz rację — szepnął Marcin. — To on. Znalazł cię.

— Pozwolisz, żebym z nim porozmawiała? — spytała drżącym głosem. — jeżeli nie chcesz, nie muszę…

— Krystyna… — Marcin delikatnie ścisnął jej dłoń. — To twój syn. Nie mogę ci zabronić.

Skinęła głową, a gdy odwróciła się do śpiącej Zosi, mąż zrozumiał.

— Idź, a my z Zosią przejedziemy się jeszcze chwilę.

Wyszła z samochodu i podeszła do syna. Wpatrywała się w jego twarz — zmienił się przez te lata.

— Cześć — powiedziała pierwsza.

Antek ledwo skinął głową.

— Szukałem cię. Chciałem porozmawiać. A potem dowiedziałem się, iż wyszłaś za jego przyjaciela i urodziłaś mu córkę.

Głos zrobił się twardy. Nic się nie zmienił.

— Przyszedłeś, żeby mi wypomnieć? — spytała stanowczo. — Nie mam na to ochoty.

— Jestem twoim synem — rzucił. — Nie zaprosisz mnie do środka?

— Nie jesteś w nastroju do rozmowy. Po co tu przyszedłeś?

— Potrzebuję pieniędzy.

Zrobiło jej się niedobrze. Nie czuła ani litości, ani radości. Tylko wstręt.

— To wszystko przez ciebie — ciągnął. — Gdybyś nie zostawiła ojca, wszystko byłoby dobrze.

Nie powiedziała mu prawdy. Niech pamięta ojca takim, jakim chce.

— Dasz mi te pieniądze? — nalegał.

— Sam wybrałeś taką drogę.

— Zniszczyłaś rodzinę, a teraz bawisz się w idealną matkę? — zaśmiał się szyderczo.

Patrzyła na niego i widziała w nim odbicie ojca — tego samego tyrana.

— Dla ciebie umarłam dziesięć lat temu — powiedziała zimno. — Niech tak zostanie. Idź sobie, Antek. I nigdy więcej się nie pokazuj.

Spojrzał na nią z nienawiścią.

— Nienawidzę cię. Lepiej, żebyś to ty umarła, a nie ojciec.

PoczKrystyna odwróciła się i odeszła, nie oglądając się za siebie, bo wiedziała, iż po tylu latach cierpienia zasłużyła w końcu na spokój.

Idź do oryginalnego materiału