— To wszystko przez ciebie!
— Krystyna! Tam na placu zabaw jakiś obcy mężczyzna zaczepiał twoją Zosię!
— Co? Co mówisz, Danuto?! Gdzie on jest? Kto to był?
— Skąd mam wiedzieć? Podeszłam, żeby zapytać, kim jest, a ten dał nogę, tylko kurz za nim został.
— Nie podoba mi się to. Zosia! Chodź tu, córeczko!
Pięcioletnia córeczka z rozwichrzonymi warkoczykami podbiegła do matki i rozpromieniła się szerokim uśmiechem.
— Mamo! Widziałam tam śliczne szczeniaczki!
Krystyna wytężyła wzrok, próbując odczytać z twarzy dziecka, co się wydarzyło. Zosia wyglądała normalnie, ale matczyne serce czuło niepokój.
— Gdzie je widziałaś? Kto ci je pokazał?
Zosia wzruszyła ramionami.
— Nikt, sama zobaczyłam. Były trzy — dwa czarne, a jeden w białe łaty. Chodź, pokażę ci!
Krystyna złapała córkę za rękę i spytała stanowczo:
— Kto do ciebie podszedł? Jakiś pan? Co ci mówił?
Dziewczynka zmarszczyła brwi.
— Mamo, o co ci chodzi? Żaden pan mnie nie zaczepiał. Tylko podszedł jeden miły pan i spytał, czy znam Krystynę Nowak.
Serce kobiety zamarło. Kto mógłby o nią pytać? Czyżby to był on?
— Jak wyglądał?
Zosia nie zdążyła odpowiedzieć, bo w kieszeni Krystyny zadzwonił telefon. Dzwonił mąż — nie mogła nie odebrać.
— Tak, kochanie?
W głowie wciąż kotłowała się myśl o tajemniczym „miłym panu”. Nie zamierzała mówić mężowi o nieznajomym, gdyż nie chciała go niepokoić. Zosi też nakazała milczenie.
— Żeby tata się nie martwił — wyjaśniła, a dziewczynka nie pytała więcej.
Tej nocy Krystyna rzucała się w łóżku, walcząc z bezsennością. Rano wstała z bólem głowy i ogólnym rozbiciem. Każdy ruch wywoływał migrenę, więc postanowiła zrezygnować z domowych obowiązków.
— Może pójdziemy dziś do restauracji? — zaproponował mąż, a ona z wdzięcznością się zgodziła.
Ten związek był inny niż poprzednie. Z Marcinem czuła się bezpieczna, jak za kamienną ścianą.
— Świetny pomysł! — uśmiechnęła się.
Nastroju jednak nie poprawiło to, iż wychodząc z domu, dostrzegła na schodach sąsiedniego bloku znajomą sylwetkę. Zamarła, słysząc łomot własnego serca.
— Krystyna, co tam robisz? — dobiegł ją głos Marcina.
— Mamo, wsiadaj! Na co się gapisz?
Powoli zajęła miejsce pasażera, nie spuszczając wzroku z mężczyzny oddalonego o kilkanaście metrów. Gdy samochód ruszył, w piersi zostało jej dziwne uciskanie.
W restauracji nie potrafiła się zrelaksować. Gdy Marcin odszedł odebrać telefon, Zosia szepnęła:
— Mamo, znowu widziałam tego miłego pana.
Krystyna ledwo powstrzymała okrzyk. Spojrzała na córkę i zrozumiała — ten, który ją skreślił z życia ponad dekadę temu, wrócił. Myśli o nim były jak trucizna.
— Widziałaś go wieczorem? — spytała mechanicznie.
— Tak, gdy jechaliśmy. Stał pod blokiem i patrzył na nas.
Po kolacji, która wydała się wiecznością, Krystyna wstała z ulgą. Marcin wziął ją delikatnie za dłoń.
— Co się dzieje, Krysia? Jesteś jakaś nieswoja.
Chciała milczeć, ale nie mogła. Zbyt go kochała, by ukrywać prawdę.
— Marcin… Antek wrócił.
Mąż zatrzymał się, wypuścił jej rękę i spojrzał zaniepokojony.
— Antek? Dzwonił do ciebie?
— Mamo, a kto to Antek? — wtrąciła Zosia.
— To mój… znajomy — odparła wymijająco, po czym dodała: — Nie dzwonił. Widziałam go wczoraj i dziś. To na pewno on.
Marcin nie odpowiedział. W drodze powrotnej Krystyna wiedziała już, iż spotkanie jest nieuniknione. Antek stał przed blokiem, wypatrując ich samochodu.
— Masz rację — szepnął Marcin. — To on. Znalazł cię.
— Pozwolisz, żebym z nim porozmawiała? — spytała drżącym głosem. — jeżeli nie chcesz, nie muszę…
— Krystyna… — Marcin delikatnie ścisnął jej dłoń. — To twój syn. Nie mogę ci zabronić.
Skinęła głową, a gdy odwróciła się do śpiącej Zosi, mąż zrozumiał.
— Idź, a my z Zosią przejedziemy się jeszcze chwilę.
Wyszła z samochodu i podeszła do syna. Wpatrywała się w jego twarz — zmienił się przez te lata.
— Cześć — powiedziała pierwsza.
Antek ledwo skinął głową.
— Szukałem cię. Chciałem porozmawiać. A potem dowiedziałem się, iż wyszłaś za jego przyjaciela i urodziłaś mu córkę.
Głos zrobił się twardy. Nic się nie zmienił.
— Przyszedłeś, żeby mi wypomnieć? — spytała stanowczo. — Nie mam na to ochoty.
— Jestem twoim synem — rzucił. — Nie zaprosisz mnie do środka?
— Nie jesteś w nastroju do rozmowy. Po co tu przyszedłeś?
— Potrzebuję pieniędzy.
Zrobiło jej się niedobrze. Nie czuła ani litości, ani radości. Tylko wstręt.
— To wszystko przez ciebie — ciągnął. — Gdybyś nie zostawiła ojca, wszystko byłoby dobrze.
Nie powiedziała mu prawdy. Niech pamięta ojca takim, jakim chce.
— Dasz mi te pieniądze? — nalegał.
— Sam wybrałeś taką drogę.
— Zniszczyłaś rodzinę, a teraz bawisz się w idealną matkę? — zaśmiał się szyderczo.
Patrzyła na niego i widziała w nim odbicie ojca — tego samego tyrana.
— Dla ciebie umarłam dziesięć lat temu — powiedziała zimno. — Niech tak zostanie. Idź sobie, Antek. I nigdy więcej się nie pokazuj.
Spojrzał na nią z nienawiścią.
— Nienawidzę cię. Lepiej, żebyś to ty umarła, a nie ojciec.
PoczKrystyna odwróciła się i odeszła, nie oglądając się za siebie, bo wiedziała, iż po tylu latach cierpienia zasłużyła w końcu na spokój.