„To nie mój zięć – i nigdy nim nie będzie!” – jak babcia niszczy moją rodzinę

newskey24.com 19 godzin temu

„On mi nie zięć i już!” – jak babcia rujnuje moje życie rodzinne

Od pierwszego wejrzenia go nie zniosła. Nigdy nie wymienia jego imienia – tylko „tamten” albo „ten twój”. Prosiłam ją dziesiątki razy, żeby nie wtrącała się w nasz związek, ale babcia ma na wszystko swoje zdanie. „Gdyby był porządny, dawno by się ożenił. Dziecko jest, a papieru brak!” – powtarza jak mantrę. Zero szacunku dla niego – opowiada ze smutkiem 26-letnia Kinga z Poznania.

Z Mikołajem są razem od ponad dwóch lat. Najpierw się spotykali, a gdy Kinga zaszła w ciążę, postanowili zamieszkać razem. Mikołaj nie zwiał, nie spanikował – wręcz przeciwnie, oświadczył się. Ale, jak na złość, wszystko potoczyło się inaczej: najpierw Kinga trafiła na oddział patologii ciąży, potem on miał kłopoty w pracy. O ślubie nie było mowy.

Mieszkali u babci Kingi – w trzypokojowym mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty na Wildzie. Mieszkanie należało do niej, ale od dzieciństwa byli tam zameldowani Kinga i jej mama. Od niedawna – także Mikołaj. Gdy urodziła się córeczka, przestrzeni było jeszcze mniej, ale miłość trzymała ich razem.

W urzędzie stanu cywilnego wciąż nie byli. Najpierw przez zdrowie, potem przez codzienną krzątaninę. Ale Mikołaj powtarzał: „Chcę, żebyś miała prawdziwe wesele. Żeby były pierścionki, suknia, tak jak marzyłaś”. Chciał uzbierać pieniądze i zorganizować porządną imprezę, a nie tylko podpisać papiery.

Wtedy babcia – Bronisława Kazimiera – zaczęła wojnę. Jej stanowisko było jasne: dopóki nie ma ślubu, to nie mąż. Choć Mikołaj nigdy nie odtrącił ani Kingi, ani dziecka, babcia nazywała go „przebierańcem”. Mówiła – gdyby chciał, dawno by to załatwił. A formalności, w jej oczach, decydują o wszystkim.

Gdy Mikołaj stracił pracę, babcia nie dawała mu spokoju. Raz leniem, raz darmozjadem, raz „chłopczykiem bez kręgosłupa”. W końcu było mu tak ciężko, iż znalazł cokolwiek – byle tylko uciec z domu. Praca ciężka, grosze na koncie, ale szuka czegoś lepszego.

Mama Kingi – spokojna kobieta, która nie wtrąca się w sprawy młodych – choćby przyznaje, iż Bronisława przekracza granice. Wtrąca się, narzuca, krytykuje. A młodzi i tak mają pod górkę.

Koleżanka Kingi od dawna radzi, żeby się wyprowadzili. choćby proponowała tymczasowe lokum. Ale Mikołaj zarabia nieregularnie, a czynsz to połowa ich budżetu. Rachunki może by pokryli, ale co z resztą?

– Trwamy – mówi cicho Kinga. – Myśleliśmy, iż niedługo się ułoży. A potem stało się to. Wyszedł wieczorem ze znajomymi. Obiecał wrócić do jedenastej. Dwunasta – go nie ma. Pierwsza w nocy – przez cały czas nic. Dzwonię, martwię się. Babcia widziała to wszystko. Wrócił nad ranem, pijany. Chciał się tłumaczyć, przepraszał. A babcia… Nie wytrzymała. Wpadła w furię, krzyczała, wyrzuciła go. Powiedziała: „Mieszkanie moje – prawo mam! Jeszcze raz cię tu zobaczę – policję wezwę!”

Od tej pory Mikołaj mieszka u kumpla. Codziennie dzwoni do Kingi, tęskni za córką. Mówi, iż szuka rozwiązania. Obiecuje mieszkanie, przeprowadzkę. Ale na razie to tylko słowa. Ani grosza, ani widoków.

Kinga miota się między młotem a kowadłem: z jednej strony ukochany, z drugiej dach nad głową. Babcia nie ustępuje. Jej zasady w jej domu – niepodważalne.

Ale czy ma prawo niszczyć czyjąś rodzinę tylko dlatego, iż nie pasuje do jej wzorca? Czy pieczątka w dowodzie to miara miłości i odpowiedzialności? Czy warto dla formalności odbierać dziecku ojca, a kobiecie oparcie?

Kinga nie wie, co robić. Wyboru nie ma. Pieniędzy nie ma. Nadzieja tylko w Mikołaju. Ale i on ma na razie puste obietnice.

I tak siedzi nocami, wpatrując się w pusty kąt, gdzie zwykle leżał jego plecak, i pyta sama siebie: „A może rzeczywiście to nie ten człowiek? Może babcia ma rację?”

A może po prostu ktoś tak bardzo chciał mieć rację, iż zniszczył coś, co budowała miłość…

Idź do oryginalnego materiału