Pulsujący rytm muzyki płynnie przechodzi w monotonny dźwięk prania. Cykl zamyka się w wirowaniu, płukaniu i spuszczaniu wody. Suszeniu. W czarne dziury wciągane są galaktyki wirujących skarpet. od dzisiaj samotne, wybrakowane, krążą po orbitach w innym uniwersum. Oblepione codziennym kurzem filtry z suszarki, jeden egzemplarz filcowego garnituru przeżarty przez insekty do cna i pochowany w pudełku muzealnego magazynu, jak i wiara, iż sztuka ma moc uzdrawiania — wszystko to przypomina nam, iż codziennie obrastamy warstwami kolejnych wersji nas samych. Towarzyszy temu potrzeba samookreślenia, a jednocześnie prezentowania się wciąż na nowo.
Tytuł wystawy w języku polskim może oznaczać sekretny lub tajemniczy upadek, upływ, ale też potknięcie czy uchybienie. Wobec czego lub kogo? Nas samych? Czasu jako takiego? Lapsus to także głos z nieświadomości, do której odmętów wtrącamy to, co niewygodne. Prace Szostek niemal zawsze są o uporczywym końcu. Łączy je reakcja na rzeczywistość poprzez sięganie po to, co nieszlachetne. Właśnie dlatego w konfrontacji z jej realizacjami docieramy do wyobrażenia o świecie niespójnym, targanym sprzecznościami i absurdami. Mimo to uśmiechamy się, gdyż prace artystki charakteryzują się dyskretnym poczuciem humoru, łącząc zwyczajne przedmioty w rozbrajające konstelacje. W działaniach Szostek rysują się odmienności i rozdźwięki, ale jej prace ciągle wymykają się ustalonym kodom.






Love and Hangover to tytuł instalacji z 2023 roku, jednej z pierwszych realizacji powstałych z myślą o ekspozycji w UFO. Dominująca i pochłaniająca, jak stan upojenia i miłości, będących esencją życia poza stanami liminalnymi. Zachód słońca w instalacji można postrzegać jako wizualną metaforę tego przejścia, w którym żywe, czerwone słońce sygnalizuje koniec czegoś intensywnego i początek nieuniknionego upadku. Łączy w sobie motywy przemijania, oderwania oraz dwoistości, winy i niewinności, podkreślając, iż życie, podobnie jak miłość, to seria uniesień i upadków, początków i zakończeń. Praca jest najlepszym przykładem jednej ze ścieżek twórczości Szostek, w której korzysta z postinternetowych motywów, wykorzystując własną technikę termoplastyki. Fotografia jest jej surowcem — z niej powstają cyfrowe i manualnie robione kolaże nanoszone na tworzywo przypominające gładkością ekran, a miękkością ludzką skórę. Obrana technika wynika z doświadczania obrazów jako ciała i ciągłej potrzeby jego zmieniania i przekształcania. Skrajności w pracach egzemplifikuje połączenie elementów sztucznych i wywodzących się z natury, które przenikają się, tworząc hybrydyczne byty. Podobną technikę na gruncie polskim zainicjowała Alina Szapocznikow, tworząc opowieść o potrzebie zatrzymania płynącego czasu, trawiącej chorobie, zmieniającym się ciele własnym, jak i dorastającym oraz ewoluującym ciele dziecka.








Opowieść Szostek dotyczy doświadczania życia w dobie antropocenu i posthumanizmu jako źródła wyrzutów sumienia, poczucia destrukcji i klęski. Od 2020 roku artystka sięga po filtry z suszarki — pokłosie codziennych, domowych rytuałów. Obiekty, jakby wykonane z filcu, ze skumulowanymi resztkami włókien, włosów, sierści i innych zanieczyszczeń, zostają umieszczone na masywnych metalowych płytach. Tworzą pociągająco odrzucające kompozycje, przywołujące kurz Duchampowskiej Panny Młodej, realizacje Beuysa czy abiektową futrzaną filiżankę Oppenheim.
Prace z cyklu Bodies można uznać za spadek po dadaistycznych i surrealistycznych montażach oraz kolażach, kulturze bric-à-brac i działaniach Fluxusu. Szostek wykorzystuje obiekty uznane powszechnie za odpadki. Przynależą one do sfery intymnej i prywatnej, mimo iż wszechobecne, przez swą efemeryczność lokują się gdzieś między obecnością a jej brakiem. Kłaczki, kurz i odpadki są ludzkie, nasze, udomowione, a wciąż obce i niechciane. Jest w tych pracach również doza czułości, wynikająca z doświadczenia macierzyństwa, podobnie jak same obiekty — pamiątki pozbawione estetyzacji.






Podważanie perfekcjonizmu i odświętności nie oznacza braku kontroli. Tytułowy obiekt The Secret Lapse został zbudowany wokół wyalienowanego przedmiotu — dziurawej skarpetki. Odlanie jej w brązie nadało jej status, do jakiego wcześniej wyniesiono puszki po piwie czy latarkę Jaspera Johnsa. Choć artystka, jak sama mówi, element kwiatowy w rzeźbie zapożyczyła od wczesnoromantycznego malarza Philippa Otto Runge z pracy pt. Poranek z cyklu Pory Dnia z 1808. Dzięki świeżemu spojrzeniu rzeczy ujarzmione i znane zostały wyswobodzone z narzuconej hierarchii ważności i wartości.
Doświadczeniu rzeźby-fontanny towarzyszy kojący dźwięk cyrkulującej wody. Codzienność została zintensyfikowana. Świadomość przemijania, zużycia, niedoskonałości została ukojona cichą nadzieją rozwoju — choćby dotyczyło to jedynie metalowych płatków.
Katarzyna Piskorz