Teściowa zaproponowała zamianę mieszkań — z jednym warunkiem: muszę przepisać swoje na nią.

polregion.pl 13 godzin temu

Teściowa zaproponowała wymianę mieszkań – ale pod jednym warunkiem: muszę przepisać swoje na nią.

Nie wiem, co czują inne kobiety, ale ja wiem jedno: nie zamierzam ryzykować tym, co należy się mnie z prawa. Zwłaszcza gdy chodzi o nieruchomości. Zwłaszcza – gdy w grę wchodzi rodzina mojego męża, w której, jak od dawna podejrzewam, za każdymi „dobrymi intencjami” kryje się coś podejrzanego.

Rodzina Krzysztofa jest, delikatnie mówiąc, trudna. Jego młodszy brat od kilku lat siedzi w więzieniu. Za co? Możecie się domyślić. Zawsze był fanem ryzykownych przygód. Raz wciągał kogoś w podejrzany interes, raz „brał odpowiedzialność”, a potem szukał winnych. W końcu zapłacił za to pełną cenę. A jego mama, moja teściowa, za każdym razem mówiła: „No przecież to jeszcze chłopak…”.

Gdy pobraliśmy się z Krzysztofem, nie mieliśmy zbyt wielu opcji – wprowadził się do mnie. Nie naciskałam, po prostu miałam mieszkanie po babci. Jedno pokój, ale przytulne, jasne, z wysokim sufitem. Miejsca było dla nas aż nadto. Krzysiek to porządny facet, domator. choćby na początku wspólnego życia nie zostawiał mokrej podłogi w łazience i sam prał swoje skarpetki.

Minęły trzy lata. I w końcu urodziła się nasza córka. Cicha, pogodna dziewczynka – Zosia. Bałam się nieprzespanych nocy, histerii, zmęczenia. Ale Zosia okazała się prawdziwym aniołkiem. Spokojna, czuła. Wszystko z nią było proste.

Krzysiek okazał się świetnym ojcem. Tak, chciałabym, żeby zarabiał więcej, ale kto by nie chciał? Daliśmy radę. Za to moja teściowa, zostając babcią, rozkwitła. Ciągle z prezentami, dzwoni po dziesięć razy dziennie. Stara się – szczególnie dla mnie. Najpierw myślałam, iż po prostu chce być bliżej wnuczki. Ale potem zrozumiałam – coś knuje.

Plan był prosty. Teściowa zaproponowała nam z mężem przeprowadzkę do swojego dwupokojowego mieszkania. A ona sama, „starsza babcia”, chętnie zamieszka w naszej kawalerce. W końcu będzie nam łatwiej, dziecko potrzebuje własnego kąta, więcej przestrzeni, no i oczywiście pomoc babci pod bokiem.

Słowami – idealny układ. Ale był jeden haczyk. Teściowa postawiła warunek: żebyśmy z mężem oficjalnie dokonali zamiany. Czyli ja miałabym przepisać swoje mieszkanie na nią. A to dwupokojowe, do którego byśmy się wprowadzili, miałoby zostać tylko na Krzyśka. Tylko na niego.

Na początku choćby nie zrozumiałam podstępu. Ale gdy usiadłam i wszystko przeanalizowałam… zrobiło mi się strasznie. W przypadku rozwodu zostaję z niczym: moje mieszkanie – jej, to, w którym mieszkamy – jego. I wszystko zgodnie z prawem.

Nie wiem, czy to przebiegłość, czy dalekowzroczność, ale teściowa stoi twardo. Namawia, naciska, używa każdego argumentu. Mówi nawet, iż jeżeli teraz odmawiam, to znaczy, iż z góry myślę o rozwodzie. A skoro myślę – to znaczy, iż nie kocham.

Krzysiek słucha. Jest zagubiony. Rozumie, iż to ryzykowne, ale przecież mama nie doradzi nic złego, prawda? Porozmawialiśmy poważnie. Powiedziałam: „Krzysiek, jesteś moim mężem, ojcem naszej córki. Tobie ufam. Ale twojej matce – nie. Nie chcę. Nie mogę. Mam złe przeczucie”.

Odpowiedział, iż wszystko komplikuję. Że powinnam być bardziej elastyczna, iż to tylko papiery. Że nic się nie zmieni i nikt nikogo nie zostawi. Ale ja wiem, jak to bywa. Dziś „nikt”, a jutro – nagle „obcy ludzie”. I zostanę z dzieckiem – bez niczego.

Zaproponowałam kompromis: po prostu zamiana – bez przepisywania, bez darowizn. jeżeli chcecie – żyjmy jak rodzina, bez tych papierkowych kombinacji. Ale teściowa odmówiła. Powiedziała wprost: „Nie ufam. A jeżeli się rozstaniecie – połowa mojego mieszkania pójdzie na ciebie”.

Oto cała prawda. Boi się o swoje mieszkanie, ale żąda mojego.

Teraz codzienność to ciągły nacisk. Krzysiek burczy, mówi, iż ma dość kłótni. Teściowa dzwoni, przekonuje. I wszystko pod płaszczykiem dobroci. A ja siedzę w swojej kawalerce, patrzę na śpiącą Zosię i myślę – czy jestem złą matką, jeżeli nie chcę oddać wszystkiego obcym ludziom?

Nie wiem, co robić. Nie zamierzam się rozwodzić. Ale oddawać mieszkania – też nie. Jestem zmęczona. Nie jestem chciwa. Po prostu nie chcę zostać na bruku, jeżeli jutro wszystko się rozpadnie. Za dużo takich przykładów widziałam.

Co byście zrobili na moim miejscu?

Idź do oryginalnego materiału