Teściowa zaproponowała zamianę mieszkań — ale pod jednym warunkiem: muszę przepisać swoje na nią
Nie wiem, co czują inne kobiety, ale ja wiem na pewno: nie zamierzam ryzykować tym, co należy do mnie z prawa. Zwłaszcza gdy chodzi o nieruchomości. A już szczególnie — gdy w tle jest rodzina mojego męża, w której, jak od dawna podejrzewałam, za każdymi „dobrymi chęciami” kryje się coś podejrzanego.
Rodzina Jacka to, delikatnie mówiąc, złożona historia. Jego młodszy brat od kilku lat siedzi w więzieniu. Za co — zgadnijcie sami. Zawsze był miłośnikiem ryzykownych przedsięwzięć. Raz wciągnie kogoś w podejrzany interes, raz „bierze odpowiedzialność”, a potem szuka kozłów ofiarnych. W końcu zapłacił za wszystko pełną cenę. A jego matka, moja teściowa, za każdym razem mówiła: „Przecież to tylko chłopak…”.
Giedy wzięliśmy z Jackiem ślub, nie mieliśmy wyboru, gdzie mieszkać — wprowadziliśmy się do mnie. Nie nalegałam, ale miałam swoje mieszkanie po babci. Kawaperda, ale przytulna, pełna światła, z wysokimi sufitami. Dla nas dwojga miejsca było aż nadto. Jacek to porządny, domowy typ. choćby na początku wspólnego życia nie zostawiał mokrej podłogi w łazience i sam prał swoje skarpety.
Minęły trzy lata. I oto — urodziła się nasza córeczka. Cicha, jasnowłosa dziewczynka, Zosia. Bałam się nieprzespanych nocy, histerii, wyczerpania. Ale Zosia okazała się aniołem. Spokojna, czuła. Wszystko z nią było łatwe.
Jacek okazał się dobrym ojcem. Tak, chciałabym, żeby zarabiał więcej, ale kto by nie chciał? Radziliśmy sobie. A moja teściowa, gdy została babcią, rozkwitła. To z prezentami do nas, to dziesięć telefonów dziennie. Wszystko robi — szczególnie dla mnie. Najpierw pomyślałam, iż po prostu chce być bliżej wnuczki. Ale potem zrozumiałam — miała swój plan.
Plan był prosty. Teściowa zaproponowała, żebyśmy z Jackiem wprowadzili się do jej dwupokojowego mieszkania. A ona, „starsza pani”, będzie mieszkać w naszym kawalerce. Mówi, iż będzie nam łatwiej, dziecko potrzebuje swojego kąta, więcej przestrzeni, no i oczywiście pomoc babci pod ręką.
Słowami — ideał. Ale był jeden haczyk. Teściowa postawiła warunek: żebyśmy z mężem formalnie dokonali zamiany. Czyli ja miałam przepisać swoje mieszkanie na nią. A to dwupokojowe, do którego mielibyśmy się wprowadzić, miało pozostać na Jacka. Tylko na niego.
Z początku choćby nie zrozumiałam podstępu. Ale gdy usiadłam i wszystko przeliczyłam… zrobiło mi się strasznie. W przypadku rozwodu zostaję z niczym: moje mieszkanie — jej, to, w którym mieszkam — jego. I wszystko zgodnie z prawem.
Nie wiem, czy to przebiegłość, czy dalekowzroczność, ale teściowa stoi twardo. Nalega, naciska, używa każdego argumentu. Mówi nawet, iż jeżeli teraz odmawiam, to znaczy, iż z góry myślę o rozwodzie. A jeżeli myślę — to znaczy, iż nie kocham.
Jacek słucha. Jest zagubiony. Rozumie, iż to ryzykowne, ale przecież matka — nie doradzi niczego złego, prawda? Porozmawialiśmy poważnie. Powiedziałam: „Jacek, jesteś moim mężem, ojcem mojej córki. Tobie ufam. Ale twojej matce — nie. Nie chcę. Nie potrafię. Mam złe przeczucie”.
Odpowiedział, iż wszystko komplikuję. Że powinnam być elastyczna, iż to tylko papiery. Że nic się nie zmieni i nikt nikogo nie zostawi. Ale ja wiem, jak to bywa. Dziś — „nikt”, a jutro — „obcy ludzie”. I zostanę z dzieckiem — bez niczego.
Zaproponowałam kompromis: zwykłą zamianę — bez przepisywania, bez darowizn. jeżeli chcecie — żyjmy jak rodzina, bez tych papierowych gier. Ale teściowa odmówiła. Powiedziała wprost: „Nie ufam. A nagle się rozstaniecie — i połowa mojego mieszkania pójdzie tobie”.
Otóż to. Boi się o swoje, ale żąda mojego.
Teraz każdego dnia — presja. Jacek narzeka, mówi, iż ma dość tych sporów. Teściowa dzwoni, przekonuje. I wszystko pod płaszczykiem dobroci. A ja siedzę w swojej kawalerce, patrzę na śpiącą Zosię i myślę — czy jestem złą matką, skoro nie chcę oddać wszystkiego obcym ludziom?
Nie wiem, co zrobić. Nie zamierzam się rozwodzić. Ale i oddawać mieszkania też nie. Jestem zmęczona. Nie jestem chciwa. Po prostu nie chcę zostać na bruku, gdyby jutro wszystko się rozpadło. Zbyt wiele takich przykładów widziałam.
Co byście zrobili na moim miejscu?