Teściowa zalała się łzami na weselu, znając prawdę.

newskey24.com 1 dzień temu

Teściowa płakała rzewnie prosto na ślubie. I tylko ona wiedziała, dlaczego.

Tłum gości wesoło skandował „Gorzko!”, klaskał w dłonie, w kieliszkach musowało się wino, a pan młody nieśmiało całował pannę młodą w policzek. Potem, jak w scenariuszu, schowali się razem pod welonem i odegrali namiętny pocałunek — wymuszony, niezgrabny, niemal teatralny. Widziałem wszystko. Nie było między nimi tej iskry, która rodzi prawdziwą bliskość. Chichotali, szeptali — jakby odgrywali czyjeś wesele.

Moja bliska przyjaciółka Kasia wydawała za mąż jedyną córkę — Kingę. Krzątała się, denerwowała, co chwilę wycierała dłonie o sukienkę. Gdy goście zajęli miejsca przy stołach, pociągnęła mnie za rękę i szepnęła z niezadowoleniem:

— Popatrz tylko, jak zachowuje się teściowa. Jakby nie wesele syna miała, a stypę.

Rozejrzałem się. Wcześniej nie widziałem matki pana młodego, choćby nie wiedziałem, która to z gości. Dopiero gdy Kasia wskazała na kobietę w szarej sukience ze srebrnymi wstawkami, zrozumiałem, o kogo chodzi. Siedziała w kącie przy samotnym stoliku, z twarzą tak pochmurną, jakby właśnie doświadczyła zdrady. Schyliła głowę i ocierała łzy chusteczką. Jej usta drżały, a w każdym oddechu było tyle bólu, iż aż mnie coś ścisnęło w środku.

— Może źle się czuje? — zasugerowałem, starając się być delikatny.

— Ależ co tam choroba! — machnęła ręką Kasia. — To przez mieszkanie się martwi! Boi się, iż teraz synowa z dzieckiem na niej „wsiądzie”. Syn dostał kawalerkę po babci, a ona myśli, iż moja Kinga wczepi się w to mieszkanie jak rzep.

— No, trochę przesadzasz. Jeszcze się nie pobrali, a ty już dzielisz metry — zażartowałem, ale napięcie nie ustępowało.

Mimowolnie obserwowałem tę kobietę. Gdy goście jedli, śmiali się, składali życzenia — ona nie tknęła ani sałatki, ani wina. Nie podnosiła wzroku. choćby na syna, który tego wieczoru powinien być dla niej najważniejszy, nie patrzyła.

Gdy w sali znów rozległo się „Gorzko!”, teściowa gwałtownie odwróciła się do okna, zaciśniętą dłonią przycisnęła usta. Nie wytrzymałem i cicho podszedłem do niej.

— Przepraszam… wygląda, iż jest pani bardzo smutna. Wszystko w porządku?

Kobieta spojrzała na mnie. W jej oczach były łzy, ale nie słabości — tylko ból, prawdziwy, przeżyty.

— Nie potrafię udawać — wyszeptała. — Przepraszam, ale to wszystko to przedstawienie. Mój syn… on nie kocha tej dziewczyny. Kinga jest dobra, pełna światła. Jest szczęśliwa, nie widzi oczywistości. A on… on żeni się na złość swojej byłej.

Zdrętwiałem. Nie spodziewałem się takiego wyznania.

— Niemożliwe… jest pani pewna?

— Sam mi powiedział. Chciał pokazać swojej eks, jaki to „szczęśliwy”. Prosiłam, krzyczałam, błagałam, żeby tego nie robił. A on — uparty. Myśli, iż można ukoić ból, zadając go innym. Patrzę na tę dziewczynę — ma oczy pełne blasku, wierzy całym sercem w miłość. A on… on się mści. I mnie od tego mdli.

— A może coś się zmieni? Ludzie przecież przywykają, uczucia rodzą się z czasem…

— Chciałabym w to wierzyć… — odparła smutno — ale sumienie nie daje mi spokoju. Szkoda mi jej. Bardzo szkoda. A syn… Syn stał się obcy.

Wróciłem w milczeniu do stołu. Kasi nic nie powiedziałem. Ale po dwóch dniach sama do mnie zadzwoniła.

— Kinga wróciła. Zebrała rzeczy, nic nie wyjaśnia. Ani łez, ani krzyku — milczy jak grób. Nie rozumiem, co się stało. Wszystko było tak pięknie!

— Zaczekaj, zaraz przyjadę — rzuciłem krótko i odłożyłem słuchawkę.

Jechałem do niej, ściskając kierownicę do bólu. Czułem ogromny smutek z powodu Kingi. Ale jeszcze większy — z powodu tamtej teściowej. Za kobietę, która wiedziała, iż jej syn niszczy czyjeś życie, i nie mogła nic zrobić. Kasia i Kinga, prędzej czy później, zapomną. Przetrwają. Spotkają innych, nauczą się znów ufać.

Ale ona… Ona będzie pamiętać zawsze. Dzień, gdy jej syn grał uczucia jak maskę. Dzień, gdy wziął ślub — nie z miłości, ale z zemsty. I dzień, gdy jako jedyna nie biła brawo. Bo nie mogła. Bo znała prawdę.

Idź do oryginalnego materiału