Mam 65 lat, od dawna jestem wdową. Z mężem żyliśmy dobrze, ale sześć lat temu zmarł. Mam troje dorosłych dzieci i wnuki. Wszyscy mieszkają osobno. Synowie kupili sobie mieszkania, a najmłodsza córka mieszka z mężem u jego rodziców.
O synów jestem spokojna, ale moja córka to zupełnie inna historia. Po szkole nie chciała dalej się uczyć – mówiła, iż musi odpocząć i przygotować się lepiej. Szkoła zawodowa jej nie interesowała, chciała od razu na uniwersytet.
Minął rok, a ona nic nie zrobiła. Ostatecznie zrezygnowała z nauki i wyszła za mąż. Nie sprzeciwiałam się – pomyślałam, iż skoro nie chce studiować, to może ułoży sobie życie rodzinne. Gdy urodził się pierwszy wnuk, zaproponowałam jej, żeby nauczyła się zawodu, np. krawcowej, żeby miała fach w ręku. Córka odmówiła – stwierdziła, iż nie odda dziecka do żłobka przed trzecim rokiem życia.
Potem urodził się drugi wnuk i… na tym się skończyło. Córka nie spieszyła się do pracy, choć dzieci podrosły i starszy wnuk poszedł już do szkoły. Nie miała swoich pieniędzy.
Pomagałam jej finansowo, bo między nią a mężem i teściową zaczęły się kłótnie. Teściowa wypominała mojej córce, iż nie pracuje, tylko żyje na koszt innych. Było mi wstyd przed rodziną zięcia, więc dawałam córce pieniądze.
Trzy lata temu przeszłam na emeryturę. Oddałam córce swoją kartę emerytalną, żeby miała dostęp do moich pieniędzy. Obiecała, iż odda ją po miesiącu, bo znajoma chce ją zatrudnić w biurze.
Ucieszyłam się, ale za wcześnie. Córka nie zgodziła się na sprzątanie, bo „to nie dla niej”, a nic innego nie potrafi. Chociaż zaproponowano jej niezłą pensję. Straciłam już nadzieję, iż kiedykolwiek pójdzie do pracy.
Synowie nalegają, żebym przestała dorabiać i żyła z emerytury, a oni będą mi pomagać. Ale nie mogę sobie pozwolić na rezygnację z pracy – oni nie wiedzą, iż od trzech lat to córka zabiera całą moją emeryturę. Oddać karty nie zamierza. Twierdzi, iż wszystkie pieniądze idą na jej dzieci, a jeżeli „jest mi szkoda kilku tysięcy na wnuki”, to ona nie pozwoli mi się z nimi widywać.
Nie wiem, co robić. Boję się, iż jeżeli synowie się dowiedzą, odetną kontakt z nią, a może i ze mną. A tego nie chcę – jaka by nie była, to moja córka i kocham ją. Przez te wszystkie lata nie mogę kupić wnukom nic porządnego, tylko tanie zabawki, bo wszystko wydaję na córkę. Jestem więźniem własnej dobroci.
Chyba źle ją wychowałam, coś przeoczyłam i teraz muszę za to zapłacić. Nigdy bym nie przypuszczała, iż na starość to właśnie córka sprawi mi najwięcej kłopotów. Gdy ją wychowywałam, marzyłam, iż to ona zajmie się mną na stare lata. A w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.