Teściowa wprowadziła się do nas na pół roku, przekonując syna, iż potrzebuje wsparcia.

newsempire24.com 3 dni temu

Teściowa wprowadziła się do nas pół roku temu. Ma swój dom, całkiem niezły, i świetnie daje sobie radę, ale jakoś przekonała syna, iż bez niego sobie nie poradzi. Straszyła go, iż jej samotnie źle, iż się boi, więc w ekspresowym tempie spakował ją i przywiózł do naszej dwupokojowej kawalerki w centrum miasta.

Halina Stanisławówna – kobieta z charakterem, który można by opisać jako „trudny”, ale delikatnie mówiąc. Uwielbia być w centrum uwagi, choćby jeżeli ma to oznaczać wygłupy godne teatru jednego aktora. Dopóki żył jej mąż, trzymała się z daleka. Dla mnie to była ulga – przez wszystkie lata małżeństwa nigdy nie udało nam się znaleźć wspólnego języka.

— Kochanie, przed powrotem męża trzeba wyglądać jak z żurnala. Ja choćby w moim wieku nie pozwalam sobie na taką nonszalancję. A to mięso… oj, lepiej byś poszła na jakiś kurs, skoro własna mama cię nie nauczyła.

Takie kwiatki leciały w moją stronę regularnie. Według niej wszystko robiła perfekcyjnie, a ja miałam ręce przyrośnięte do… no, wiecie gdzie. Wcześniej widywałyśmy się tylko od święta, więc gryzłam język. Ale teraz, gdy słucham jej komentarzy codziennie, zaczynam mieć ochotę uciec na koniec świata.

Teść zmarł w zeszłym roku. Byliśmy przygotowani, bo chorował długo. Po jego śmierci teściowa wyglądała jak cień – nie jadła, nie spała, chodziła po domu jak duch. Przez pierwszy miesiąc baliśmy się ją choćby na chwilę zostawić samą.

Ale po jakimś czasie ocknęła się i… wróciła do formy. Znów zaczęła pouczać, krytykować i marudzić. Myślałam, iż to dobry znak – w końcu odzyskała wigor. Niestety, moja euforia była przedwczesna, bo niedługo zaczęła wmawiać synowi, iż sama nie da rady mieszkać.

— Czuję się taka samotna… Nikomu niepotrzebna. Serce mi wali, boję się zostać sama w domu. Może byśmy razem zamieszkali? — jęczała, ocierając suchą łezkę.

Mąż nie był zachwycony tym pomysłem, ale w końcu uległ. Wieczne telefony i opowieści o jej niedoli zrobiły swoje. Ja twardo stałam na stanowisku – z teściową pod jednym dachem? Nigdy w życiu! Proponowała, żebyśmy się do niej przenieśli, bo „u niej więcej miejsca”. Pewnie, tylko iż tam byłabym co najwyżej lokatorką. A nasze mieszkanie? Centrum, blisko pracy, przedszkole pod nosem – raj dla zapracowanych.

Wiedziałam, iż jeżeli się zgodzę, ona mnie zje na śniadanie. Mąż obiecywał, iż to tylko tymczasowe, iż będzie pilnował, żeby nie dokuczała. Że postawi ją do pionu, jak tylko przekroczy granice.

Minęło pół roku, a nasze małżeństwo wisi na włosku. Stałam się nerwowa, bo biegam wokół teściowej jak gosposia – herbata, spacer, serial, a potem jeszcze pretensje, iż „nikt o niej nie myśli”. A jak coś nie po jej myśli, od razu mdleje, łapie się za serce i grozi wezwaniem pogotowia.

Chcieliśmy z mężem wyjechać nad morze, ale oczywiście urządziła scenę, iż ją porzucamy. Że jak to tak, bez niej? A ja nie wyobrażam sobie wakacji z teściową u boku. Mąż tylko wzrusza ramionami, a ja czuję, iż mój pokaźny zapas cierpliwości się kończy. jeżeli dla niego mama jest ważniejsza niż żona, cóż… chyba czas na rozwód.

Idź do oryginalnego materiału