— Nie, Henryku Józefie! Koniec z tym! — uderzyła pięścią w stół Ewelina, aż filiżanki na spodkach zadźwięczały. — Mam dość! Nie wyrabiam!
Teść uniósł zdumione brwi, odłożył gazetę.
— Ewciu, o co chodzi? Co się stało?
— A to, iż ja nie jestem waszą służącą! — synowa wstała, ręce w boki. — Twoja matka cały dzień rozkazuje, jakbym była jej poddaną! A ty milczysz!
Katarzyna Bolesławówna, teściowa, weszła do kuchni w tej samej chwili, usłyszała krzyk.
— Co się tu dzieje? Ewelina, dlaczego wrzeszczysz na cały dom?
— Proszę bardzo! — Ewelina wskazała na teściową palcem. — Ona! „Ewciu, skocz po chleb”, „Ewciu, ugotuj żurek”, „Ewciu, umyj podłogę”! Czy ja wyglądam jak sprzątaczka?
Katarzyna Bolesławówna zacisnęła usta, usiadła przy stole.
— A kto, według ciebie? Ja jestem stara, schorowana, Henryk dzień w dzień zapracowany. Ty młoda, zdrowa…
— Ja też pracuję! — przerwała Ewelina. — W sklepie stoję od rana do nocy, nogi bolą, a wracam do domu — znowu gotuj, pierz, sprzątaj!
Henryk Józef podrapał się po głowie, spojrza— Ewciu, masz rację, spróbujemy to jakoś inaczej ogarnąć — powiedział Henryk, biorąc ją za rękę, a jego głos był cichy, ale stanowczy, jakby w końcu poczuł ciężar jej słów.