Moja teściowa postanowiła zamieszkać z nami, oddając swoje mieszkanie córce.
Mój mąż, Marek, wychował się w licznej rodzinie. Jego matka miała dzieci aż do narodzin córki. Dziwna taktyka, ale nie mnie to oceniać.
Kiedy wychodziłam za mąż, myślałam, iż mam szczęście. Marek wydawał się odpowiedzialny, odważny i silny. Wiedział, czym jest rodzina, ale nie potrafił oderwać się od matki i siostry. jeżeli teściowa nie przejmowała się specjalnie synami, dobro córki zawsze było na pierwszym miejscu.
Kasia miała 10 lat, gdy ją poznałam. Na początku nie przeszkadzała mi, ale pięć lat później sytuacja się pogorszyła. Nie chciała się uczyć, zadawała się z podejrzanymi ludźmi, a mąż musiał pomagać w jej wychowaniu. Teściowa potrafiła zadzwonić w środku nocy, żeby prosić go o pomoc.
Miałam nadzieję, iż Kasia w końcu dorośnie, wyjdzie za mąż i wszystko się ułoży. Ale tak się nie stało! Gdy znalazła chłopaka, teściowa zażądała, żeby synowie złożyli się na wesele, bo sama nie miała pieniędzy. Narzeczony Kasi pochodził z biednej rodziny, więc młodzi musieli zamieszkać z teściową.
Jednak gwałtownie okazało się, iż nie potrafią ze sobą żyć. Wtedy wpadła na genialny pomysł: wprowadzić się do nas, a córce oddać swoje mieszkanie. Nie miało znaczenia, iż kupiłam je za własne, ciężko zarobione pieniądze, a mąż nie dołożył ani grosza. Najdziwniejsze, iż on też jest zadowolony z tego rozwiązania. Twierdzi, iż matka odciąży nas w domowych obowiązkach.
Mamy trzypokojowe mieszkanie, ale nie chcę rezygnować z komfortu i dzielić przestrzeni. Teściowa jest przekonana, iż mamy obowiązek ją przygarnąć, bo mąż jest najstarszy i to na nim spoczywa opieka nad rodzicami.
Kocham męża i nie myślę o rozwodzie. Ale jak z nim o tym porozmawiać? Jak wytłumaczyć, iż życie z jego matką to koszmar? Macie jakieś rady?









