Teściowa obrażona, iż nie chcieliśmy przyjąć jej syna-studenta.

twojacena.pl 5 godzin temu

Teściowa obraziła się, iż nie chcieliśmy wziąć do siebie jej syna-studentą

Z mężem jesteśmy razem już jedenaście lat. Mieszkamy w swoim dwupokojowym mieszkaniu, które z trudem spłaciliśmy z kredytu. Wychowujemy ośmioletniego syna i wydawałoby się, iż wszystko idzie zgodnie z planem. Gdyby nie pewna „genialna” pomysł mojej teściowej, który po raz kolejny zakłócił nasz spokój.

Mąż ma młodszego brata, Igora. Ma teraz siedemnaście lat i, przyznaję, przez te wszystkie lata niezbyt często się z nim widywaliśmy. Mój mąż prawie z nim nie rozmawiał – zbyt duża różnica wieku. Do tego zawsze irytowało go, jak rodzice rozpieszczają młodszego syna, wybaczają mu wszystko i pozwalają na lenistwo.

Igor uczy się wyjątkowo słabo, ledwo zipie w szkole. A za każdą ledwo zdobytą ocenę dostaje nagrodę – nowy tablet, modne buty. Mój mąż nie raz powtarzał: „Mnie za jedynkę kazali ślęczeć nad książkami dniami i nocami, a on za to dostaje gadżety!”

W pełni go rozumiem. Nie raz widzieliśmy, jak Igor choćby nie potrafi sobie podgrzać jedzenia. Siedzi przy stole, dopóki mama z tatą nie nakryją, nie nakarmią go i nie posprzątają. Po jedzeniu – ani „dziękuję”, ani „do widzenia”. Po prostu wstaje i idzie do swojego pokoju. Nie wie, gdzie są jego skarpetki, nie umie zaparzyć herbaty, gubi swoje rzeczy. Wszystko na rodzicielskim garnuszku. Mąż próbował tłumaczyć matce, iż wychowają z niego nieudacznika, ale ona tylko machała ręką: „On jest inny niż ty. Potrzebuje więcej czułości.”

Kłótnie, obrażanie się, tygodnie ciszy – tak zwykle kończyły się te rozmowy. Staraliśmy się trzymać z dala od tego cyrku. Aż nadszedł moment, gdy Igor nagle postanowił zdawać na studia w naszym mieście. I wtedy zaczęła się prawdziwa farsa.

Teściowa, bez żenady, zaproponowała, żeby Igor zamieszkał z nami. Bo w akademiku go nie przyjmą – brak meldunku, na wynajem go nie stać, a sam sobie nie poradzi. „Przecież jesteście rodziną! Macie dwa pokoje, miejsca starczy dla wszystkich!” – przekonywała z miną, jakby to była oczywistość.

Spróbowałam delikatnie wytłumaczyć: w jednym pokoju śpimy my, w drugim – nasze dziecko. Gdzie, przepraszam, miałby spać kolejny dorosły człowiek? Wtedy teściowa błysnęła oczami i oznajmiła: „Postawimy wnuczkowi drugie łóżko, niech mieszkają razem!” Że nic się nie stanie, chłopcy się zaprzyjaźnią.

Wtedy mój mąż nie wytrzymał. Surowo przerwał matce:
– Ja nie jestem opiekunką, mamo! Chcesz zrzucić na nas swojego „malucha”? Nie! To twój syn – twoja sprawa! Ja w jego wieku już żyłem sam i jakoś przeżyłem!

Teściowa wybuchnęła płaczem, nazwała nas bez serca i trzasnęła drzwiami. Jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił teść, zaczął wyrzucać:
– To nie po rodzinemu! Odpuszczasz własnego brata!

Ale mąż był nieugięty. Powiedział, iż może odwiedzać Igora, jeżeli rodzice wynajmą mu pokój. Ale mieszkać z nami nie będzie. „Dość już robienia z niego bezradnego dzieciaka. Czas dorosnąć.”

– Antioch ma dopiero siedemnaście lat! – próbował protestować ojciec.

– A ja w jego wieku już mieszkałem sam! I nikt mnie pod skrzydła nie brał! – warknął mąż i odłożył słuchawkę.

Potem teściowa dzwoniła jeszcze kilka razy – mąż nie odbierał. Przyszła wiadomość: „Na spadek możesz nie liczyć”. Szczerze? jeżeli ten „spadek” ma być warunkiem wzięcia na siebie odpowiedzialności za dorosłego, rozpieszczonego chłopaka, to dziękujemy, nie trzeba. Swoje już sobie wypracowaliśmy – własną pracą, swoją rodziną, swoim spokojem.

Każdy powinien odpowiadać za swoje decyzje. A jeżeli ktoś wybrał drogę rozpieszczania i pobłażania – niech teraz sam się z tym mierzy. Nikomu nic nie jesteśmy winni.

Idź do oryginalnego materiału