W końcu Wojciech i Jadwiga wprowadzili się do swojego dużego domu. Dom był ogromny, piętrowy akurat taki, jakiego potrzebowali, bo mieli troje dzieci. Każde dostało własny pokój, wszyscy byli szczęśliwi. Tylko najmłodsza Zosia jeszcze nie rozumiała, co to znaczy mieć swój kącik, miała dopiero półtora roku.
„Dziękuję ci, kochanie, za ten cud. Jak przyjemnie być panią takiego domu. Chociaż chłopcy biegają wszędzie, ale trudno dzieci muszą się rozwijać,” cieszyła się Jadwiga.
Z czasem jednak zrozumiała, iż utrzymanie porządku w takim domu to nie lada wyzwanie, zwłaszcza z trójką maluchów. Staś miał siedem lat, Tomek cztery, a Zosia była jeszcze malutka.
Pewnego wieczoru Jadwiga zmywała naczynia, dzieci się bawiły, a mąż leżał na kanapie, wpatrzony w telewizor. Nagle zadzwonił jego telefon.
„Cześć, Krzysiu,” usłyszała głos męża. „U nas wszystko w porządku, a co u ciebie?”
Jadwiga domyśliła się, iż dzwoni jego młodszy brat, który mieszkał w innym mieście z ich matką. Choć Krzysztof miał już trzydzieści lat, nie był żonaty i nie spieszyło mu się. Po rozmowie Wojciech oznajmił z uśmiechem:
„Krzyś się żeni, zaprosił nas na wesele.”
„Naprawdę?” zdziwiła się Jadwiga. „Myślałam, iż nigdy nie założy rodziny. Sam przystojniak, kobiety za nim szaleją, a mama gotuje i pierze. Życie jak z obrazka. Tylko pracę ma niepoważną, choć studia skończył. Wieczny chłopiec.”
Mąż słuchał w milczeniu, wyraźnie zamyślony.
„Ty za to jesteś prawdziwym pracoholikiem,” ciągnęła Jadwiga. „Energiczny, zdeterminowany, ambitny. Wy z bratem to dwa różne światy. A Krzysiek przez cały czas w tym klubie nocnym?”
„Tak, dalej pracuje jako DJ,” odparł mąż.
„A kim jest jego narzeczona?”
„Nie rozwodził się, powiedział tylko, iż ma na imię Agnieszka i uczy w podstawówce.”
Jadwiga przysiadła obok męża, widząc, iż coś go gnębi.
„A gdzie będą mieszkać? Może Agnieszka ma swoje mieszkanie?”
„Właśnie do tego zmierzam,” spojrzał na nią Wojciech. „Co powiesz, gdyby mama zamieszkała z nami? Ona ma kawalerkę czy oni się tam pomieszczą? A nasz dom jest duży, miejsca starczy dla wszystkich.”
Jadwiga milczała, rozważając perspektywę życia z teściową. Wojciech też czekał w napięciu.
W końcu potrząsnęła kręconymi włosami i oznajmiła:
„Wiesz co? Nie mam nic przeciwko. Będzie pomoc z dziećmi.”
„Jesteś wspaniała, kocham cię,” pocałował ją w policzek.
Jadwiga nie znała teściowej, Ireny Kowalskiej, zbyt dobrze. Czasem ich odwiedzała, ale na krótko. Przenocowała i wracała w tak krótkim czasie trudno kogoś poznać. Ale mieszkanie pod jednym dachem to zupełnie co innego. Ostatni raz była u nich rok temu, na chrzcinach Zosi, ale gwałtownie wyjechała.
Irena Kowalska była kobietą po sześćdziesiątce miłą, spokojną, zadbaną. Grzeczna, dobrze traktowała Jadwigę, a wnuków uwielbiała. Mimo to Jadwiga myślała:
„Nie może być aż tak idealna. Na pewno gdzieś tam siedzi jakiś diabełek. No cóż, zobaczymy w praktyce…”
Te myśli dręczyły ją przez całe dwa miesiące. Aż w końcu Wojciech musiał pojechać sam na wesele brata. Jadwiga nie mogła Zosia zachorowała. Została w domu z dziećmi.
Po trzech dniach wrócił mąż z matką.
„No to już,” pomyślała Jadwiga. „Spalone mosty. Nasza rodzina właśnie się powiększyła.”
Irena nie przyjechała z pustymi rękami. Oprócz swojego dobytku przywiozła prezenty. Zosi wręczyła dużą lalkę, a chłopcom wielkie samochody. Tego wieczora w domu było gwarno Wojciech opowiadał o weselu.
„Agnieszka, żona Krzyśka, to porządna dziewczyna. Ładna i mądra, wzięła go w karby. A co najdziwniejsze on słucha jej we wszystkim, choć jest od niego młodsza.”
Teściowa kiwała głową, przytakując synowi. Jadwiga nie usłyszała od niej złego słowa o młodej bratowej, a choćby w duchu ją pochwaliła. Dla Ireny przygotowali osobny pokój była zachwycona.
Przez pierwszy tydzień Jadwiga bacznie obserwowała teściową. Ale ta zachowywała się jak idealna babcia: czytała wnukom bajki, grała z nimi w gry, pomagała w sprzątaniu, czasem coś ugotowała.
„Mamo, babcia nauczyła mnie wiązać sznurowadła!” pochwalił się dumny Tomek.
„A ja już płynnie czytam!” dodał Staś, który we wrześniu szedł do szkoły. „Babcia ze mną ćwiczy.”
Jadwiga była zadowolona. choćby pomyślała: „Teściowa złego nie nauczy.” Wszystko układało się dobrze. Aż pewnego dnia Irena oznajmiła:
„Jadziu, widzę, iż jesteś zmęczona. Pozwól, iż przejmę gotowanie. W końcu masz już na głowie tyle rzeczy.”
„Dziękuję, mamo,” Jadwiga omal nie rzuciła jej się na szyję. „Bardzo mi to pomoże. Kuchnia zabiera mnóstwo czasu.”
Wojciech też był obecny przy tej rozmowie.
„Mamo, raz w tygodniu robimy duże zakupy, ale jeżeli czegoś ci zabraknie, daj znać. Albo możesz zamówić przez internet.”
„Trochę się znam na komputerze,” skromnie odparła Irena. „Postaram się nadążyć za światem. Myślę, iż zamówienie zrobię.”
Wieczorem wszyscy razem jedli smaczną pieczoną kurczak z kaszą gryczaną. choćby chłopcy, którzy zwykle gryczaną omijali, zajadali się nią ze smakiem. Jadwiga była pod wrażeniem. Gotowanie to była prawdziwa pasja teściowej.
„Wojtku, skoro mamy już opiekunkę do dzieci, może wyjdziemy gdzieś wieczorem? Sto lat nigdzie nie byliśmy,” zaproponowała.
Dawniej panicznie bała się zostawić dzieci z kimkolwiek. Ale teraz miała własną babcię pod ręką.
„Oczywiście, idźcie,” poparła teściowa. „Wszystko będzie w porządku. Co trzeba zrobić?”
„Nakarmić, wykąpać i położyć spać,” wyliczyła Jadwiga.
Wojciech i Jadwiga wyszli. Wieczór był cudowny spacerowali po parku, wstąpili do kawiarni. Żywa muzyka, choćby zataŚmiali się i tańczyli, czując się jak para młoda na pierwszej randce, a gdy wrócili do domu, zastali Irenę w fotelu, pogrążoną w lekturze kryminału, z filiżanką herbaty w ręce udowadniając, iż choćby w babci drzemie dusza niespokojnego ducha, ale serce zawsze pozostaje tam, gdzie dom i rodzina.