*Dzisiejszego wieczora siedzę przy kawie i myślę o tym, jak życie potrafi nas zaskakiwać. Gdy wychodziłem za mąż za Kacpra, wydawało się, iż przed nami same możliwości. Oboje młodzi, pełni marzeń, on — student Politechniki Warszawskiej, ja — kończący pedagogikę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Oboje z małych miasteczek, oboje chcieliśmy zostać w Krakowie, gdzie się poznaliśmy. Wzięliśmy kredyt na małe mieszkanko na obrzeżach miasta. Myśleliśmy, iż to początek naszej dorosłości. Wierzyliśmy, iż wystarczy ciężko pracować, a reszta się ułoży.*
*Ale rok później wszystko się posypało. Zaszłam w ciążę, straciłam dodatkową pracę. Stypendium i dorywcze zlecenia już nie wystarczały. Kacper zarabiał, ale jego pensja ledwo starczała na jedzenie. Raty kredytu pochłaniały resztę. Wtedy podjęliśmy decyzję: wynajemy mieszkanie, a sami wprowadzimy się do teściowej. Tymczasowo, mówiliśmy sobie. Tylko na te kilka lat, aż staną się na nogi.*
*Mama Kacpra, Danuta Andrzejewska, właśnie przeszła na emeryturę — oficjalnie, choć miała zaledwie pięćdziesiąt lat. Energiczna, zadbana, zawsze w makijażu i nowych sukienkach. Od początku naszego małżeństwa nie wtrącała się, nie ziajała co pięć minut, nie mówiła, jak mamy żyć. Myślałem, iż mamy szczęście. Spokojna, rozsądna, kulturalna. Czego więcej potrzeba?*
*Gdy powiedzieliśmy jej o przeprowadzce, westchnęła, ale się zgodziła. Bez entuzjazmu, ale bez protestów. Zajęliśmy mały pokój, postawiliśmy łóżeczko. Miałem nadzieję, iż gdy urodzi się dziecko, teściowa pomoże. Chociaż na początku: potrzyma trochę malca, gdy będę spał, pobawi się, gdy wyjdę pod prysznic. Ale już w szpitalu, gdy Kacper pokazał jej pierwsze zdjęcia naszego synka, usłyszałem słowa, których nigdy nie zapomnę:*
— *Pamiętaj: ja już wychowałam swoje dziecko. Teraz mam zasłużoną emeryturę. Jestem babcią, nie darmową nianią.*
*W tamtej chwili zabrakło mi słów. Płakałem w nocy, tuląc synka. Przecież to jej wnuk. Część jej krwi. A ona patrzyła na niego jak na obcego. Chłodno. Obojętnie.*
*Ale nie mieliśmy wyboru. Zostaliśmy. Łapałem każde zlecenie: pisałem artykuły, sprawdzałem prace, tłumaczyłem teksty. Pieniędzy ledwo starczało na pieluchy i jedzenie. A teściowa? Żyła swoim życiem. Rano — fitness, wieczorem — kino z koleżankami. Włączała telewizor na pełną głośność, gdy dziecko spało. Gdy prosiłem o pomoc, odpowiadała: „To nie moja sprawa”.*
*Mama, która mieszka w Kielcach, nie mogła zrozumieć:*
— *Ja bym się wnukiem nie nacieszyła! Toż to szczęście! Jak można być tak zimnym?*
*Ale co z tego? Rodzice daleko, pracują. Nie mogą pomóc. A my — wieczny pośpiech, wieczny brak czasu.*
*Gdy syn podrósł, posłaliśmy go do żłobka. Znalazłem stałą pracę. Pensja była niska, ale stabilna. Marzyłem, żeby wyrwać się z tej biedy, spłacić kredyt i w końcu żyć samodzielnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż syn ciągle chorował. Gorączka, kaszel, rotawirus. Nieustanne zwolnienia. Szef zaczął patrzeć krzywo, koledzy szeptali za plecami. W końcu usłyszałem wprost:*
— *Potrzebujemy pracownika, a nie wiecznie chorego ojca. Albo skupisz się na pracy, albo szukaj czegoś innego.*
*Zaciśnięte zęby, głęboko oddech. Podeszłam do teściowej. Z nadzieją:*
— *Danuto, mogłabyś posiedzieć z wnukiem przez te kilka dni? Tylko do końca tygodnia.*
*Odłożyła filiżankę i odpowiedziała spokojnie:*
— *Godzinę, dwie — mogę. Ale całe dni? Nie. To już niania. Ja się już w życiu naopiekowałam. Teraz chcę odpocząć.*
*I tyle. Bez cienia współczucia. Wyszedłem z kuchni z takim uciskiem w gardle, iż ledwo oddychałem.*
*Zdecydowaliśmy: znaleźliśmy prywatną nianię. Straciliśmy pół pensji, ale co mieliśmy zrobić? Stracić pracę? A teściowa wciąż mieszkała obok, mijając dziecko jakby było powietrzem.*
*Paradoks: mając zdrową babcię pod jednym dachem, musieliśmy płacić obcej kobiecie za to, co mogła zrobić ona — z miłości, z serca, choćby ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości.*
*Dziś syn ma trzy lata. Powoli wychodzimy na prostą. Zarabiamy więcej, wróciliśmy do swojego mieszkania. Kredyt jeszcze ciąży, ale przynajmniej żyjemy sami. Teściowa czasem dzwoni, pyta o wnuka. Ale nigdy sama nie proponuje pomocy. Ani spaceru, ani odwiedzin na urodziny. Po prostu „babcia na papierze”.*
*A najsmutniejsze jest to, iż on jej nie pamięta. Ani trochę. Gdy kiedyś zapyta: — Tato, a gdzie jest moja babcia? — nie wiem, co odpowiedzieć.*
*I co wy na to? Czy babcia ma obowiązek pomagać? Czy ma prawo żyć tylko dla siebie? Gdzie kończy się jej wolność, a zaczyna zwykła ludzka obojętność?*
*Z dzisiejszego wieczora wychodzę z jedną myślą: starość to nie tylko wiek, ale wybór. Można być młodą babcią sercem — albo starą duszą, która zamknęła drzwi przed własną rodziną. A ja? Wolę być tym pierwszym. choćby jeżeli kosztuje to więcej.*