Teściowa mnie odrzuca, a cierpi moja córka. Gdzie sprawiedliwość?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Teściowa mnie odrzuca, a cierpi moja córka. Gdzie jest sprawiedliwość?

Patrzę na swoje znajome i widzę, iż kilka z nich ma ciepłe relacje z teściową. U mnie pozostało gorzej – nasze stosunki są nie tylko napięte, to wręcz przepaść, głęboka i lodowata. Pogodziłam się już z tym, iż mnie nie znosi, ale jak wytłumaczyć, iż ta niechęć przekłada się na moją córkę – jej jedyną jak dotąd wnuczkę? To rani mnie do żywego i nie potrafię w tym znaleźć ani krzty logiki.

Prawdę mówiąc, sama nie czuję do teściowej ciepłych uczuć. Nie kłócimy się otwarcie, nie urządzamy awantur – po prostu unikamy się jak dwa cienie, sunące w różnych światach. Nie interesuje się naszym życiem, dzwoni tylko do swojego syna, mojego męża, a do mnie – jedynie wtedy, gdy on nie odbiera. W takich chwilach jej głos brzmi szorstko, pyta tylko o niego, choćby nie zadając sobie trudu, by zapytać o wnuczkę. To jak nóż wbity w serce – zimny i bezlitosny.

Trzy miesiące temu urodziłam córkę. Przez ten czas teściowa, której na imię jest, powiedzmy, Jolanta Stanisławska, odwiedziła nas zaledwie trzy razy, choć mieszka zaledwie pięćdziesiąt minut drogi od naszego domu w małym miasteczku pod Krakowem. Pierwsza wizyta była w dzień wypisu ze szpitala. Wpadła na chwilę, rzuciła wymuszone „gratulacje”, posiedziała kwadrans i wyszła, tłumacząc się „pilnymi sprawami”. choćby nie dotknęła wtedy maleństwa, mówiąc, iż boi się takich maluchów – nagle coś popsuje. Stałam jak rażona gromem. Czy kobieta, która sama urodziła i wychowała syna, naprawdę może tak obojętnie odrzucić swoją pierwszą wnuczkę? Czy nie ciągnie jej, by ją przytulić, poczuć ciepło tego małego cudu?

Miesiąc później nagle poprosiła o zdjęcia. Mąż sumiennie wysyłał jej fotki, ale Jolanta Stanisławska więcej się u nas nie pojawiła. W zamian przesyłała pełne zachwytu wiadomości: jaka śliczna dziewczynka, jaka delikatna i urocza. Słowami zapewniała, iż uwielbia wnuczkę i marzy, by ją zobaczyć. Ale słowa to tylko wiatr, który rozwiewa jej obłudę.

Ostatnio Jolanta Stanisławska obchodziła urodziny. Nas oczywiście zaprosiła – formalności trzeba było dopełnić. Tamtego wieczoru wzięła córeczkę na ręce, ale tylko na chwilę – żeby zrobić zdjęcie do swojej kolekcji pozorowanego szczęścia. Potem, jakby sparzyła palce, oddała mi ją z ironicznym „zabieraj, bo sobie nie poradzę”. Zabrakło mi tchu z oburzenia. Wściekłość kipiała we mnie jak burza gotowa zniszczyć wszystko na swojej drodze. Jak można być tak pozbawioną serca?

Wróciłam do domu złamana, z gulą w gardle i pustką w duszy. A potem zobaczyłam, jak wrzuciła to zdjęcie do sieci, podpisując: „Z moją ukochaną wnuczką”. Jej obłuda nie zna granic! Patrzyłam na ekran, a łzy paliły oczy – z bezsilności, z rozpaczy.

Długo jeszcze nie mogłam dojść do siebie. Spotykając się z koleżankami, wylewałam przed nimi żal. Jedne kręciły głowami, mówiąc, iż normalna babcia tak się nie zachowuje – to po prostu skandal. Inne próbowały ją tłumaczyć: iż dziecko jeszcze za małe, a Jolanta Stanisławska nie pierwszej młodości, może naprawdę boi się zrobić krzywdę tak delikatnemu szkrabowi. Ale choćby ich słowa nie zagłuszyły krzyku niesprawiedliwości, który rozrywał mi serce. Gdzie jest sprawiedliwość, skoro moja córka, niewinne dziecko, staje się zakładniczką tej obojętności?

Idź do oryginalnego materiału