Teraz wszystko się zmieni. Obiecuję…

polregion.pl 1 tydzień temu

Teraz wszystko będzie inaczej. Obiecuję…

Pracowity dzień dobiegał końca. Do zamknięcia sklepu pozostało może dwadzieścia minut. O tej porze klienci rzadko zaglądali. To nie był sklep spożywczy, gdzie w pięć minut można nałapać pół koszyka. Sprzęt AGD wymaga przemyślanego wyboru. Kosztuje niemałe pieniądze.

Kinga rozejrzała się po przestronnej hali sklepu z elektroniką. Pusto. choćby konsultantki poszły na tyły, do zaplecza. Tylko ochronnik przy wejściu wpatrywał się w ekran laptopa. Coś podpowiadało jej, iż albo gra w pasjansa, albo przegląda newsy.

Sama też skierowała się w stronę zaplecza, by zadzwonić do męża i poprosić, żeby obrał ziemniaki – wtedy ona szybciej upora się z obiadem. Personelowi nie wolno było używać prywatnych telefonów na sali sprzedażowej. Kierownictwo mogło w każdej chwili sprawdzić nagrania z kamer i ukarać.

W tym momencie do sklepu wszedł mężczyzna i podszedł do stoiska z tabletami. Konsultantek przez cały czas nie było w pobliżu. Ochroniarz opuścił swoje stanowisko przy drzwiach i stanął na progu hali, obserwując klienta. Nie mógł odejść z wyznaczonego miejsca. Kinga westchnęła i podeszła do mężczyzny.

— W czym mogę pomóc? — zapytała uprzejmie.

Mężczyzna gwałtownie się odwrócił.

— Szukam tabletu. Takiego jak ten. — Wskazał palcem jeden z wystawionych modeli.

Kinga zapomniała oddychać. Jakby ujrzała ducha. A może właśnie ujrzała? To był on. Jej zagubiona miłość. Nie mogła się pomylić. Ale jak? Skąd?

Nie doczekawszy się odpowiedzi, odwrócił się całą sylwetką i teraz dopiero przyjrzał jej się uważnie.

— Kinga? Kinga! To naprawdę ty? — ucieszył się na niespodziewane spotkanie.

— Ja. A ty co tutaj robisz? Sklep za chwilę zamykają… — Spojrzała na zegarek. — Za piętnaście minut.

— Nie zdążę kupić? — Rozglądnął się po pustym sklepie. — Szkoda.

— Obsługujemy klientów do ostatniej chwili. Mogę polecić ten model. Cena kilka wyższa, a jakość lepsza — odparła Kinga, włączając w sobie tryb profesjonalnej doradczyni.

— Dobrze. Zaufam twojemu doświadczeniu — zgodził się Wojtek.

Kinga schyliła się i wyjęła spod stoiska nowe, nieotwarte pudełko. — Chodź ze mną, zaraz to załatwimy.

Podeszła do stanowiska z komputerem i zaczęła wprowadzać dane sprzedaży. Palce jej drżały, trafiała nie w te klawisze, popełniała błędy. Widząc, iż on to zauważył, była jeszcze bardziej zestresowana.

— Idź do kasy, zawołam kasjerkę. — Kinga gwałtownie odeszła w stronę zaplecza, chcąc uciec przed jego wzrokiem.

W pomieszczeniu pracowniczym grupka młodych ludzi stłoczyła się przy stole, żywo dyskutując.

— Ktoś może wrócić na kasę? Klient czeka — rzuciła krótko.

Rozbiegli się w mgnieniu oka, jeden z chłopaków pospieszył na salę. Kinga spojrzała na zegarek i ruszyła do szatki. Koniec zmiany, miała prawo wyjść.

Do męża nie zadzwoniła. W ogóle o nim zapomniała. Wciąż czuła nerwowe drżenie. Po co? Dlaczego właśnie teraz musieli się spotkać? Miała nadzieję, iż już nigdy go nie zobaczy. gwałtownie przebrała się i wyszła tylnym wyjściem, tam, gdzie przyjmowano dostawy.

Mokry asfalt lśnił w świetle latarni. Deszcz jeszcze mżył, ale Kinga postanowiła pójść pieszo. Tylko trzy przystanki. Musiała zebrać myśli, uspokoić się…

***

Zakochała się w Wojtku od pierwszego wejrzenia. Wiedziała, iż jest na ostatnim roku, iż nazywa się Wojtek Nowak, iż połowa dziewczyn z roku wariuje na jego punkcie. Ale nie potrafiła nic na to poradzić. Serce waliło jak oszalałe, gdy tylko mijała go na korytarzu uczelni.

Pewnego dnia w stołówce znalazła się tuż obok niego. Ze zdenerwowania nie mogła zebrać myśli, choćby nie zauważyła, co wkłada na tacę.

— Masz gotówkę? Hej, słyszysz mnie?

— Co? — Kinga w końcu zrozumiała, iż to do niej mówi.

— Gotówkę pytam. Terminal nie działa. Zapłać za mnie, oddam.

Skinęła głową i pośpiesznie sięgnęła po portmonetkę.

Gdy odchodziła od kasy, zawołał ją i wskazał miejsce przy swoim stoliku. Wolnych krzeseł było mało, Kinga więc, na sztywnych nogach, podeszła, postawiła tacę i usiadła naprzeciw niego. Wojtek zajadał się ziemniakami z kotletem. Ona odwróciła wzrok i wpatrywała się w swój talerz, zdając sobie sprawę, iż nie przełknie ani kęsa.

— Czemu nie jesz? — zaśmiał się lekko. — Pierwszy rok?

— Tak — odparła i podniosła na niego oczy.

Była jak zahipnotyzowana, nie wierzyła, iż siedzi przy tym samym stole co obiekt jej westchnień, a do tego z nim rozmawia.

— Dziwna jesteś. Jak masz na imię?

— Kinga.

— Rzadkie imię. Kinga — powtórzył, jakby smakował każdą sylabę.

— Po babci — wyjaśniła cicho.

Skończył jeść, wychylił duszkiem kompot, a Kinga choćby nie tknęła swojej porcji.

— Nie martw się, oddam ci forsę. — Wojtek przyjrzał jej się uważnie. — Przyjdź jutro o tej samej porze, zjemy razem. Smacznego. — Uśmiechnął się i wyszedł.

Kinga w końcu odetchnęła. Naprawdę ją zaprosił?

Następnego dnia ledwo wytrzymała do końca wykładu, co chwilę spoglądając na zegarek. W stołówce Wojtka nie było. A czego się spodziewała? Że będzie na nią czekał? Zawiedziona, chciała wyjść, ale postanowiła jednak coś przekąsić. Wzięła sałatkę, bułkę i kompot. Gdy stała już przy kasie, podszedł Wojtek i zapłacił za nią.

— Dzięki — wydukała.

Wziął jej tacę i zaniósł do stolika, sam siadając naprzeciw.

— A ty nie jesz? — odważyła się zapytać.

— Już po obiedzie. Wykładali nas wcześniej.

Wojtek obserwował ją bez skrępowania.

— Słuchaj, dziś mamy imprezę u Tomka. Rodzice mu wyjechali, mieszkanie wolne. Pójdziesz ze mną? Potańczymy, pogadamy. Gdzie mieszkasz?

— NaOna przytuliła go mocniej, zamknęła oczy i w końcu zrozumiała, iż prawdziwe szczęście zawsze było tuż obok.

Idź do oryginalnego materiału