Telefon od syna: żale i prośby, moje stanowisko pozostaje niezmienne

newsempire24.com 2 tygodni temu

Przyjechałam do domu i od razu usłyszałam skargi mojego syna na życie. Już wiedziałam, do czego zmierza, ale moje postanowienie jest niezmienne.

Jestem matką trójki dzieci: dwóch synów i córki. Wszystkie są dorosłe i czekam na wnuki, choć rozumiem, iż najpierw muszą założyć swoje rodziny. Dziś jednak jest inaczej – modne jest życie “na kocią łapę”, odwlekanie ślubu i zakładanie rodziny na długie lata. Zawsze uważałam, iż moim głównym celem jest postawienie dzieci na nogi, danie im skrzydeł, by stały się samodzielne, a potem sama będę mogła odetchnąć i żyć dla siebie. Ale nie! Mój spokój nie nastał. Wciąż martwię się o nich i czuję się odpowiedzialna. Dlaczego wszystko spadło na mnie? Bo wyszłam za niedojrzałego mężczyznę, który nie potrafił zadbać ani o siebie, ani o dzieci, zostawiając mnie z tym ciężarem.

Opowiem po kolei. Mój najstarszy syn, Aleksander, podchodzi sceptycznie do życia rodzinnego i na razie choćby nie myśli o ślubie. Młodsza córka, Malwina, długo wybierała spośród adoratorów, ale robiła to z głową. Teraz znalazła swojego mężczyznę i od dwóch lat żyją razem w małym mieście pod Poznaniem, pozostało tylko pobrać się. Jestem o Malwinę spokojna – wie, czego chce.

Ale średni syn, Damian, dodaje mi siwych włosów i bezsennych nocy! Jeszcze na studiach związał się z dziewczyną. “Mamo, żenię się!” – oznajmił radośnie. Ale jego “miłość życia”, Natalia, okazała się chytrą lisicą: pomachała ogonem, wyciągnęła od niego pieniądze – ode mnie też – a potem zostawiła go dla innego. To był dla mnie cios jak piorun. Wynajmowali mieszkanie, żeby razem mieszkać, ale wciąż brakowało pieniędzy. “Mamo, nie mam na czynsz!” – dzwonił każdego miesiąca, a jego głos drżał z rozpaczy. Pytałam: “Dlaczego nie płacicie razem?” On odpowiadał: “Natalia oszczędza na prezent dla mamy”. I pomagałam – przesyłałam mu pieniądze, żeby tylko nie rzucił studiów, żeby się nie załamał pod tym ciężarem.

Gdy Natalia odeszła, postanowiłam: to będzie dla niego lekcja. Pod moim czujnym okiem Damian ukończył studia, zdobył dyplom i, jak mi się wydawało, trochę się zmądrzał. Ale nie! Mędrcy uczą się na cudzych błędach, a mądrzy na własnych i to tylko za trzecim razem. Pojawiła się Kasia. “Mamo, ona jest taka wyjątkowa! Najlepsza na świecie!” – mówił z błyszczącymi oczami. Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydawała się rozsądna, gospodarna. choćby się ucieszyłam – może chociaż ta go nie zawiedzie? Przeprowadzili się do innego miasta, wynajęli mieszkanie, by zacząć nowe życie. I wszystko się powtórzyło: znów brak pieniędzy.

Damian już wtedy miał przyzwoitą pensję – niektóre rodziny z dziećmi żyją za takie pieniądze cały miesiąc! Ale dla dwojga dorosłych to było „za mało”. Kasia mogła nie pracować pół roku, a choćby rok: to ciężko znaleźć pracę, to ze zdrowiem problemy, to z kolektywem jej nie po drodze. Tak żyją w tym “partnerstwie” pięć lat. I przez te wszystkie lata regularnie wysyłałam synowi pieniądze. Niewielkie kwoty, ale pomagałam! Rozumiem, iż dawno powinnam go od tego oduczyć, ale za każdym razem, gdy dzwonił z żałosnym: “Mamo, nie mam choćby na chleb!”, moje serce się krajało. To przecież mój syn, moja krew! Jak mogłam powiedzieć “nie”?

Próbowałam otworzyć mu oczy, krzyczałam do telefonu: “Damian, to nienormalne! Jak można tak roztrwaniać budżet? Gdzie idą pieniądze? Przy obecnych cenach powinniście mieć ich mnóstwo!” A on na to: “Wiem, nigdy nie lubiłaś Kasi!” Mój syn mnie nie słucha, jakbym mówiła do ściany. Co robić? Gubię się, a niepokój gryzie mnie od środka.

Wczoraj znów zadzwonił. Głos zmęczony, niemal załamany: odszedł z pracy, nowej jeszcze nie znalazł, nie wie, jak żyć dalej. Jego dziewczyna – czy już żona? – teraz pracuje, zarabia. Ale oto paradoks: pieniądze Damiana to “wspólne” pieniądze, a pieniądze Kasi to tylko jej i wydaje je tylko na siebie. Co to za życie? Słuchałam jego żalu i już wiedziałam, do czego zmierza. Znów poprosi “choć trochę” pieniędzy, by przetrwać ten miesiąc.

Ale powiedziałam sobie: dość! Twardo, jak wyrok. Niech radzą sobie sami. Niech Kasia go wesprze, albo niech wreszcie przejrzy na oczy i zobaczy, z kim związał swoje życie. Moja cierpliwość się wyczerpała. Nie mogę być ich wiecznym ratunkiem. Serce boli, łzy cisną się do oczu, ale zacięłam zęby i postanowiłam: nie dam ani grosza. Teraz proszę o radę: jak to wytrzymać? Jak się nie załamać, gdy znów zadzwoni z żalami? Jak dotrzymać słowa, gdy matczyna miłość krzyczy: “Pomóż mu”? Chcę, by mój syn stał się mężczyzną, nie chłopcem, który trzyma się mojej spódnicy. Pomóżcie mi znaleźć siłę!

Idź do oryginalnego materiału