Tego mi tylko brakowało…

polregion.pl 1 dzień temu

Tego mi tylko brakowało…

Żyłam sama. Z mężem nie udało nam się mieć dzieci. Najpierw mieliśmy nadzieję, staraliśmy się, potem pomyśleliśmy o adopcji. To ja chciałam – on wydawał się obojętny. Pewnie za długo się wahałam, analizowałam, a czas leciał nieubłaganie. Po czterdziestce sama zrezygnowałam. Bałam się, szczerze mówiąc.

Mąż uwielbiał turystykę – wypady z plecakiem, namioty, śpiewanie przy ognisku. Grał na gitarze, gawędził, lubił towarzystwo. W młodości i mnie to pocięgało. Z wiekiem zaczęłam się męczyć. W weekendy – tylko marsze z ciężarem na plecach. W niedzielę wieczorem ledwo zdążyłam się umyć, by w poniedziałek iść do pracy – z ugryzieniami komarów, spieczoną skórą, zaniedbanymi paznokami. Marzyłam o leniwym śnie, gorącym prysznicu, a nie o myciu się w zimnej rzece albo brudnym stawie. O normalnej toalecie, a nie o wystawianiu gołej skóry na pastwę owadów.

Nawet od wrażeń można się zmęczyć, gdy są ich góry. Coraz częściej łapała mnie kolka, bolały stawy. Przestałam jeździć z mężem.

Podtrzymał mnie – opuścił kilka wypraw. Ale widziałam jego smutek, niepokój. Namówiłam go, by szedł beze mnie. Ucieszył się.

„Po co puściłaś go samego? Jeszcze jakaś go podkusi. Niech się trochę pomartwi, byle przestał”, – strofowała mnie przyjaciółka.

„Jeśli miał się dać uwieść, to dawno by to zrobił”.

„Źle myślisz. Facet to nie baba – zawsze w cenie, w każdym wieku”, – pokręciła głową.

„I co? Mam się męczyć, żeby nie poszedł do innej? Nie, dziękuję. jeżeli zechce zdradzić, zrobi to i w domu. Nie trzeba do tego namiotu. Poza tym mamy swoją paczkę”.

„No, no”, – odparła.

Mąż przestał mnie zapraszać. Szedł sam. Coraz mniej mieliśmy sobie do powiedzenia. Ale niczego nie podejrzewałam.

Aż wrócił roztargniony, zamyślony.

„Gdzie byliście tym razem?”, – spytałam, podgrzewając zupę.

„Stary szlak, znasz go. Dołączyli nowi”.

„Zdjęcia pokażesz?”, – próbowałam go rozruszać.

„Mówiłem, stary szlak”, – patrzył w talerz.

Udawałam, iż wierzę. Ale czułam, iż stało się to, o czym ostrzegała przyjaciółka.

Milczał trzy dni. W końcu wyznał.

„Przepraszam. Zakochałem się. Mocno. Myślałem, iż mi się to nie zdarzy”, – nie patrzył mi w oczy.

„Tak od razu?”, – zdziwiłam się.

„Zabrała ją zamiast ciebie. Była z nami na kilku wypadach. Nie wyobrażam sobie bez niej życia”.

„Młoda?”

Milczy.

„Rozumiem. I co zamierzasz? Do niej się wyprowadzisz?”, – starałam się zachować twarz, nie histeryzować.

„Ona też się rozwodzi. Ma syna. Nie ma gdzie mieszkać – nie przyprowadzę jej tu. Wymieńmy mieszkanie”, – pierwszy raz na mnie spojrzał.

„A czemu nie wymieni swojego?”

„To mieszkanie męża. jeżeli nie chcesz… to nie wiem…”, – wstał, nerwowo chodził po pokoju.

Mieszkanie kupiliśmy razem. Oczywiście, wzbuntowałam się. Ale po namyśle zgodziłam się, zastrzegając wybór nowego lokum. Bolało, gdy zobaczyłam jego radość.

„Wiedziałam, iż jesteś głupia, ale nie aż tak”, – przyjaciółka pokręciła palcem przy skroni.

„Mam dość. Tam jest dziecko. To nie jego wina. Po co mi duże mieszkanie?”

Trafiłam dobrze – kawalerka, jasna, w tej samej dzielnicy, niedaleko pracy, po remoncie. Mieszkaniem męża się nie interesowałam. Po co?

Zostałam sama, bez męża, bez dzieci. Przygotuję się.

Pewnego wieczora zadzwonił telefon. Brat. Dzwonił rzadko – raz, gdy umarł ojciec.

Przyjechałam do dużego miasta z małej wioski. Mieszkałam w akademiku, potem wyszłam za mąż… Dla rodziny byłam bogata – własne mieszkanie, pracę w mieście. Czekali drogich prezentów. Na początku jeździłam często, ale ich wzrok, choćby mamy, mówił: „Siedzisz na pieniądzach”. Jak wytłumaczyć, iż mieszkanie to nie luksus, a życie w mieście drogie?

Dla rodziców młodszy syn był oczkiem w głowie. „Wyrośnie, nie zostawi, będzie wsparciem”. Wszystkie nadzieje w nim. A ja? Czułam się obca. Przestałam przyjeżdżać. Potem mąż wciągnął się w turystykę – nie było czasu.

Ojciec umarł dziesięć lat temu. Wtedy ostatni raz byłam w wiosce.

Nic dobrego nie wróżył ten telefon.

„Krzysiek? Co się stało?”, – spytałam. „Mama…?”

„Żyje. Choć chora, ledwo chodzi. Nie radzi sobie. Wiesz, wiek. Przyjedź, co?”

„Teraz nie mogę. Może za miesiąc”.

Cieszyłam się, iż z mamą wszystko w porządku.

„Słuchaj…”, – zawahał się. „Danusia zostawiła mnie. Mówi, iż ma dość opieki nad matką, iż żyjemy na dwa domy. ZabW końcu jednak powiedziałam „nie” i odłożyłam słuchawkę, bo zrozumiałam, iż czas przestać być wycieraczką dla czyichś niespełnionych marzeń.

Idź do oryginalnego materiału