Tego mi tylko brakowało…
Danuta żyła sama. Dzieci z mężem im się nie udało. Najpierw mieli nadzieję, starali się, później zdecydowali wziąć dziecko z domu dziecka. Ona zdecydowała, męża to specjalnie nie obchodziło. Jemu wszystko pasowało. Może Danuta zbyt długo przygotowywała się do tego poważnego kroku, zwlekała, rozważała, a czas nieubłaganie płynął, i po czterdziestce sama zrezygnowała z tego pomysłu. Bała się, szczerze mówiąc.
Mąż fascynował się turystyką, wyprawami z plecakami i namiotami, śpiewem przy ognisku. Trzeba przyznać, iż grał na gitarze całkiem nieźle. Towarzyski, lubił różne spotkania, grono przyjaciół.
W młodości Danucie też podobało się takie życie. Ale z wiekiem zaczęła się męczyć. Znudziło ją spędzanie każdego weekendu na wędrówkach z plecakiem, wracanie w niedzielę wieczorem, mycie się i w poniedziałek szło się do pracy ze śladami po komarach, spieczoną twarzą, zaniedbanymi paznokciami. Chciało się poleżeć w weekend dłużej, wziąć gorący prysznic, a nie myć się w zimnej rzecznej wodzie czy brudnym stawie. Skorzystać z ciepłej toalety, a nie narażać gołą pupę na ukąszenia komarów.
Od wrażeń też się męczy, gdy jest ich za dużo. Coraz częściej łapał ją ból pleców, stawy bolały od przeciążenia. I przestała chodzić z mężem na wyprawy.
Okazał solidarność, też odpuścił kilka razy. Ale widziała, iż jest smutny, nie może usiedzieć w miejscu. Namówiła go, by szedł bez niej. Ucieszył się.
– Po co puściłaś faceta samego? Zapamiętaj moje słowa, jakaś go sobie przyczepi. Nic, uspokoiłby się z czasem – zbeształa ją przyjaciółka.
– W młodości mnie nie przyczepił, teraz raczej też nie.
– Daremnie tak myślisz. Facet to nie kobieta, w każdym wieku jest w cenie – pokręciła głową przyjaciółka.
– No i co? Sugerujesz, żebym szła z nim, żeby nie zdradził z jakąś? Wbrew bólowi? O, nie. jeżeli będzie chciał zdradzić, to i w domu zdradzi. Nie musi do tego iść na wyprawę. Poza tym mamy swoją określoną grupę znajomych.
– No, no – powiedziała przyjaciółka.
Mąż już nie zapraszał Danuty. Chodził sam. Jakby niepostrzeżenie zaczęli się od siebie oddalać. Nie mieli wspólnych tematów ani wspomnień. Ale niczego niezwykłego u niego nie zauważyła.
Aż pewnego dnia wrócił zamyślony, roztargniony.
– Opowiedz, gdzie tym razem byliście? – spytała, podgrzewając zupę.
– Starym szlakiem, ty tam byłaś. Mieliśmy nowych.
– A zdjęcia? Pokażesz, co nakręciłeś? – jeszcze próbowała go rozruszać, zachęcić do rozmowy.
– Przecież mówiłem, iż szliśmy starym szlakiem – mąż spuścił wzrok, wpatrując się w talerz.
Danuta udawała, iż wierzy. Poczuła, iż stało się to, przed czym ostrzegała przyjaciółka.
Mąż milczał trzy dni, w końcu powiedział.
– Przepraszam. Zakochałem się. Mocno. Myślałem, iż mi się to nie przydarzy – powiedział, unikając jej wzroku.
– Od razu tak? – zdziwiła się Danuta.
– Brałem ją zamiast ciebie. Była z nami na kilku wyprawach. Nie wyobrażam sobie życia bez niej.
– Młoda?
Mąż milczał.
– Rozumiem. I co zamierzasz? Do niej odejdziesz? – Danuta starała się zachować twarz, nie wpadać w histerię, nie awanturować się i nie wyrzucać.
– Ona też się rozwodzi z mężem. Ma syna. Nie ma gdzie mieszkać, nie przyprowadzę jej tu. Wymieńmy mieszkanie. – Mąż po raz pierwszy od początku rozmowy spojrzał na nią.
– A czemu ona nie wymienia swojego?
– To mieszkanie męża. jeżeli nie zgadzasz się, to ja… Nie wiem… – Wstał i nerwowo zaczął chodzić po pokoju.
Mieszkanie kupili razem. Oczywiście, wszystko w Danucie zbuntowało się przeciw jego propozycji. Długo myślała, ale w końcu się zgodziła, zostawiając sobie prawo wyboru. Bolesne było patrzeć, jak mąż się ucieszył.
– Nie, wiedziałam, iż jesteś głupia, ale aż tak? – powiedziała przyjaciółka, kręcąc palcem przy skroni.
– Masz rację. Tylko tam jest dziecko. Ono niczemu nie winne. Nie jestem potworem. Po co mi duże mieszkanie dla jednej osoby?
Danucie się poszczęściło, dostała jednopokojowe mieszkanie, jasne, w tej samej dzielnicy, blisko pracy, świeżo po remoncie. Mieszkaniem męża się nie interesowała. Po co?
Została sama, w jednopokojowym mieszkaniu, bez męża i dzieci. Nic, przyzwyczai się.
Pewnego późnego wieczora zadzwonił telefon. Brat. Dzwonił rzadko, ściśle mówiąc, tylko raz, gdy umarł ojciec.
Danuta przyjechała do dużego miasta z małej wioski na studia. Mieszkała w akademiku, później wyszła za mąż… Według rodziny była bogata. Mieszka i pracuje w mieście, ma własne mieszkanie. Oczywiście, bogata. Wszyscy oczekiwali od niej drogich prezentów. Na początku często jeździła do domu, ale wyrzuty w oczach rodziny, choćby matki, rozmowy o bogactwie, męczyły. Jak wytłumaczyć, iż mieszkanie to nie bogactwo, a konieczność, iż życie w mieście jest drogie?
Dla rodziców młodszy syn był oczkiem w głowie. Wyrośnie, nie porzuci, będzie dla nich oparciem i pomocą na starość. Wszystkie rozmowy i nadzieje dotyczyły tylko jego. Syn, dziedzic. Danuta czuła się odtrącona, obca. I przestała przyjeżdżać. Potem mąż zaczął fascynować się turystyką, nie było czasu.
Ojciec umarł jakieś dziesięć lat temu. Wtedy ostatni raz była w rodzinnej wiosce.
Nic dobrego po tym telefonie nie oczekiwała.
– Krzysiu? Co się stało? – spytała brata, przygotowana na złe wieści. – Mama?..
– Nie, żyje. Choć bardzo chora. Prawie nie wychodzi z domu. Nic nie może robić. Sam rozumiesz, wiek. Przyjechałabyś, co?
– Teraz nie mogę. Może za miesiąc.
Cieszyła się, iż z mamą wszystko w porządku.
– Rozumiesz… – brat zawahał się. – Jadwiga ode mnie odeszła – w końcu powiedział. – Stwierdziła, iż ma dość opieki nad matką, iż żyjemy na dwa domy, sama wiesz. Wzięła chłopaków i posDanuta milczała przez chwilę, a potem cicho odpowiedziała: “Nie, Krzyśku, tym razem musisz sobie poradzić sam,” i odłożyła słuchawkę, czując, jak w końcu odzyskuje kontrolę nad swoim życiem.