Tego dnia przysz

twojacena.pl 3 godzin temu

Pewnego dnia przyszła do mnie kobieta, której nie widziałam na swoim progu od pięciu lat. Tamara Nikityczna. W naszej wsi, Radomierzu, nazywano ją za plecami generałową. Nie dlatego, iż miała męża wojskowego nie, ale za jej dumę, za spojrzenie ostre jak brzytwa i za hardość, którą można byłoby otoczyć naszą wieś trzy razy, jak płotem. Chodziła zawsze z wyprostowanymi plecami, podbródkiem do góry, jakby stąpała nie po wiejskim błocie, ale po pałacowym parkiecie. I z nikim się specjalnie nie zadawała skinie przez ramię, i tyle rozmowy.

A teraz stała na progu mojego wiejskiego gabinetu. Nie do poznania. Plecy niby proste z przyzwyczajenia, ale w oczach taka zagubiona tęsknota. Chustę w kwiaty naciągnęła aż na brwi, jakby chciała się schować. Wahała się, nie śmiała przekroczyć progu.

Wchodź, Nikityczna mówię łagodnie. Po co w sieniach zimno rozprowadzać? Widzę, iż nie po aspirynę przyszłaś.

Weszła, przysiadła na stołeczku przy piecu, ręce złożyła na kolanach. Dłonie miała zawsze wypielęgnowane, a teraz skóra sucha, popękana, palce drżały drobniutko. Milczała. Ja też nie nagliłam. Nalałam jej swojej herbaty, z miętą i lipą. Postawiłam przed nią na stół.

Pij mówię. Duszę rozgrzejesz.

Wzięła filiżankę, a w jej oczach zabłysły łzy. Nie popłynęły nie, duma nie pozwoliła ale stały w nich jak woda w studni.

Zupełnie sama jestem, Siemionówno wyszeptała w końcu, a głos miał cudzy, złamany. Sił już nie mam. Rękę sobie zwichnęłam niedawno, nie złamałam, dzięki Bogu, ale boli, przeklęta, ani drzewa przynieść, ani wody. A plecy tak łamią, iż ani westchnąć, ani jęknąć.

I popłynęła jej skarga jak wiosenny potok, mętny i gorzki. A ja siedzę, słucham, kiwam głową, ale nie jej obecną bó

Idź do oryginalnego materiału