Było deszczowe sobotnie przedpołudnie, gdy Jakub Wiśniewski wszedł do małej kawiarenki przy ulicy Nowy Świat w Warszawie, trzymając za rękę swoją czteroletnią córkę, Zosię. Na zewnątrz ulice lśniły od deszczu, a delikatne uderzenia kropel o szyby pasowały do ciszy w jego myślach.
Kiedyś był człowiekiem pełnym śmiechu i radości. Jako innowator w branży technologicznej, przed trzydziestką został milionerem. Miał wszystko sukces, szacunek, a przede wszystkim miłość. Jego żona, Kinga, była sercem jego świata. Jej śmiech wypełniał ich dom, a jej dobroć łagodziła najtrudniejsze dni. Ale dwa lata temu wypadek samochodowy zabrał ją na zawsze. W jednej chwili świat Jakuba stracił kolory.
Od tamtej pory stał się cichy. Nie zimny tylko zdystansowany. Jedyną rzeczą, która trzymała go przy życiu, była mała dziewczynka obok niego.
Zosia była żywym portretem matki miękkie kasztanowe loki, jasnobrązowe oczy i ten sam sposób przechylania głowy, gdy była ciekawa. Nie rozumiała jeszcze w pełni, co straciła, ale na swój sposób pomagała ojcu przejść przez żałobę.
Gdy zajęli miejsce przy oknie, Jakub machinalnie sięgnął po menu. Naprzeciwko Zosia nuciła cichą melodię, bujając nogami nad podłogą.
Nagle umilkła.
Tato powiedziała cicho, ale pewnie. Ta kelnerka wygląda zupełnie jak mama.
Jakub mrugnął, niepewny, czy dobrze usłyszał.
Co powiedziałaś, kochanie?
Zosia wskazała na drugi koniec kawiarni. Ona. Tam.
Jakub odwrócił głowę.
I jego serce prawie stanęło.
Kilka stolików dalej stała kobieta, która wyglądała dokładnie jak Kinga.
Patrzył. Te same ciepłe, głęboko osadzone oczy. Ten sam delikatny owal twarzy. Ten sam mały dołek, który pojawiał się tylko przy prawdziwym uśmiechu.
Przez chwilę kawiarnia zniknęła. Hałas przycichł. Słyszał tylko własne serce, bijące głośno w uszach.
To było niemożliwe.
Kinga nie żyła. On sam rozpoznał jej ciało. Zorganizował pogrzeb. Pochował ją.
Ale ta kobieta
Odwróciła się, ich spojrzenia się spotkały i zamarła.
W tej sekundzie ich oczy się złączyły. Jej uśmiech zbladł. Widać było, jak wstrzymuje oddech. Potem, bez słowa, odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni.
Jakub siedział nieruchomo.
To musiał być zbieg okoliczności. Sobowtór. Ale jego instynkt krzyczał, iż to coś więcej.
Zostań tu, Zosiu powiedział cicho, wstając.
Dziewczynka spojrzała na niego pytająco, ale skinęła głową.
Jakub gwałtownie przeszedł przez kawiarnię, nie odrywając wzroku od drzwi, za którymi zniknęła kobieta. Gdy już sięgał po klamkę, stanął przed nim pracownik.
Przepraszam, tu tylko dla personelu.
Muszę porozmawiać z jedną z pań kelnerek. Ta z czarnym kucykiem i beżową bluzką. Proszę. To pilne.
Mężczyzna zawahał się. Poczekaj tu.
Minuty ciągnęły się w nieskończoność.
W końcu drzwi się otworzyły.
Wyszła powoli, już bez uśmiechu. Z bliska podobieństwo było jeszcze bardziej uderzające. To nie tylko twarz sposób, w jaki stała, przechylenie głowy, blizna nad brwią.
Mogę panu pomóc? zapytała.
Jej głos był trochę inny może głębszy ale oczy te oczy były oczy Kingi.
Przepraszam Jakub się zająknął. Wygląda pani na kogoś, kogo znałem.
Uśmiechnęła się grzecznie, bez otwierania ust. Czasem mi to mówią.
Nie zna pani przypadkiem Kingi Wiśniewskiej?
Dostrzegł błysk. Ledwo zauważalny. Ale był. Jej oczy zadrżały.
Nie odparła szybko. Przykro mi.
Jakub wyciągnął wizytówkę. Gdyby coś pani przyszło do głowy
Ale nie wzięła jej. Miłego dnia.
Odwróciła się i odeszła.
Ale Jakub zauważył drżenie jej dłoni. I to, jak przygryzła wargę dokładnie jak Kinga, gdy była zdenerwowana.
Tej nocy nie spał.
Zamiast tego siedział przy łóżku Zosi, obserwując, jak jej mała pierś unosi się i opada w spokojnym rytmie, podczas gdy jego umysł wirował w chaosie.
Czy Kinga mogła wciąż żyć?
Jeśli nie, dlaczego ta kobieta tak zareagowała?
Następnego ranka wynajął detektywa.
Potrzebuję wszystkiego, co da się znaleźć o kobiecie o imieniu Anna. Pracuje w kawiarni na Nowym Świecie. Nie znam nazwiska. Ale wygląda dokładnie jak moja żona która miała nie żyć.
Trzy dni później detektyw zadzwonił.
Jakubie powiedział. Przygotuj się.
Serce Jakuba zamarło. Co się stało?
Sprawdziłem nagrania z monitoringu z dnia wypadku. Twoja żona nie prowadziła. Ktoś inny był za kierownicą. A Kinga Kinga była wpisana jako pasażerka, ale uwaga jej ciała nigdy oficjalnie nie potwierdzono. Założono, iż to ona, bo jej torebka, dowód, ubrania. Ale badania stomatologiczne? Nie pasowały.
Jakub stał w osłupieniu.
Czekaj czyli mówisz, iż
Jej prawdziwe nazwisko to Kinga Nowak. Zmieniła je prawnie pół roku po wypadku. Ta kelnerka to twoja żona.
Świat Jakuba wywrócił się do góry nogami.
Nie umarła.
Zniknęła.
I pozwoliła mu i Zosi wierzyć, iż odeszła.
Następnego ranka Jakub wrócił do kawiarni sam.
Gdy wszedł, ona go zobaczyła i tym razem nie uciekła.
Zdjęła fartuch i skinęła, by poszedł za nią na zewnątrz.
Za kawiarnią był mały żwirowy parking i krzywa brzoza. Pod nią stała stara drewniana ławka. Tam usiedli.
Zawsze wiedziałam, iż ten dzień nadejdzie powiedziała cicho.
Jakub spojrzał na nią naprawdę spojrzał. Dlaczego, Kinga? Dlaczego pozwoliłaś nam myśleć, iż nie żyjesz?
Patrzyła na swoje dłonie. Nie planowałam tego. Tego dnia zamieniłam się zmianą z koleżanką, bo Zosia miała gorączkę. Wypadek zdarzył się godzinę później. Wszyscy założyli, że