Tata Wilk, Mama Tygrysica i dlaczego próba bycia dobrym rodzicem to kiepski pomysł
31 Grudzień 20121
Najlepsza mama na świecie
Cz. 1 Podstawowy błąd w rodzicielstwie: Jaka jest różnica między mamą tygrysicą a tatą wilkiem?
Ludzie, którzy czytają książki takie jak Amy Chua w nadziei, iż czegoś się nauczą, zaczynają od kiepskiej motywacji: nie chcą wychowywać lepszych dzieci, chcą być lepszymi rodzicami. Jeśli ty nie dostrzegasz różnicy, to twoje dzieci ją dostrzegą.
Na przykład: sekcja „Motherlode [Złoże macierzyste]” w New York Times ma podsumowanie roku 2011: Stories That Changed The Way We Parent [Historie, które zmieniły nasz sposób wychowywania dzieci]. Wydaje się ważne. Zobaczmy, ile z nich służy rozwojowi dzieci, a ile udaje rodzicielstwo:
— Amy Chua
— Jerry Sandusky
— Rodzicielstwo neutralne płciowo
— Szczepionki przeciwko HPV dla chłopców
— Cyfrowa klasa
Rzeczywista ofiara rodzicielstwa, ta, która i tak się dzieje, ale jest gorzko oporna ku przerażeniu wszystkich, tak naprawdę została opisana tylko raz. Nienawidzę wyraźnego cytowania znanych myślicieli, ponieważ stawia to dystans między czytelnikiem a ideami, czyni je mniej osobistymi, ale czasami nie można temu zaradzić:
„Widziałeś ten wspaniały melodramat, Stella Dallas z Barbarą Stanwyck? Ma córkę, która chce się wżenić do klasy wyższej, ale jest dla niej wstydem. Tak więc matka – celowo – grała niezwykle wulgarną, rozwiązłą matkę przed kochankiem córki, aby córka mogła ją porzucić bez poczucia winy. Córka mogła być na nią wściekła i poślubić bogatego faceta. To trudniejsze poświęcenie. To nie jest „złożę wielką ofiarę i pozostanę głęboko w ich sercu”. Nie, poświęcając się, ryzykujesz swoją reputację. Czy to skrajny przypadek? Nie, myślę, iż każdy dobry rodzic powinien to zrobić.
Prawdziwą pokusą edukacji jest to, jak wychować dziecko, poświęcając swoją reputację. To nie mój syn powinien podziwiać mnie jako wzór do naśladowania i tak dalej. Nie twierdzę, iż powinieneś, mówiąc wulgarnie, masturbować się przy swoim synu, by wyjść na idiotę. Ale aby uniknąć tej pułapki – typowej pułapki pedagogicznej, która polega na tym, iż pozornie chcesz pomóc swojemu synowi, ale prawdziwym celem jest pozostanie idealną postacią dla swojego syna – musisz to poświęcić.” – Liberation Hurts
II.
Tytuł książki mówi, iż biciem dzieci doprowadził je na Uniwersytet Pekiński, ale tak naprawdę zrobił coś innego:
„W wieku od 3 do 12 lat dzieci są głównie zwierzętami” – mówi. „Ich człowieczeństwo i społeczna natura wciąż nie są kompletne. Trzeba więc stosować metody Pawłowa, by je edukować”.
W tym miejscu wszyscy oświeceni humaniści na widowni powinni oszaleć. Dzieci nie są zwierzętami, indywidualność jest ważna, bla bla bla, ale ważne jest słowo pawłowowskie: jego przemoc nie jest przypadkowa, nie jest zaskakująca.
Mogę się mylić, ale z tych artykułów wynika, iż Xiao Baiyou nie bił swoich dzieci aby dostały się na Uniwersytet Pekiński ze złości [albo bezradności], ale z powodu systemu. Nie twierdzę, iż kary cielesne są dobrym rozwiązaniem, ale jestem w 100% przekonany, iż to nie samo bicie ukształtowało dzieci, ale bardzo jasne zasady i konsekwencje, które wymagają niesamowitego poziomu energii, czujności i samokontroli ze strony rodzica, dlatego większość ludzi, którzy tylko biją swoje dzieci, to ich pociechy porzucają szkołę średnią. Rodzicielstwo wymaga konsekwencji. Wskazówka: jest to jeszcze ważniejsze w przypadku dziecka autystycznego.
Jest to bardzo podobne do mechanizmu (zapobiegania) PTSD: możesz być najbardziej pijanym rodzicem, jakiego można sobie wyobrazić, a dziecko sobie poradzi, o ile twoja okropność jest znaną ilością, twoje niezwykle brutalne zachowanie jest przewidywalne, a dziecko ma pewną kontrolę nad konsekwencjami, np. jeżeli zrobi X, to w ramach kary będzie miało włożoną rękę do mikrofalówki, ale jeżeli nie zrobi X, nie będzie miało takiej kary. Tak długo, jak dziecko może nadać sens historii swojego życia, jeżeli rozumie jej strukturę narracyjną – choćby jeżeli jest zmyślona (Życie jest piękne) – to da sobie radę.
Pamiętasz sędziego, który bił swoją nastoletnią córkę? To co sprawiło, iż bicie w tym przypadku było gorsze to to, iż nie miało sensu. Ilość uderzeń nie miała żadnego związku z jej zachowaniem, była całkowicie zależna od tego, jak się czuł tego dnia, a nie od tego, co zrobiła. Jako sędzia miał wytyczne dotyczące wyroków za różne przestępstwa; jako ojciec był wolnym strzelcem, i to okropnie. To właśnie sprawiło, iż było to szczególnie szkodliwe. Oto zdanie, które towarzyszy wszystkim obelżywym związkom: „Nigdy nie wiem, w jakim będzie nastroju”. Bicie wynika z wściekłości, przez co brzmi jak nienawiść. Xiao Baiyou bił swoje dzieci bardziej niż sędzia, ale nie ma się wrażenia, iż Xiao nienawidzi swoich dzieci.
III.
Tata Wilk jest Chińczykiem, prawdziwym Chińczykiem, a jego głównymi odbiorcami są inni Chińczycy. No, w pewnym sensie.
Fakt, iż publicznie przypisuje sukces swoich dzieci swojej metodzie sugeruje, iż nie zachowuje się jak chiński tata, ale jak zachodni tata. Prawdziwi chińscy ojcowie mogą powiedzieć, iż biją swoje dzieci, ale nie chwalą się sukcesami swoich dzieci, nie mówiąc już o tym, iż są one konsekwencją ich wspaniałego rodzicielstwa. Dlatego jest to dla bardzo specyficznej chińskiej publiczności, tj. osób zainteresowanych przypisywaniem sobie zasług za sukcesy swoich dzieci, czyli będących pod wpływem zachodniej kultury. Xiao Baiyou może nie pozwalać swoim dzieciom oglądać telewizji i Youtube’a, ale założę się o ostatniego grosza, iż jego czytelnicy to robią.
„Najstarsze dziecko Xiao, 22-letni Xiao Yao, ma wątpliwości co do metod ojca. „Chociaż tata lubi korzystać z tradycyjnych metod edukacyjnych, może nie w pełni rozumieć dokładne formy i wybrał swój własny sposób…”
Nie tylko stosować tradycyjne metody – zrozumieć metody. choćby jeżeli jest w pełni Chińczykiem, to nie są jego metody, on je udaje, przyjmuje. W Ameryce dzieci rodziców-imigrantów również wpadają w tę fatalną pętlę. Częściowo mówią w języku swoich rodziców, dobrze rozumieją tradycje, ale większość swojego amerykańskiego życia spędziły próbując być Amerykanami. Ale kiedy dorastają i mają własne dzieci, próbują uczynić je bardziej podobnymi do swoich rodziców – umieszczają je na lekcjach języka, próbują nasycić je swoim dziedzictwem, ale to jest fałszywe i nie przystaje. Jak możesz oczekiwać, iż sprawisz, iż twoje dziecko będzie bardziej chińskie niż ty? Wracamy do podstawowego błędu: dlaczego, jeżeli rodzic przeszedł przez życie bez wielu starych sposobów, myśli, iż jego dzieci desperacko potrzebują tego, czego oni nie mieli? Odpowiedź brzmi: to nie jest dla dzieci, to jest dla nich. Możesz nadrobić fakt, iż kilka wiesz o swoim dziedzictwie, zmuszając swoje dziecko do wykonania całej pracy związanej z jego przyjęciem.
Delikatna linia, po której stąpam, polega na tym, iż uczenie ich tradycji jest samo w sobie pozytywne; ale jest to całkowitą stratą czasu, gdy jest to [trud] dla [lepszego samopoczucia] rodzica. Dzieci Amy Chua są wychowywane jako „Chińczycy”, ale tak naprawdę są wychowywane jako Żydzi – co również jest udawaniem, są wychowywane jako Amerykanie. Jestem pewien, iż lubią „autentyczne” chińskie jedzenie z restauracji i wiedzą, jak przeliterować Hannukah, ale ich sposób myślenia jest amerykański. Jej sposób myślenia jest amerykański. Wszystko, co muszę wiedzieć, to to, iż identyfikuje się jako Chinka i poślubiła białego faceta, aby wiedzieć, iż jedna z jej córek będzie miała na imię Emily lub Sophia. Uwaga: nie są to chińskie imiona, ale imiona, które zamożni, zamerykanizowani Azjaci nadają swoim dzieciom. Jest nieświadoma tych sił, ale to właśnie one ją kontrolują.
Wcale jej nie krytykuję, Sophia to piękne imię, bez względu na to, jak powszechne, ale kiedy spojrzysz na siły, które sprawiają, iż „ty” jesteś sobą, cała produkcja i alchemia, której próbujesz, są słabsze niż rzeczywistość. A jeżeli ta rzeczywistość zawiera znaczną dawkę amerykańskich mediów, nie masz szans.
Amerykanie obawiają się powstania Chin, ale te Chiny, które widzisz, zostały stworzone przez Chińczyków po 50. roku życia. Ich dzieci, zdezorientowane sprzecznymi kulturami przedstawionymi w Internecie i za oknem, nie są w stanie „wziąć tego stąd, Tato, mamy to”. Te dzieci, które dorastają z pieniędzmi, młodzi absolwenci studiów i mieszkańcy miast, którzy są w posiadaniu nielicznych, ale mimo to zawyżonych stanowisk pracy, będą sfrustrowani, gdy spróbują zrównoważyć własne pragnienie budowania marki bogactwa z minimalnymi możliwościami awansu. Ameryka mogła zostać zniszczona przez 50-latków, ale zostanie wskrzeszona przez 20-latków. Chiny mają dokładnie odwrotny problem demograficzny. Wydaje się, iż Chiny są o jedno pokolenie za Stanami Zjednoczonymi pod względem zaburzeń osobowości, a jeżeli rozwój tamtejszej psychiatrii jest jakimkolwiek wskaźnikiem, tj. najlepszym wskaźnikiem w historii, to chłopcze, och chłopcze, czeka ich to w 2025 roku.
To jest Tata Wilk. Jego bicie jest trywialne w porównaniu z innymi, teraz już niepowtarzalnymi [nie do odtworzenia] czynnikami, które miał dla siebie i swoich dzieci: bogate nieruchomości; prywatni korepetytorzy i lekcje; drogie „międzynarodowe” liceum, w którym uczono po angielsku. To nie jest chińskie rodzicielstwo, to jest rodzicielstwo Ameryki spod znaku Wall Street Journal.
Jeśli on lub ktokolwiek inny chce się nazywać „rodzicem”, to jego sprawa, choć chińskie media atakują teraz Xiao za znalezienie luki w chińskim systemie: ponieważ jego dzieci urodziły się w USA, mogą zdawać łatwiejszy egzamin wstępny na Uniwersytet Pekiński.
To jednak najmniejszy z chińskich problemów: prawdziwym problemem dla Chin jest to, iż prawdopodobnie wrócą.
Źródło: Wolf Dad, Tiger Mom, And Why Trying To Be A Good Parent Is A Bad Idea
Zobacz na: Dlaczego (samo)dyscyplina musi pochodzić z wewnątrz – Jocko Willink
Skazany za molestowanie dzieci Jack Reynolds opisuje, jak wabił młodych chłopców
Ludzkie Zwierzę – Mowa ciała | Desmond Morris | cz. 1
Ludzkie Zwierzę – Polująca małpa | Desmond Morris | cz.2
Ludzkie Zwierzę – Ludzkie zoo | Desmond Morris | cz. 3
Ludzkie zwierzę – Biologia miłości | Desmond Morris | cz. 4
Ludzkie Zwierzę – Nieśmiertelne geny | Desmond Morris | cz. 5
Ludzkie zwierzę – Więcej niż przetrwanie | Desmond Morris | cz. 6