Alicja bardzo spodobała się Grzesiowi. Piękna, smukła blondynka o brązowych oczach. Od razu zwrócił na nią uwagę, gdy tylko zaczęła pracować w ich biurze.
Żeńska część zespołu odniosła się do niej z rezerwą, dzieląc się na dwa obozy. Jedni twierdzili, iż ma farbowane włosy – przecież nie ma brązowych oczu u naturalnych blondynek. Drudzy przekonywali, iż to tylko kolorowe soczewki. Czas mijał, a kolor włosów się nie zmieniał. Czasem Alicja zakładała okulary podczas pracy. Po co okulary, skoro ma soczewki?
Uwodziciel Krzysiek również zwrócił na nią uwagę, ale w przeciwieństwie do nieśmiałego Grzesia, od razu zaczął się do niej zalecać. To zaprosił na kawę w przerwie obiadowej, to przynosił jej espresso do biura. A gdy zaproponował podwiezienie samochodem, serce Grzesia niemal pękło z zazdrości.
Co mógł Grześ przeciwstawić Krzyskowi? Tamten to przystojniak, który zawsze miał powodzenie u kobiet. Umiał skomplementować tak, iż dziewczyny mdlały ze szczęścia. Znał mnóstwo dowcipów i potrafił je opowiadać. Prawda była taka, iż po zdobyciu serca kolejnej dziewczyny, Krzyś gwałtownie tracił zainteresowanie i szukał nowej ofiary. Tym razem kręcił się wokół Alicji, pozostawiając bez uwagi Kasię, która w toalecie wylewała łzy i knuła plan zemsty.
Grześ zaś był duży, pulchny, o rumianych policzkach, nosił kwadratowe okulary w rogowej oprawce i workowate ubrania. choćby nazwisko miał odpowiednie – Belzebub. Taki sam nieśmiały, z naiwnym spojrzeniem jak jego imiennik z literatury. Ale za to Grześ znał się na komputerach. Potrafił rozwiązać każdy problem, no prawie każdy. Za to wszyscy go doceniali.
– Grześ, pomóż!
– Mój komputer się zawiesił…
– Grzesiu, pomóż zmontować film…
Grześ siadał przy komputerze, jego palce gwałtownie biegały po klawiaturze i niedługo wszystko było naprawione, prezentacja gotowa, film zmontowany.
– Grzesiu, wielkie dzięki – mówiła Ola albo Marta, całując go w policzek, przez co robił się czerwony jak burak.
– Belzebub, ty geniuszu! Ja bym się męczył cały wieczór, a ty za pół godziny ogarnąłeś. Naleję ci whisky – obiecywał któryś z kolegów, ale oczywiście zapominał.
Grześ nie pił. Dlatego bardziej cieszyły go podziękowania od dziewczyn.
Tak naprawdę nazywał się Grzegorz, ale czyjś żart sprawił, iż przykleiło się do niego imię Grześ. Denerwował się, mówił, iż ma na imię Grzegorz, ale to i tak nic nie dawało.
– No daj spokój, nie obrażaj się, fajne imię. Pasuje ci – mówił Krzyś, klepiąc go po ramieniu.
I Grzegorz nie był pewny, czy to komplement, czy Krzyś po prostu się z niego nabija.
Nie był bogatym spadkobiercą jak literacki bohater. Mama wychowywała go sama. Gdy Grześ dorósł i zapytał o ojca, matka nie kłamała – powiedziała prawdę. Że urodziła go dla siebie, na finiszu swojej krótkiej młodości. Była drobna, chuda i nieładna.
Pewnego dnia jedna z koleżanek zaprosiła Ewę na spotkanie. Tam poznała młodego chłopaka. Wszystkie kobiety były zamężne, tylko Ewa nie. Musiał ją odprowadzić do domu. Ewa nie straciła głowy i zaprosiła go na kawę. A potem… Ewa nikomu nie powiedziała, od kogo zaszła w ciążę. Chłopak był prawie dwa razy młodszy, po co miała mu życie psuć? Gdy urodził się chłopiec, nazwała go Grzegorzem, na cześć swojego ojca.
Grześ rósł spokojny i bystry, nie sprawiając kłopotów. Już w szkole zaczął się interesować komputerami. Ale nie spędzał czasu w grach jak inni chłopcy, tylko starał się zrozumieć, jak to wszystko działa. gwałtownie zorientował się, iż można choćby zarabiać. Tylko iż potrzebował lepszego sprzętu. I Ewa wzięła kredyt, kupiła ukochanemu synowi drogi procesor, duży monitor. Czego się nie robi dla jedynaka?
Po szkole Grześ poszedł na studia informatyczne. gwałtownie zaczął zarabiać – nie grosze jak wcześniej, ale całkiem przyzwoite pieniądze. Matka była z niego dumna i uwielbiała go. Nie pije, nie biega po klubach, nie wdaje się w bójki, siedzi w domu i pracuje.
Gdy Grześ zaczął dobrze zarabiać, Ewa przeszła na emeryturę i poświęciła się opiece nad synem. Gotowała dużo i smacznie, piekła ciasta. Grześ jadł i tył. Ze sportem nie był za pan brat, całe dnie spędzał przed monitorem, więc stał się taki mało towarzyski.
Jak każda matka, Ewa marzyła o dobrej żonie dla syna, o wnukach. Próbowała go swatać z córkami przyjaciółek i znajomych. Ale Grzesia dziewczyny nie interesowały. Alicja była pierwszą, która zwróciła jego uwagę. Co tam uwagę – stracił sen i apetyt. Ściągał z jej profili w mediach społecznościowych zdjęcia i godzinami się w nie wpatrywał. A ona choćby go nie zauważała. Ani trochę.
Pewnego dnia Grześ przyszedł do pracy wcześniej i… uszkodził komputer Alicji. A jak tu bez niego pracować? Wszystko stanęło, a tu szef żąda raportu.
– Pomóż! – przybiegła do niego Alicja.
On z poważną miną długo grzebał, usuwając program, który sam wcześniej zainstalował, by zakłócić pracę komputera. Alicja nerwowo gryzła wargi. W końcu Grzesiowi znudziło się testowanie jej cierpliwości, usunął program i wstał od biurka.
– Nie udało się? – Alicja była już zupełnie przybita.
– Możesz pracować. Wszystko naprawiłem – powiedział z wyższością.
– Naprawdę? Wielkie dzięki! Proś, o co chcesz – w przypływie wdzięczności lekkomyślnie obiecała.
– O co chcę? – Grześ dziwnie na nią spojrzał.
Alicja zrozumiała, iż powiedziała za dużo.
– Tak. W granicach rozsądku, oczywiście – odparła. – Chcesz, pójdziemy do kina? Albo na kolację?
– Wszystkie filmy już widziałem, choćby te, które jeszcze nie weszły do kin. Niedługo Nowy Rok. Będzie impreza firmowa. Zatańczysz ze mną?
– Z tobą? A ty umiesz? – Zaskoczona spytała Alicja. – Dobrze, obiecuję – dodała już mniej pewnie.
Tydzień później, na imprezie, gdy już wszysPo roku nauki u Lory, Grześ oświadczył się jej w rytmie walca, a ona powiedziała “tak” z uśmiechem, który rozświetlił całą salę taneczną.