**Tam, gdzie się nie spodziewasz**
Gdy Alicja wychodziła z klatki schodowej, jej dłoń, jakby własną wolą, nie włożyła pierścionka. Nie z powodu pośpiechu, nie przez zapomnienie — po prostu go nie włożyła. Jakby palce same zostawiły go na półce w przedpokoju, cicho, bez słowa. Zauważyła to dopiero w autobusie, gdy złapała się poręczy i nagle ujrzała goły palec. Pusty. Obcy. Bez historii.
Pierścionek — ślubny, z matową linią pośrodku — został w domu. Od męża. Od Jacka. Zawsze był z nią. choćby gdy on wracał późno, tłumacząc się „spotkaniami”. choćby w te dni, gdy nie rozmawiali, żyjąc tygodniami w ciszy, jak dwoje obcych. Szczególnie wtedy — bo pierścionek zdawał się ostatnią nitką, która ich łączyła. A teraz? Leżał w kurzu między paragonami i starą ulotką z banku. I nic się nie zawaliło.
Poranek ciągnął się leniwie. Płaszcz był ciężki jakby nasiąkł ołowiem — ciążył na ramionach, jakby zmęczony razem z nią. Powietrze — gęste, mgliste, ani zima, ani wiosna. Sąsiadka w windzie skinęła głową, nie patrząc w oczy, od razu zatapiając się w ekran telefonu. Na przystanku chłodno pachniało wilgocią i ciepłym asfaltem. Ktoś obok jadł drożdżówkę, żując głośno, naruszając przestrzeń samym chrupkiem. Alicja słuchała muzyki, ale słyszała tylko szum — jakby stare radio zostało włączone w sąsiednim pokoju.
Wysiadła parę przystanków wcześniej. Po prostu wstała — i poszła. Przez park, gdzie suche trawy i szare ławki przypominały zapomnianą scenografię. Pod nogami chrupały gałązki, lekki wiatr pchał po ścieżce papierki i liście. Szła, jakby kogoś szukała wzrokiem. Jakby wiedziała, iż zaraz ktoś wyjdzie zza drzew. Nikt nie wyszedł. Tylko kobieta z jamnikiem, która skinęła głową. I nastolatek w słuchawkach, nie widzący świata wokół.
W kawiarni na rogu było przytulnie. Pachniało cynamonem, ciepłym mlekiem i świeżo paloną kawą. Dzwoneczek nad drzwiami cicho zadzwonił i zamilkł. Powietrze otuliło ją — delikatnie, jak kołdra. Alicja zamówiła latte. Usiadła przy oknie, gdzie stary grzejnik cicho żeUsiadła przy oknie, gdzie stary grzejnik cicho mruczał, a w jej dłoniach filiżanka niosła ciepło, którego nie dał już nikt inny.