13 grudnia 1981 roku władze PRL-u ogłosiły w Polsce stan wojenny. Wtedy też, o 6 rano, gen. Jaruzelski wygłosił pamiętne przemówienie. Na ulicach pojawiło się wojsko i czołgi oraz rozpoczęły się aresztowania i prześladowania. Swobody obywateli zostały brutalnie i gwałtownie ograniczone, a podczas operacji "Jodła" aresztowano niemal 10 tys. osób, w tym głównie działaczy opozycyjnych. Internowano m.in. Lecha Wałęsę. Jak przypomina portal sejm.gov.pl, rozpoczęły się strajki górników, stoczniowców i robotników, które drastycznie tłumiono. W kopalni "Wujek" w Katowicach zastrzelono dziewięciu górników, ponad 20 zostało rannych. Z kolei w Gdańsku podczas demonstracji liczącej tysiące uczestników zginęła jedna osoba, a ponad 300 zraniono. A to wszystko na chwilę przed świętami. Jak w tym wyjątkowo trudnym czasie wyglądała Wigilia i Boże Narodzenie?
REKLAMA
Zobacz wideo Byliśmy na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Krakowie. Ceny? Zobaczcie sami
Czytelnicy wspominają święta w 1981 roku. "Było ciężko"
Dzisiaj okres przedświąteczny kojarzy nam się przede wszystkim z kolorowymi jarmarkami, pięknymi, gęsto udekorowanymi choinkami, stosem prezentów pod nimi, suto nastawionymi stołami i wszechobecną uroczystą atmosferą. Nie zawsze jednak tak było. Jak przypomina stronapodrozy.pl, po ogłoszeniu stanu wojennego odcięto radio i telewizję, ponadto zamknięto wiele obiektów, w tym szkoły, muzea i teatry. Oprócz tego wprowadzono godzinę policyjną, po której po mieście mogły poruszać się tylko służby lub inne uprawnione osoby (np. pracownicy na drugą zmianę). Zabroniono też organizowania imprez i zbiorowisk.
W wielu miejscach stan wojenny odbił się także na Wigilii i Bożym Narodzeniu, choć mimo ograniczeń i trudności Polacy starali się świętować. - Było ciężko, byłem w wojsku, kiedy ogłosili stan wojenny. Ludzie się bali, panował niepokój, wszędzie pełno wojska. Wprowadzono też godzinę policyjną, a na drogach stały czołgi, były kontrole autobusów. Jak się chciało coś kupić, to były bardzo długie kolejki, trzeba było jechać w dwie-trzy osoby. Święta były rodzinne, wszyscy byli razem w domu, nie tak jak teraz. Świętowaliśmy, każdy coś przyniósł. Za chlebem czekaliśmy pół dnia - powiedział w rozmowie z podroze.gazeta.pl pan Leszek pochodzący z Gdyni.
Tak wyglądała Wigilia po ogłoszeniu stanu wojennego. "W miarę normalnie, tylko skromniej"
Nieco spokojniej było natomiast w jednej z krakowskich dzielnic. - Do jedzenia było to co zawsze, tylko skromniej - wspomina w rozmowie z nami święta w 1981 roku 77-letnia pani Lucyna. Dodała, iż cukier można było dostać tylko na kartki. System kartkowy działał już wcześniej, jednak po ogłoszeniu stanu wojennego zwiększono objętą nim listę towarów.
Pomimo ograniczeń święta w domu pani Lucyny przebiegły jeszcze w miarę normalnie, bo można było kupić co nieco w sklepach, jednak dało się odczuć, iż były uboższe. W tym czasie mieszkała wraz z mężem i dwoma córkami w cichej dzielnicy Krakowa. Na Wigilię zaserwowała m.in. barszcz biały robiony na grzybach zebranych wcześniej na wsi (robi go co roku do dziś, choć grzyby zbierają młodsi członkowie rodziny) i karpia. - Później, w drugim roku, było gorzej, bo już ciężko było coś kupić. Ale w 1981 było w miarę normalnie, tylko skromniej - powtórzyła.
jeżeli zaś chodzi o podarunki, to przyznała, iż pod choinką znalazły się tylko drobiazgi. Wprost nazwała je ubogimi. Córki obdarowali jakimś ubrankiem. - Nie było nas jeszcze stać na prezenty z Pewexu - powiedziała. Co ciekawe, pierwszą Wigilię po ogłoszeniu stanu wojennego spędziła z rodziną oraz koleżanką, jej mężem i córką. - Zbieraliśmy się po dwie rodziny, a po kolacji jechaliśmy rodzicom złożyć życzenia. Potem do kościoła wszyscy szli, bo jak coś się dzieje, to cała Polska idzie do kościoła - zdradziła. Mimo stanu wojennego w okolicach, w których mieszkała, wojsko pojawiło się później, po świętach. - U nas było cicho, spokojnie - zdradziła. Dodała, iż nie można było jednak nigdzie wyjechać, bo potrzebne były przepustki.
Szopki bożonarodzeniowe wyrazem sprzeciwu. Znajdowały się w nich ważne symbole
Ciekawostką jest, iż choć podczas stanu wojennego Polacy nie mieli co liczyć na świąteczne obchody czy zgromadzenia, cała sytuacja miała ogromny wpływ na wygląd szopek bożonarodzeniowych. To one stały się manifestem niezadowolenia. Przykładowo w tej zainstalowanej w bazylice św. Brygidy w Gdańsku ułożono symbole różnych zawodów. Wśród nich znalazła się czapka górnicza, co było nawiązaniem do strajków w kopalni "Wujek". 24 grudnia 1981 roku gen. Jaruzelski wygłosił kolejne przemówienie. Zakończył je słowami "oby świąteczny czas sprzyjał mądrym, patriotycznym przemyśleniom".
Polacy wspominają 13 grudnia. "Kto rano nie włączył radia, o stanie wojennym dowiadywał się w kolejce"
Warto też na chwilę pochylić się nad samym dniem 13 grudnia, gdyż ze względu na problemy z radiem i telewizją nie każdy wiedział, iż zaczął obowiązywać stan wojenny. Tym bardziej iż była to niedziela, dzień wolny od pracy. Jak możemy przeczytać na forum skiforum.pl, jeden z internautów tego dnia wybrał się do Wieżycy na narty, gdzie bawił się wyśmienicie. Co prawda na dworcu, z którego korzystał, kręciło się nieco wojska, ale podróż minęła bezproblemowo. Na samym stoku usłyszał coś o wojnie, ale zajęty był śnieżnym szaleństwem. Nie zabrakło też wspomnień innych osób.
Śniegu było mnóstwo, ale na miejscu przywitało ich wojsko, jak wiadomo, strefa przygraniczna, o wyciągu nie było mowy, wszystko pozamykane
- napisał użytkownik, wspominając pobyt znajomych w Zwardoniu.
W Szczyrku kto rano nie włączył radia, o stanie wojennym dowiadywał się w kolejce. Żołnierzy nie było, narciarzy tyle, co zwykle w niedzielę. Wszystkie wyciągi pracowały. Stan wojenny odczuliśmy dopiero po powrocie do domów. Autobusy ze Szczyrku do Katowic jeździły normalnie
- wspomniał inny. Lubisz święta? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.






