Tak, jestem taki: miał inne kobiety, ale nie zamierzał opuszczać rodziny

newsempire24.com 2 dni temu

„Tak, właśnie taki jestem” – miał inne kobiety, ale nie zamierzał opuszczać rodziny.

Wszystkie przyjaciółki mówiły Katarzynie, iż oszalała. Ona sama też to doskonale wiedziała. Mimo to nie potrafiła nic zmienić. Jej uczucia do męża wygasły dawno temu. Rozpłynęły się między praniem, obiadami, niewyspaniem i niekończącą się pracą. Kiedyś wracała do domu na skrzydłach miłości, teraz szła tylko z przyzwyczajenia – zmęczona, zagoniona, z pustym wzrokiem. W wieku czterdziestu lat wyglądała na pięćdziesiąt, i to nie była przesada, a gorzka prawda.

Jedyną osobą, która naprawdę ją rozumiała, była… teściowa. Teresa Janowska. Kobieta o trudnym charakterze, ale o ogromnym sercu. Teraz mieszkała z Katarzyną i synem – przyjechała do stolicy z prowincjonalnego Sandomierza, by rozpocząć leczenie, na które w ich miasteczku nie było szans. Umieszczono ją w pokoju dziecka, sama zaś pomagała z siedmioletnią wnuczką Zosią. Dziewczynka była jeszcze za mała, by zostawać sama, a Katarzyna od rana do wieczora przepadała w pracy.

Mąż… Ach, Wojtek. Zachowywał się, jakby z wiekiem w jego głowie zamieszkał ten przeklęty „diabełek”. Ciągle wracał późno. Czasem dopiero nad ranem. Pachniał słodkimi perfumami, tłumacząc to „nową wodą po goleniu”, choć cała kamienica wiedziała już, iż ma kogoś na boku. A choćby nie jednego „kogoś”.

Zaczynał mylić imiona. Nazywał Katarzynę raz Magdą, raz Anią, raz Ewą. I za każdym razem – z tym samym samozadowolonym uśmieszkiem, jakby mówił: no i co, złapaliście mnie, co dalej? choćby się nie krył. Był z siebie dumny. „Tak, właśnie taki jestem” – czytała w jego oczach.

Wszystko trwałoby w nieskończoność, gdyby pewnej nocy o trzeciej nad ranem telefon w przedpokoju nie rozbrzmiał histerycznym dzwonieniem. Kolejna kochanka męża szukała swojego „króliczka” i z pretensjami wrzeszczała: „Gdzie on jest? Czemu nie odbiera?” Katarzyna była wstrząśnięta – nie tyle samym telefonem, ile tym, jak łatwo ta kobieta wdarła się w jej dom, jej noc, jej życie.

Gdy Wojtek wrócił nad ranem z twarzą zaspaną i zmęczoną, Katarzyna nie wytrzymała. Jego rzeczy poszybowały na korytarz z taką furią, iż choćby kot schował się pod kanapę. Próbował się tłumaczyć:

— Tak, mam inną. Ale nie zamierzam odchodzić z domu! Mamy dzieci. Mama jest chora. Jesteśmy rodziną!

Lecz Teresa Janowska wyszła z sypialni i po raz pierwszy od dawna podniosła głos:

— jeżeli chcesz być z inną – bądź. Tylko z dala od nas. Znajdę gdzieś miejsce. Kończę już leczenie. A syn ma egzaminy. Dość tej kanapy. Wszyscy zasługujemy na normalne życie!

Katarzyna próbowała protestować – przecież to jej dom, to ona decyduje. Ale teściowa nie ustąpiła:

— Nie wtrącam się, ale dopóki tu mieszkam, nie pozwolę zamieniać mieszkania w burdel. Niech zbiera manatki. Ja zostanę do końca tygodnia, znajdę pokój. Reszta to wasza sprawa.

Pod surowym wzrokiem starszego syna Wojtek, mrucząc pod nosem, pakował koszule i spodnie do torby sportowej. Było mu głupio. Upokarzająco. Ale zasłużenie.

Po jego wyjściu Katarzyna po raz pierwszy od lat poczuła, iż w domu zrobiło się cicho. Naprawdę cicho. Nikt nie krzyczał, nie dzwonił w środku nocy, nie domagał się jedzenia. Teściowa odwiedzała raz w tygodniu, przynosząc bułeczki dla wnuczki i świeże wieści. A Katarzyna nagle zrozumiała, iż budzi się bez tego ucisku w gardle. choćby w lustrze zaczęła widzieć siebie inaczej.

I oto, po kilku miesiącach, gdy leczenie Teresy Janowskiej dobiegło końca i zbierała się do wyjazdu, na progu stanął Wojtek. Z bukietem. Z twarzą pełną skruchy. Ze słowami, od których Katarzynie zamarło serce:

— Wybacz mi. Wyrzuciła mnie. Zrozumiałem wszystko. Daj mi szansę. Zacznijmy od nowa?

Teresa Janowska, już w płaszczu i z walizką, spojrzała na synową:

— Decyzja należy do ciebie. Nie będę się wtrącać. Ale czas, żebyś pomyślała nie o tym, kogo żal, ale o sobie.

I, biorąc wnuki za ręce, wyszła do kuchni.

A Katarzyna stała w przedpokoju, patrząc na mężczyznę, który zdradził ją nie raz. Na człowieka, który był jej rodziną. A teraz był tylko gościem. I musiała podjąć decyzję. Decyzję, która już nie zależała od nikogo. Tylko od niej.

Idź do oryginalnego materiału