W nadmorskim miasteczku Jastarnia, gdzie poranna mgła osiada na dachach, a zapach sosny miesza się z morską solą, Krzysztof z trudem dźwigał ogromny biały worek pod klatkę schodową i ciężko westchnął.
– No i ciężki jak diabli! – mruknął, spoglądając na swój pakunek.
Otarł pot z czoła i wybrał kod domofonu.
– Krzysiu, to ty? – dobiegł głos teściowej, a on wciągnął worek do windy.
Wniósł go prosto do kuchni i postawił przy stole.
– Krzysztof, co to ma być?! – zawołała Zofia Kowalska, patrząc z podejrzeniem na zięcia.
Krzysztof przebiegle się uśmiechnął.
– Zaraz zobaczycie! – powiedział i zaczął wyciągać zawartość worka na stół.
– Boże, Krzysiu, po co aż tyle?! – krzyknęła teściowa, a jej oczy zaokrągliły się ze zdumienia.
Zanim poznała Krzysztofa, Zofia uważała się za wzór oszczędności. Jej córka, Ania, też tak myślała, ale cierpiała z tego powodu.
– Aniu, odłóż ten proszek! – komenderowała Zofia w sklepie. – Weź ten obok, jest o połowę tańszy! Można choćby kupić zapas!
– Mamo, ale on jest gorszy… – protestowała Ania.
– Wcale nie gorszy, po prostu nie ma reklamy! Proszek to proszek! Dlaczego jesteś taka naiwna?
Ania, mrucząc pod nosem o skąpcu, który płaci dwa razy, odkładała opakowanie i brała wybór matki.
Jeśli z proszkiem jeszcze się godziła, to z ubraniami było gorzej.
– Mamo, patrz, dobrze na mnie leży? – Ania pokazywała nową spódnicę.
– Znowu nowa? Ile kosztuje? – marszczyła brwi Zofia.
– Ale co za różnica! – denerwowała się Ania. – Nic nie kupowałam od wieków! Ważne, iż ładnie wyglądam!
– I od ceny też zależy! – teściowa skrzyżowała ramiona, wbijając wzrok w córkę.
Ania wymieniała cenę, wiedząc, co nastąpi.
– O rany! Kawałek materiału nie może tyle kosztować! – oburzyła się matka.
– Mamo, no przestań! Za takie pieniądze teraz nic się nie kupi! Chcę wyglądać dobrze, przecież wszystko noszę do znudzenia! – broniła się Ania.
– Ładnie można wyglądać i taniej! – odcięła Zofia.
Wszystkie argumenty o jakości tkaniny czy idealnym kroju były bezskuteczne.
– Mamo, dlaczego jesteś taka skąpa? Przecież nie jesteśmy biedni! – wybuchnęła Ania.
– Właśnie dlatego nie jesteśmy biedni, bo umiem oszczędzać i robić zapasy! A ty – w ojca, rozrzutna! – odpowiadała matka.
Ania milkła, przypominając sobie rozwód rodziców. Kłótnie, podział majątku, spory o alimenty – wszystko to uczyniło z oszczędnej Zofii prawdziwą sknerę.
W czasie studiów Ania nie zapraszała nikogo do domu. Matka widziała w gościach tylko dodatkowe wydatki.
– Nie rozumiem tych czczej gadaniny! – warknęła raz. – Zbierają się, jedzą, piją, plotkują, a potem gospodyni musi zmywać naczynia i znów napełniać lodówkę!
Ania próbowała tłumaczyć, ale w końcu machnęła ręką – matka i tak nie słuchała. Po studiach znalazła pracę i poznała Krzysztofa.
– Mamie się nie spodoba – od razu to wiedziała.
Krzysztof nie miał nic z tego, co ceniła Zofia: ani własnego mieszkania, ani bogatych rodziców, ani spadku. Zwykły pracownik biurowy, ale z ambicjami. A ambicje, jak uważała teściowa, to nie to samo co gotówka. Ania długo zwlekała z przedstawieniem go, ale gdy Krzysztof wspomniał o ślubie, nie było wyjścia.
– Krzysiu, moja mama jest… wyjątkowa – zaczęła Ania. – Bardzo oszczędna.
– To dobrze – wzruszył ramionami.
– Nie, nie rozumiesz. Ona jest… skąpa jak nigdy! Będzie liczyć każdy twój kęs przy stole. Przygotuj się na cierpliwość. Po ślubie wynajmiemy mieszkanie, a niech mama dalej oszczędza.
– Głupoty! – uśmiechnął się Krzysztof. – Damy radę. A wiesz co? Lepiej mieszkać z nią. Na swoje nie uzbieramy, a u moich – tłok jak w ulu. Zastanów się!
Ania pomyślała: „Krzysiek nie ma pojęcia, jak wygląda życie z mamą. Ale spróbować można. Jak będzie źle, wyprowadzimy się.”
– Dobrze, zaryzykujemy – zgodziła się. – Ale jeżeli będzie nie do wytrzymania, powiedz od razu.
– Nie doceniasz mnie – mrugnął Krzysztof.
Ślub był skromny, co ucieszyło Zofię.
– Słusznie, po co wydawać pieniądze! – pochwaliła.
Gdy dowiedziała się, iż młodzi zamieszkają z nią, lekko się skrzywiła, ale uznała to za rozsądne.
– Dobrze, mieszkajcie, oszczędzajcie na wkład własny. Ale moje zasady się nie zmienią! – oświadczyła.
– I nie trzeba! – wtrącił Krzysztof. – Pani Zofio, brawo! Młodzi nie potrafią oszczędzać, a potem narzekają. Jestem po pani stronie!
Teściowa poczerwieniała z zadowolenia.
– Co za zięć! Biedny, ale rozumny. Z takim podejściem daleko zajdzie! – pomyślała.
Krzysztof gwałtownie zdobył jej zaufanie, proponując:
– Niech pani pozwoli, iż ja będę robił zakupy dla całej rodziny. Znam miejsca, gdzie taniej. Oszczędzajmy mądrze!
– Krzysiu, ty jesteś skarbem! – wzruszyła się Zofia.
Ania słuchała zdumiona, a Krzysztof porozumiewawczo mrugnął.
Wkrótce szafy uginały się od zapasów. Krzysztof dotrzymał słowa, a Zofia cieszyła się jak dziecko. Ale nie na długo.
– Nie, nie, tak nie można! – Krzysztof odebrał teściowej miarkę z proszkiem. Wsypał połowę z powrotem i oddał. – Tyle wystarczy!
Zofia zmieszała się.
– Krzysiu, to za mało, nie wypierze…
– Wypierze! jeżeli się pieni, już jest czyste! – stanowczo stwierdził.
Teściowa była zaskoczona, ale pomyślała: „Może ma rację?”
Pewnego wieczoru zapytał Anię:
– Co twoja mama lubi najbardziej? Gdzie jej słabość?
– Wiem! – przypomniała sobie Ania. – Mama ma obsesję na punkcie”Nagle Zofia spojrzała na stos mydła i zrozumiała, iż życie to nie gromadzenie, ale dzielenie się z bliskimi.”