Tajemniczy Telefon

newsempire24.com 3 dni temu

**Telefon**

Mira zjadła obiad, umyła naczynia i położyła się na chwilę drzemnąć. Mąż wyjechał na działkę do kolegi, żeby pomóc mu naprawić płot. Wróci dopiero jutro wieczorem, bo w poniedziałek ma pracę. Mira rok temu przeszła na emeryturę, a Pawłowi zostały jeszcze dwa lata.

Niespodziewany dzwonek wyrwał ją z drzemki. Nie od razu zorientowała się, iż to telefon.

— Tak… — odpowiedziała ochrypłym od snu głosem, choćby nie patrząc na ekran. Kto inny mógłby do niej dzwonić, jeżeli nie córka albo mąż? Paweł nie lubił rozmów przez telefon, więc pewnie córka. Mieszkała z mężem w innym mieście i niedługo miała urodzić.

— Mira? Spałaś czy co? — rozległ się w słuchawce nieznany kobiecy głos.

— Kto mówi? — zapytała Mira, czując niepokój.

W słuchawce usłyszała demonstracyjnie głośne westchnienie.

— Nie poznajesz mnie? Ile to lat się nie widziałyśmy?

— Ala?.. Skąd masz mój numer? — zdziwiła się Mira, choć jakoś wcale się nie ucieszyła.

— To ważne? Spotkałam twoją matkę kilka lat temu, to mi go dała.
Mira przypomniała sobie, iż mama coś o tym wspominała.

— Jesteś w mieście? — Zadała głupie pytanie, bo i tak wiedziała, po co Ala dzwoni. — Chodziły słuchy, iż wyjechałaś do Ameryki — dodała.

W słuchawce rozległ się śmiech, który natychmiast przeszedł w jęk.

— Co się z tobą dzieje? Gdzie jesteś? — zaniepokoiła się Mira.

— W szpitalu. Właśnie dlatego dzwonię. Możesz do mnie przyjść? Chcę ci coś powiedzieć. I nie przynoś nic, nie trzeba.

— W szpitalu? Zachorowałaś? — zapytała Mira, już całkiem rozbudzona.

— Trudno mi mówić. Adres wyślę SMS-em.

— A w… — zaczęła Mira, ale w słuchawce rozległy się krótkie sygnały.

Następnie przyszła wiadomość z nazwą szpitala. „Boże, Ala ma raka!” — Mira zdezorientowana przeczytała wiadomość jeszcze raz.

Spojrzała na zegarek — wpół do szóstej. Zanim dojedzie do szpitala, odwiedziny już się skończą. Poszła do kuchni i wyjęła z zamrażarki kurczaka na rosół. Ala powiedziała, żeby nic nie przynosić, ale jak iść do szpitala z pustymi rękami? Domowy rosół to nie jedzenie, to lekarstwo. Mira włożyła kurczaka do zlewu, żeby się rozmroził, i usiadła przy stole. Córka ma dwadzieścia osiem lat, więc tyle samo czasu minęło, odkąd nie widziała się z Alą.

Z wiekiem Mira nauczyła się traktować wszystkie wiadomości, choćby dobre, z ostrożnością. Po telefonie od Ali nie mogła pozbyć się uczucia niepokoju. I oczywiście Pawła nie było w domu. Może i lepiej. Rano ugotuje rosół, odwiedzi Alę i wszystko się wyjaśni. Tylko iż uspokoić się jakoś nie mogła.

Alę od dziesiątego roku życia wychowywała babcia ze strony ojca. Czułości nie znała i często do późna przesiadywała u Miry, odrabiając razem lekcje. Babcia pędziła bimber i zaopatrywała w niego wszystkich lokalnych alkoholików. Rodzice, oczywiście, też pili. Żony pijaków groziły, iż podpalą babcine podziemne laboratorium. Może rzeczywiście ktoś się do tego przyczynił, a może, jak twierdziła milicja, ojciec zasnął z papierosem, ale rodzice Ali nie zdążyli uciec z płonącego domu. Babcia gdzieś wyszła, a Ala, jak zwykle, była u Miry. Obie przeżyły.

Po pożarze babcię z Alą przeniesiono do akademika. Na wspólnej kuchni warzenie bimbru zostało zakazane. Babcia od razu stała się smutniejsza, zaczęła liczyć każdy grosz i wymyślać wnuczce za każdy zjedzony kęs. Ala jadała u Miry.

Babcia nie lubiła matki Ali, nazywała ją wiedźmą, twierdziła, iż zaczarowała jej syna, iż przez tę przeklętą zaczął pić. O tym, iż w domu stał darmowy bimber, babcia już nie wspominała. Matka Ali była piękna. Rzadko który mężczyzna, niezależnie od wieku, przeszedł obok, nie zwracając na nią uwagi. Ojciec okrutnie jej zazdrościł, choćby bił.

Ala wyrosła i stała się bardzo podobna do matki. Taka sama wysoka, smukła, z burzą rudych loków, czarnymi oczami i pełnymi ustami. Piegi na całej twarzy wcale jej nie szpeciły, wręcz przeciwnie — nadawały złocisty odcień.

Zaraz po maturze Ala uciekła z domu z jakimś przyjezdnym chłopakiem. „Niepoczciwa, cała w matkę” — mówiła babcia, wzdychając.

Mamie Miry nie podobała się przyjaźń córki z Alą, choć współczuła biednej dziewczynie. Gdzie ta uciekła z miasta, choćby odetchnęła z ulgą. Zawsze bała się, iż sprowadzi Mirę na złą drogę. Co je łączyło? Sama Mira też nie wiedziała, choć z Alą było wesoło.

Mira skończyła technikum, zaczęła pracować, poznała Pawła i wyszła za niego za mąż. Rok później urodziła się córka. O Ali słyszała tylko plotki.

Mama Miry pracowała, nie mogła pomóc, a wieczorami, gdy Paweł był w domu, wstydziła się przychodzić. Mira sama kręciła się jak w ukropie, dosłownie padając ze zmęczenia.

Jedyne, o czym marzyła w tamtym czasie, to wyspać się. Wystarczyło, iż podczas karmienia córki przymknęła oczy, i natychmiast zapadała w sen. Budziła się przerażona, iż upuściła dziecko albo iż udusiło się pod ciężarem jej piersi. Córka, najedzona, spokojnie spała na rękach. Mira przekładała ją do łóżeczka i szła odciągać mleko, gotować obiad, prać namoczone pieluchy, zmuszając się, by nie zamykać oczu.

W tym trudnym dla Miry czasie pojawiła się Ala. Stała się jeszcze bardziej podobna do matki, jeszcze piękniejsza, choć wydawało się to niemożliwe.

— No i wyglądasz, przyjaciółko. Zawsze wiedziałam, iż małżeństwo i macierzyństwo kobiety nie ozdabiają. Nigdy nie będę miała dzieci — powiedziała Ala, jak zwykle bez powitania i wstępu, widząc Mirę.

— Nie mów hop — uśmiechnęła się przyjaciółka.

Potem Ala opowiedziała, iż zrobiła wiele aborcji i już nigdy nie będzie mogła urodzić. Ale instynkt macierzyński tkwi w kobiecie od urodzenia. Ala z przyjemnością pomagała opiekować się dzieckiem, zabierała je na spacery, gdy zmęczona Mira gotowała obiad albo po prostu spała.Mira wsiadła do taksówki, patrząc przez okno na rozkwitającą wiosnę, i pomyślała, iż życie, mimo wszystko, wciąż jest piękne.

Idź do oryginalnego materiału