Tajemniczy obraz

newsempire24.com 2 dni temu

Tajemniczy obraz

Zośka siedziała na tylnym siedzeniu samochodu i wpatrywała się w okno. Miała podniesiony nastrój, jak przed świętami – przed Wigilią albo urodzinami. Ale jej urodziny były w grudniu, a teraz był lipiec.

Za kierownicą siedział surowy, postawny mężczyzna. Zośka widziała tylko jego ogolony kark, który przechodził w grubą szyję. Ten kark był nieprzyjemny, obrzydliwy. Kierowca patrzył przed siebie, nie odwracał głowy, jakby gruba szyja mu na to nie pozwalała. Dziewczynka pomyślała, iż to nie człowiek, tylko robot. Podniosła się choćby nieco, żeby zajrzeć mu w twarz.

– Siadaj! – ostro rzucił kierowca, nie odwracając się.

I Zośka pląsnęła z powrotem na siedzenie. Znowu wpatrywała się w okno. Migające pola, lasy, wioski. Wyprzedzili dwóch rowerzystów, mężczyznę i chłopaka, którzy spojrzeli na Zośkę przez szybę. Nastrój znów się poprawił. Pierwszy raz jechała do innego miasta, do babci i dziadka, których nigdy nie widziała.

– Długo jeszcze będziemy jechać? – zapytała Zośka.

– Nie – odpowiedziała mama z przedniego siedzenia.

– A dlaczego wcześniej nie jeździliśmy do babci i dziadka?

Mama odpowiedziała coś niewyraźnego.

– A rzeka tam jest?

– Jest. Tam jest wszystko. Przestań gadać. Jak dojedziemy, sama zobaczysz. – W głosie mamy dało się słyszeć rosnące podrażnienie.

Zośka zamilkła. Ostatnio mama irytowała się o wszystko, przy byle czym krzyczała. Wszystko zaczęło się, kiedy od nich odszedł tata. Spakował rzeczy i poszedł.

„Żeby już dojechać – myślała Zośka. – Pewnie jedziemy na wakacje, skoro mama zabrała tyle rzeczy, choćby moje ulubione zabawki. choćby plecak do szkoły. Po co plecak na wakacjach?” Pytań było mnóstwo, ale nie śmiała ich zadawać.

Dziewczynka opadła na oparcie siedzenia i zaczęła nucić. Cicho ciągnęła jedną nutę, potem drugą…

– Przestań jęczeć! Samo siedzenie obok ciebie jest męczące – warknęła mama. Zośka zamilkła, nadąsana.

W końcu wjechali do miasta. Zośka znowu przywarła do okna. Samochód zatrzymał się przed dwupiętrową ceglaną kamienicą.

– Dojechaliśmy. Dom, słodki dom – powiedziała mama, otwierając drzwi auta. Wyszło jej bez radości, raczej ze smutkiem.

Dom był stary, szary, z dwoma klatkami schodowymi. Żadnego podwórka, żadnego placu zabaw z kolorową plastikową zjeżdżalnią i huśtawkami, jak u nich. Tylko dwie ławki przed wejściem.

Kierowca wyładował ich rzeczy z bagażnika i też patrzył na dom. Mama poprosiła, żeby poczekał, wzięła walizkę, torby i podeszła do klatki. Zośka podreptała za nią. Drzwi były drewniane, pokryte odpryskującą brązową farbą, a nie metalowe, bez domofonu.

– Otwórz – powiedziała mama zirytowana.

Zośka podbiegła i otworzyła skrzypiące drzwi. Weszły na drugie piętro. Mama postawiła walizkę na betonowej podłodze, żeby nacisnąć dzwonek, ale drzwi nagle otworzyły się same. Zośka zobaczyła wysoką, surową kobietę. Nic nie mówiła, tylko stała i patrzyła na nie.

Mama podniosła walizkę i weszła do mieszkania. Zośka wślizgnęła się za nią i od razu przytuliła się do boku matki. Już domyśliła się, iż to babcia otworzyła drzwi.

– No, czemu stoisz? Wejdź do środka – powiedziała babcia niezbyt przyjaźnie.
Zośka ani drgnęła. Przykleiła się do mamy. Z pokoju wyszedł wysoki siwy mężczyzna.

– To twój dziadek Jan – powiedziała mama. – Tu są jej rzeczy, tu zabawki, tu buty… – cicho wymieniała.

– Jakoś się ogarniemy – sucho odparła babcia. – Herbaty chociaż nie napijesz się?

– Nie, taksówka czeka – odpowiedziała mama.

I Zośka nagle zrozumiała, iż mama zostawi ją tutaj, a sama zaraz odjedzie. Objęła ją rękami i zaczęła gwałtownie szeptać:

– Mamusiu! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie tu! Zabierz mnie ze sobą…

– Ty jej nie powiedziałaś? – z wyrzutem zapytała babcia.

Mama nie odpowiedziała. Próbowała odkleić ręce Zośki, ale ta wpiła się jak kleszcz.

– Przyjadę po ciebie, później. Na razie zostaniesz u babci i dziadka. Dość! – nagle krzyknęła mama, oderwała ręce córki i odepchnęła ją od siebie.

Z tyłu Zośkę objęły ręce babci, przycisnęły do jej brzucha. Dziewczynka zaczęła się wyrywać, wić jak wąż.

– Idź… Wynoś się! – warknęła babcia, a mama wyślizgnęła się za drzwi.

– Mamo! Puść! – krzyczała Zośka.

Babcia wypuściła ją, ale mama już poszła.

– Zośka! – usłyszała spokojny głos dziadka.
Stanął przed nią, wysoki, wyprostowany. Zośka skuliła się, ze strachem wpatrując się w dziadka. Uśmiechał się, a jego oczy były dobre i ciekawe.

– Chodź – powiedział, wziął ją za rękę i zaprowadził do pokoju.

Stare meble, kanapa, pianino przy ścianie. Było przytulnie i bardzo cicho. choćby słychać było tykanie zegara na ścianie. Potem pili herbatę z naleśnikami. Tak pysznych naleśników Zośka nigdy w życiu nie jadła. Potem z babcią poszły na dwór. Tam bawiły się dwie dziewczynki. Babcia zostawiła Zośkę z nimi i wróciła do domu.

– Będziesz teraz tu mieszkać? – zapytała jedna z dziewczynek.

– Nie, mama niedługo po mnie przyjedzie – pewnie powiedziała Zośka, ale oczy zdradziecko zaczęły ją szczypać.

Nadszedł wrzesień, a mama nie przyjechała. Zośka poszła do szkoły. Z tamtymi dwiema dziewczynkami była w tej samej klasie – w II B. Ogólnie życie u babci i dziadka podobało jej się. Nie kłócili się, nie podnosili głosu, nie tak jak rodzice.

Ostatnio rodzice Zośki w ogóle ze sobą nie rozmawiali, tylko na siebie krzyczeli. Potem tata odszedł. Mama też często wychodziła wieczorami. I Zośce wydawało się, iż już nigdy nie wróci. Stawała przy oknie, wpatrując się w ciemność, aż oczy bolały. W końcu pod oknami zatrzymywałaPewnego dnia, przechodząc obok rodzinnego domu babci, Zośka zobaczyła, iż na starych drzwiach wisi nowa tabliczka z nazwiskiem obcych ludzi, a wtedy wreszcie zrozumiała, iż przeszłość minęła bezpowrotnie.

Idź do oryginalnego materiału