Tajemniczy gość: dramat rodzinnego ciepła

polregion.pl 2 tygodni temu

W maleńkim miasteczku nad Jeziorem Solińskim, gdzie zachody słońca malują taflę wody na złoto, a drewniane domy pamiętają czasy minione, Weronika Piotrowska wracała z zakupów, dźwigając ciężkie torby. Na deser kupiła wielkiego arbuza, wyobrażając sobie euforia syna. Postawiła siatki w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju Janka dochodziły ciche głosy, jakby ktoś szeptał. Serce Weroniki zabiło szybciej. Weszła do pokoju i zamarła – jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj pochłonięci układaniem zabawek, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się przepłoszyć tę chwilę. Weronika przyjrzała się gościowi i oniemiała.

— Ciągle siedzisz w domu, Janek — mawiała często. — Całe życie tak przesiadujesz sam! Popatrz na Tomka, twojego dawnego kolegę. Został mechanikiem, ma pracę, wszystko gra. Ożenił się, syna urodził, werandę wybudował. Co prawda z żoną się rozwiódł – charaktery nie zagrały, bywa. Ale Tomek się nie załamał: znalazł inną, z dzieckiem, a potem sami jeszcze córeczkę doczekali. Syna z pierwszego małżeństwa wozi na wakacje do babci. Wszyscy szczęśliwi, choćby była żona – też wyszła za mąż. A sąsiadka ciocia Krysia aż promienieje – troje wnuków, dom pełen śmiechu, życie wre! Tomek z nową żoną, Magdą, dają radę, a ciocia Krysia pomaga. Wszystko się u nich ułożyło, a ty wciąż w czterech ścianach!

— U nas cisza — ciągnęła Weronika, kręcąc głową. — W kogoś ty taki wdał się, moje utrapienie? Jak nas zabraknie, zostaniesz sam, i choćby pogadać nie będzie z kim! Wyłącz już tę frezarkę, kiedy matka do ciebie mówi!

Janek wyłączył maszynę, podniósł wzrok znad pracy:

— Wszystko w porządku, mamo, pilne zamówienie.

— Oczywiście, Janek — westchnęła matka. — Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i tak zostanie. Nie da się ciebie ruszyć. A jeszcze ojciec cię wspiera, tylko milczy i milczy. Oj, synku, ojciec cichy, a ty jeszcze cichszy!

Weronika wyszła z warsztatu, który Janek urządził w starej stodole.

Janek ledwie skończył gimnazjum. Uczył się dobrze, ale szkoła mu nie leżała. Nie znosił hałasu, bieganiny, przeszkadzania w myślach. Po szkole oznajmił: dalej się nie uczę, mam swoje zajęcie, starczy na całe życie. Był już niezłym stolarzem. Ojciec całe życie pracował w miejscowej fabryce mebli i syna do rzemiosła przyuczył. Janek okazał się jeszcze większym milczkiem niż ojciec. Kochał pracować w samotności, obmyślając nowe projekty.

Matka martwiła się: może z chłopcem coś nie tak? Na imprezy nie chodzi, za dziewczynami nie patrzy, ciągle sam. Za głośne są, mówił, nudne. Mi tak dobrze. Zarabiał jednak całkiem nieźle. W stodole miał warsztat, całymi dniami coś strugał: to zabawki, to drobne meble. Stół zrobił – aż oczy cieszy! Zamówienia miał na pół roku naprzód, ludzie z całej okolicy przyjeżdżali. A matka wciąż truła: czwarty krzyżyk na karku, a wciąż sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. Na znajomych patrzył – taka życie mu nie pasuje.

Teraz Janek dostał pilne zlecenie – biurko z regulowanym krzesłem dla chłopca. Przez internet ustalił szczegóły, klient prosił o pośpiech. Starał się, by wszystko było idealne, by przyniosło radość. Wierzył, iż praca ma dawać szczęście.

Po tygodniu biurko było gotowe: blat i krzesło z regulacją wysokości i pochylenia. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego jest zamówienie, jest słaby zdrowiem, uczy się w domu. Prosili, by Janek przywiózł je osobiście, by na miejscu dopasować. Sami przyjechać nie mogli. Janek nie chciał jechać – zwykle ojciec załatwiał transport. Janek nie lubił rozmów z obcymi: za głośno, za dużo słów.

Ale klient nalegał, by przyjechał sam mistrz, dla dobra dziecka. Nie było wyjścia – Janek z ojcem pojechali do odległej wsi. Przyjechali, Janek wyładował biurko. Na szczęście był silny, a mebel lekki. Zaniósł, zapukał. Otworzyła dziewczyna. Janek się nie spodziewał – pisał z kimś o imieniu Ola, myślał, iż mężczyzna. A tu dziewczyna, i to z tak precyzyjnymi rysunkami!

— Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Olą? Przywiozłem zamówienie — powiedział Janek.

— Dzień dobry, to ja jestem Ola, proszę wejść — odparła cicho, odsuwając się, by mógł wnMisza stał w drzwiach, trzymając się ściany, a jego uśmiech był pierwszym promykiem światła, który rozjaśnił długie milczenie Janka.

Idź do oryginalnego materiału