Rano Lena obudziła się z gorącą gorączką. Dzień wcześniej stała pod nagrobkiem na cmentarzu Bródnowskim, bo jej mąż, Stanisław, poprosił ją, by posprzątała przy grobie jego babci. Gdy mężczyzna przeszukiwał stare księgi parafialne, Waleria dostrzegła stado kruków na zardzewiałej bramie. Jakby wyczuła ich przyglądające się oczy, spojrzała na metalowy pomnik. Na czarno-białym zdjęciu była staruszka w chustce. Nagle wśród szumu drzew usłyszała surowy, męski głos:
Na co patrzysz? Posprzątaj tę glebę!
Zaskoczona, Waleria zaczęła odkurzać przy obcym grobie. ale to nie był koniec dziwaczności. Kiedy Stanisław odnalazł miejsce spoczynku babci, wydawało się, iż stary pomnik zamienił się w nowy, z marmuru. Fotografia staruszki była inna zamiast zmrużonych oczu patrzyła młoda kobieta z szerokim uśmiechem.
Nie rozumiem! wykrzyknął zaskoczony Stanisław. Kto mógł to zrobić? Nie ma już nikogo z rodziny, wszyscy leżą tutaj.
Nie wiem, jak to się stało zmarszczyła brwi Lena.
***
Ręce Walerii pulsowały bólem. Najbardziej dręczyło ją pytanie, kto wymienił pomnik ukochanej babci Stanisława.
Może to halucynacja albo czary? zapytała męża.
Idź do lekarza doradził Stanisław. A ja sam nie wiem, co się stało z tym pomnikiem.
W szpitalu Lena rozpoczęła walkę o życie. Chirurg zalecił zastrzyki w stawy, które odrzuciła. Rentgen nie wykazał niczego, a lekarze wypisali receptę na maść i przeciwbólowe. Do bólu w rękach dołączyła mdłości i spadek ciśnienia. Lena czuła, iż w jej ciele nie ma już zdrowego organu. Tak trwało kilka dni. Medycy nic nie znaleźli, a kobieta zaczęła przygotowywać się na śmierć. Sąsiadka z podwórka, przychodząc po sól, nie poznała Leny:
Dziecko, co się z tobą stało? zapytała Wera Szymonkowa. Źle wyglądasz.
Lena opowiedziała historię o męskim głosie, co kazał jej sprzątnąć nieczyj grób i o nagle przemienionym pomniku.
Mówisz o głosie? Pomnik i zdjęcie się zmieniły? zaszepotała staruszka. To prawdopodobnie pan cmentarza, który kazał ci wziąć czyjąś chorobę na siebie. Może żałował kogoś, a może wziął łapówkę.
Jak? szlochnął Lena.
Czarna magia! wydała z siebie sąsiadka. Musisz iść do kościoła.
Kościół nie pomógł Lenie. Przez cały rok dręczyła ją nieznana choroba, musiała odejść z pracy, a w mieszkaniu chodziła z trudem. Po Wielkanocy, w dzień Zaduszny, mąż zaproponował:
Pójdziemy odwiedzić zmarłych?
Spróbuję odpowiedziała.
Jesteś panem cmentarza! rozpaczała ciężko chora kobieta. Przyjmij mój dar! Nie chcę umrzeć! Mam dzieci, męża! Zwróć cudze choroby!
Lena zakrzyknęła w płaczu. Wszystkie duchy zdawały się patrzeć na tę chudą, nieszczęśliwą kobietę. W oczach mężczyzny na zdjęciu przebłysł współczucie.
Weź pieniądze! szumiało w uszach Leny. Idź z Bogiem! Ta, co cię wezwała, otrzyma zemstę.
Po co płaczesz przy obcym grobie? usłyszał zafrasowany Stanisław. Chodźmy!
Pomnik babci Stanisława wrócił do pierwotnego kształtu. Na zdjęciu znów stała staruszka z zasmuconym wyrazem twarzy.
Nie wierzę! krzyknął przerażony Stanisław.
Żyć chcę! wydała ponownie przerażona Waleria. Panie cmentarza, chroń mnie!
***
Następnego poranka Lena obudziła się całkowicie zdrowa. Myśli o wczorajszych wydarzeniach krążyły w jej głowie. Domyśliła się, kto spośród krewnych uczynił zło. Siostra męża, od pierwszego spotkania nieprzyjazna wobec niej, niedługo zachorowała i zmarła. Trudno było uwierzyć w to, co się stało.













