Tajemnice, które rozbiły rodzinę

polregion.pl 1 tydzień temu

Weronika przygotowała kanapki, zaparzyła herbatę i usiadła w kuchni swojego mieszkania na przedmieściach Poznania, czekając na teściową. Rozległ się dzwonek do drzwi.

— Dziękuję, iż przyszłaś! — zawołała Weronika, otwierając drzwi i widząc przed sobą Bronisławę Zaleską.

— O co chodzi, iż tak się spieszyłaś? — zapytała podejrzliwie teściowa.

— Proszę do kuchni, mam dla pani niespodziankę! — uśmiechnęła się Weronika, ukrywając nerwy.

Bronisława Zaleska poszła za nią.

— No to co to za niespodzianka? — powtórzyła, siadając.

— Proszę spojrzeć! — Weronika położyła przed nią kartkę papieru.

Teściowa przebiegła wzrokiem po tekście i westchnęła, jej twarz zbladła.

Weronika siedziała w sypialni, zakrywając uszy dłońmi, ale ostry głos Bronisławy przenikał choćby przez ściany. Czuła, jakby teściowa drapała po jej duszy zardzewiałą łyżką, wydzierając z niej wszystko, zostawiając tylko pustkę i ból.

Od dawna wiedziała, iż nie znajdzie wspólnego języka z Bronisławą. Ale dlaczego mąż, Marek, znowu nie stanął w jej obronie? Czy naprawdę nie widział, jak matka upokarza jego żonę? Kochał ją, ale jego milczenie rozdzierało serce. Co się stało z ich rodziną?

Bronisława potrafiła gnębić. Uwielbiała krytykować Weronikę za to, iż nie może dać jej wnuków. Minęły trzy lata od ślubu, a dzieci wciąż nie było. I oczywiście, winna była Weronika — kto by inny? Nigdy jej ukochany synek!

Od pierwszego dnia teściowa nie polubiła synowej. Zanim jeszcze poznała dziewczynę, uznała, iż jej Marek zasługuje na lepszą partię. Gdy przyprowadził Weronikę do domu — ojciec już nie żył — w jej spojrzeniu czytało się tylko chłód: zaciśnięte usta, lodowaty ton, ani śladu uśmiechu.

Ale Weronika była zbyt zakochana, by zwracać uwagę na takie „drobiazgi”. Wszyscy wiedzą, iż idealne teściowe nie istnieją. Poza tym mieszkali z Markiem osobno, w jego przytulnym mieszkaniu w centrum miasta. Ślub był skromny, ale szczęśliwy. Weronika i Marek, oboje po trzydziestce, świadomie podjęli decyzję o małżeństwie. Byli piękni, odnosili sukcesy, mieli wspólne pasje. Ich życie wydawało się idealne.

O dzieciach postanowili nie zwlekać — Weronika miała prawie trzydzieści lat. Ale czas mijał, a wymarzona ciąża nie nadchodziła. Dla młodych nie była to tragedia — mogli poczekać, ciesząc się sobą. Ale Bronisława nie chciała czekać.

— Pilnujesz swojego cyklu? — pytała surowo przy każdej wizycie. — Trzeba być uważniejszą!

Weronika krzywiła się na te słowa. Wychowana w inteligenckiej rodzinie, raziła ją bezceremonialność teściowej. Chciała postawić ją do pionu, ale kochała Marka, a on uwielbiał matkę. Urazić teściową oznaczało zranić męża, więc Weronika znosiła to w milczeniu.

— Nie krzyw się! Dbam o wasze dobro! — nie ustępowała Bronisława. — A, i jeszcze jedno: umówiłam was do lekarza, pojedziecie w tym tygodniu. O, masz — podała woreczek z ziołami. — Zaparz i pij szałwię. Pomaga!

Weronika piła zioła, jeździła po lekarzach, robiła badania. Wyniki były zawsze takie same: była zdrowa. „Bóg jeszcze nie pozwolił” — mówili specjaliści. Ale Bronisława, zagorzała ateistka, nie przyjmowała takich wyjaśnień. Chciała wnuków — wszystkie jej koleżanki już były babciami, a zazdrość dusiła ją od środka.

— W sobotę jedziemy do wróżki, dałam zadatek — oznajmiła pewnego dnia.

— Mamo, po co do wróżki? — zdziwił się Marek. — Ona co, zaczaruje nam dziecko?

— Nie śmiej się! Trzeba spróbować wszystkiego, żeby nie żałować!

Pojechali do wróżki, która rozłożyła karty i dała im buteleczkę z miksturą: „Trzy krople na pięć minut przed świtem”. Cudu jednak nie było. Wtedy Bronisława przestała się hamować.

— Kobieta powinna rodzić! A ty nie potrafisz! — rzucała Weronice w twarz.

— Babciu, ona mnie doprowadza — poskarżyła się Weronika swojej babci, która przyszła w odwiedziny.

— A czego ona chce? — spytała staruszka.

— Mówi, iż nie mogę dać jej wnuków.

— A ty możesz?

— Oczywiście!

— A twój Marek?

Weronika zamarła. Nagle dotarło do niej, iż Marek nigdy nie robił badań. Jak mogła to przeoczyć? Wszystko było oczywiste, ale ton teściowej i jej pewność siebie oślepiły ją.

— W naszej rodzinie nigdy nie było chorób! Tym bardziej takich, co nie dają dzieci! — upierała się Bronisława.

— Marek, może ty też zrobisz badania? — zaproponowała Weronika wieczorem, leżąc w łóżku.

— Po co? Ze mną wszystko w porządku! — machnął ręką.

— U mnie też! Ale twoja mama wini tylko mnie. jeżeli zrobisz testy i wyjdą dobrze, odpuści. Tylko nie mów jej na razie — zrobimy niespodziankę!

Marek niechętnie się zgodził. W słowach żony był sens, a on chciał pokazać matce, iż się myli.

Wyniki były szokiem dla wszystkich, choćby dla Weroniki. Badania wykazały: aktywność plemników zaledwie 10% przy normie powyżej 58%, ruchliwość — poniżej 8% przy normie ponad 32%. Było ich mało i ledwo się poruszały. Przyczyną były powikłania po chorobie z dzieciństwa, o której Marek nie miał pojęcia.

Weronika weszła do kuchni, gdzie Marek częstował matkę herbatą, i położyła przed Bronisławą wyniki.

— Oto wasza niespodzianka. Proszę spojrzeć! — powiedziała, patrząc teściowej prosto w oczy. — Niech pani nie mówi, iż nie wiedziała.

Po zmieszanym spojrzeniu Bronisławy Weronika zrozumiała: teściowa wiedziała, ale lataWeronika zamknęła drzwi za sobą, wiedząc, iż czasami prawda, choć bolesna, jest jedyną drogą do wolności.

Idź do oryginalnego materiału