W małym miasteczku nad brzegiem Wisły, gdzie wieczorami rozbrzmiewa dźwięk kościelnych dzwonów, Zofia odpoczywała w chwili spokoju. Ciepła woda w wannie, wypełniona aromatyczną pianą, koiła zmęczenie po intensywnych tygodniach. Tego dnia została żoną Krzysztofa, a jej serce śpiewało z radości. Ślub już za nimi, wir przygotowań ucichł, i Zofia wreszcie mogła odetchnąć. Zamknęła oczy, uśmiech mimowolnie pojawił się na jej ustach. Życie przed zamążpójściem nie było złe, ale brakowało w nim ciepła, przytulania, wsparcia. Teraz wszystko się zmieniło — obok był Krzysztof, mężczyzna, który wydawał się jej prawdziwym cudem.
Krzysztof był jak bohater romantycznego filmu: troskliwy, szczodry, z miękkim uśmiechem i czarem, od którego zapierało dech w piersiach. Od pierwszego dnia otoczył Zofię opieką: przynosił kwiaty, zabierał do ekskluzywnych restauracji, obsypywał komplementami. Ona, przyzwyczajona do skromnego życia ekspedientki w małym sklepie, czuła się onieśmielona taką uwagą. Poznali się na portalu randkowym, a pierwsze wrażenie o Krzysztofie było niepewne — nie spodziewała się niczego poważnego. Ale on pojawił się na randce z bukietem jej ulubionych róż, pamiętając każde jej słowo, i zabrał ją nie do kawiarni, ale do eleganckiej restauracji. Po raz pierwszy w życiu Zofia czuła się jak księżniczka z bajki.
Nawet spotkanie z teściową, Haliną Borkowską, nie przyćmiło jej szczęścia, choć nie przebiegło gładko. Zofia tak się denerwowała, iż myliła słowa, wylała wino na sukienkę i przypadkiem przewróciła wazon z owocami. Halina Borkowska nazwała ją „niezdarną dziewczyną”, ale Krzysztof natychmiast stanął w jej obronie, uciszył matkę i zabrał Zofię. Wieczorem uspokajał ją, zapewniając, iż matka po prostu się denerwowała: „Pokocha cię, zobaczysz”. I rzeczywiście, niedługo Halina Borkowska zadzwoniła, przeprosiła i zaproponowała:
— Zosiu, zjedzmy kolację i omówmy ślub. Chcę pomóc w organizacji, jeżeli nie masz nic przeciwko.
Zofia ucieszyła się. Nie znała się na weselach i myślała, iż wszystko ograniczy się do urzędowego podpisu. Ale Krzysztof ją zaskoczył:
— Kochanie, czy nie marzysz o prawdziwym weselu? Piękna suknia, tort, tańce, okrzyki „gorzko”?
Zofia zawstydziła się:
— Krzysztof, chciałabym, ale wiesz, moja pensja starcza tylko na podstawowe potrzeby.
Delikatnie stuknął ją w czoło:
— Głuptasie, czy ja mówię o pieniądzach? Wszystko opłacę. choćby gdybyś była milionerką, zrobiłbym tak samo.
Halina Borkowska z zapałem zabrała się za organizację, nie szczędząc środków syna. Zofia ledwo nadążała za jej pomysłami: od wyboru zaproszeń po kolor wstążek w bukiecie. Musiała wziąć urlop, żeby nie upaść ze zmęczenia.
Wreszcie nadszedł dzień ślubu. Od rana kręciła się w wirze wydarzeń: fryzura, makijaż, suknia, sesja zdjęciowa. Przyjęcie minęło jak sen — pocałunki, tańce, krojenie tortu. Teraz, leżąc w wannie, Zofia wspominała ten moment, gdy Krzysztof włożył jej pierścionek na palec. Wzdrygnęła się — woda ostygła. Przeciągając się, otarła ręcznikiem, nawilżyła skórę balsamem, rozczesała włosy i założyła śnieżnobiałą bieliznę, tak olśniewającą jak jej suknia. Uśmiechnęła się, wiedząc, iż Krzysztof czeka na nią w sypialni.
Dotknęła klamki, już miała wyjść, gdy zatrzymała ją cicha rozmowa teściowej.
— Skąd ona się tu wzięła? — zdziwiła się Zofia. Nie spodziewała się gości.
Przysłuchując się, wychwyciła szept Krzysztofa i Haliny Borkowskiej. Ciekawość wzięła górę — chciała wiedzieć, o czym rozmawiają w ich pierwszą wspólną noc.
— Krzysztof, nie podoba mi się, jak na nią patrzysz — syczała teściowa, jakby oskarżała syna o zbrodnię. — Powiedz, iż mi się wydawało!
— Mamo, mówiłem ci, Zofia jest wspaniała. Przestań pleść głupoty — w głosie Krzysztofa słychać było winę.
— Głupoty? Miłość to luksus, na który cię nie stać! Nie wolno ci się przywiązywać do tej prostaczki! — odcięła się Halina Borkowska.
Zofia czekała, aż Krzysztof zaprotestuje, ale on milczał. Jej serce ścisnęło się — chciała wpaść i krzyczeć, ale nogi jakby przyrosły do podłogi.
— Mamo, zrozum, Zofia jest dla mnie ważna — w końcu wykrztusił Krzysztof.
— Ważna? To niczego nie zmienia! Twój brat czekał wystarczająco długo. Wiesz przecież, iż to on wybrał Zofię. Twoim zadaniem było ją uwieść i poślubić, a resztę my załatwimy.
— Nie wyjaśniłaś mi, jak to przeprowadzić — głos Krzysztofa drżał z niepokoju.
— Czyżbyś nie słyszał? Ty znikniesz, a twój brat zajmie twoje miejsce. Myślisz, iż zauważy? jeżeli zrobimy to sprytnie — nie. Mąż miał wypadek, doznał obrażeń. jeżeli go kocha, zaakceptuje to.
Krzysztof gorzko się zaśmiał:
— Obrażenia? Mamo, słyszysz siebie? Mój brat to nie tylko kaleka, on nie jest przy zdrowych zmysłach!
— Nie waż się tak o nim mówić! — wpadła w furię teściowa. — On nie jest winien temu, co go spotkało. A ty jesteś winien, Krzysztof! Musisz mu pomóc!
Zofia zadrżała. Brat? Krzysztof nigdy nie wspominał o bracie, a tym bardziej chorym. Jak zamierzali podmienić męża? Byli bliźniakami? Nie zdążyła tego przemyśleć — Krzysztof podniósł głos:
— Niczego nikomu nie jestem winien! Dość obwiniać mnie za jego nieszczęście! To ty namówiłaś, żebym zabrał go na tę wycieczkę. Sam wszedł na tę skałę! Zofii nie oddam. jeżeli jeszcze raz o tym wspomnisz, przysięgam, zerwę wszystkie kontakty i nie dam bratu ani grosza. Wynoś się, zanim Zofia wyjdzie!
Drzwi zatrzasnęły się — teściowa wyszła. Zofia, na nogach jak z waty,Zofia wyszła do Krzysztofa i powiedziała cicho: „Musimy porozmawiać, ale nie tutaj — wyjdźmy na zewnątrz, gdzie nikt nas nie usłyszy.”