Tajemnica łez teściowej w dniu wesela

polregion.pl 3 dni temu

Tłusta rozwodziła się na weselu, a tylko ona wiedziała dlaczego.

Goście wiwatowali „Gorzko!”, klaskali, w kieliszkach musowało się szampan, a pan młody nieśmiało całował pannę młodą w policzek. Potem, jakby według scenariusza, przykryli się welonem i wymienili namiętny pocałunek – sztuczny, niezręczny, niemal teatralny. Widziałem to wszystko. Nie było między nimi tej iskry, która rodzi prawdziwą bliskość. Chichotali, szeptali – jakby odgrywali cudze wesele.

Moja serdeczna przyjaciółka Danuta wydawała za mąż jedyną córkę – Kingę. Krzątała się, nerwowo ocierała dłonie o sukienkę co chwilę. Gdy goście zajęli miejsca przy stołach, pociągnęła mnie za rękę i szepnęła z grymasem:

– Spójrz tylko, jak zachowuje się teściowa. Jakby nie ślub syna, a pogrzeb.

Rozejrzałem się. Matki pana młodego wcześniej nie widziałem – dopiero gdy Danuta wskazała kobietę w szarej sukni z srebrnymi wstawkami, zrozumiałem, o kogo chodzi. Siedziała w kącie przy odległym stoliku z twarzą, jakby właśnie ją zdradzono. Głowę miała pochyloną, ocierała łzy chusteczką. Usta drżały, a w każdym westchnieniu było tyle bólu, iż aż mnie ukłuło w środku.

– Może źle się czuje? – zapytałem, starając się być delikatnym.

– Co tam choroba! – machnęła ręką Danuta. – Martwi się o swoje mieszkanie! Boi się, iż teraz synowa z dzieckiem na niej „usiądzie”. Syn ma po babci trzypokojowe, więc pewnie myśli, iż moja Kinga wbije w nie pazury.

– No i nagadałaś. Jeszcze się nie pobrali, a ty już metry dzielisz – zażartowałem, ale napięcie nie znikało.

Nie mogłem przestać obserwować tej kobiety. Gdy goście jedli, śmiali się, składali życzenia – ona nie tknęła sałatki ani szampana. Nie podnosiła wzroku. choćby na syna, który tego wieczoru powinien być dla niej najważniejszy, nie spojrzała.

Kiedy znów rozległo się „Gorzko!”, teściowa gwałtownie odwróciła się do okna, zaciśnięte usta pobielały. Nie wytrzymałem i podszedłem do niej.

– Przepraszam… wydaje się pani bardzo smutna. Wszystko w porządku?

Kobieta podniosła na mnie wzrok. W jej oczach było morze łez, nie słabości, ale prawdziwego, przeżytego cierpienia.

– Nie potrafię udawać – wyszeptała. – Wszystko to… to przedstawienie. Mój syn… nie kocha tej dziewczyny. Kinga jest dobra, szczera. Wierzy w to, co się dzieje. A on… żeni się na złość swojej byłej.

Zaniemówiłem. Nie spodziewałem się takiego wyznania.

– Niemożliwe… Jest pani pewna?

– Sam mi to powiedział. Chciał pokazać tej pierwszej, jak jest „szczęśliwy”. Błagałam go, krzyczałam, żeby tego nie robił. Ale on uparty. Myśli, iż własny ból uśmierzy, raniąc innych. A ja patrzę na tę dziewczynę – ma oczy pełne nadziei, wierzy w miłość całym sercem. A on… on się mści. I robi mi się niedobrze.

– A może to się zmieni? Ludzie potrafią się do siebie przyzwyczaić, rodzą się uczucia…

– Chciałabym w to wierzyć… – odparła smutno – ale sumienie mi nie daje. Szkoda mi jej. Bardzo szkoda. A syn… stał się obcy.

Wróciłem w milczeniu do stolika. Danucie nic nie powiedziałem. Ale po kilku dniach sama zadzwoniła.

– Kinga wróciła. Zebrała swoje rzeczy, nic nie tłumaczy. Ani łez, ani krzyku – milczy jak grób. Nie rozumiem, co się stało. Wszystko było takie piękne!

– Czekaj, zaraz przyjadę – rzuciłem krótko i odłożyłem słuchawkę.

Jechałem do niej, ściskając kierownicę, aż zbielały mi kostki. Czułem niesamowity żal do Kingi. Ale jeszcze większy – do tej teściowej. Do kobiety, która wiedziała, iż jej syn niszczy czyjeś życie, i nie mogła nic zrobić. Danuta i Kinga kiedyś zapomną. Przetrwają. Spotkają innych, znów się otworzą.

Ale ona… Ona będzie pamiętać zawsze. Dzień, gdy jej syn grał uczucia jak aktor. Dzień, gdy wziął ślub – nie z miłości, a z zemsty. I dzień, gdy jako jedyna nie klaskała. Bo nie potrafiła. Bo znała prawdę.

Idź do oryginalnego materiału