Prostownicy nie używam od lat. Do tej pory żaden sprzęt nie zapewniał mi satysfakcjonujących efektów, gdyż moje niesforne i lekko falowane włosy trudno jest wyprostować. Poza tym zwykle wystarczyło kilka kropel deszczu lub wysoka wilgotność powietrza, by gwałtownie stały się napuszone. Wówczas wyglądały zdecydowanie gorzej niż przed stylizacją.
REKLAMA
Zobacz wideo "Pieniądze dają poczucie bezpieczeństwa". Joanna Przetakiewicz w "Z bliska":
Nie prostuję włosów, ale na kilka tygodni zrobiłam wyjątek
Poza tym w okresach, gdy używałam prostownicy, zawsze zauważałam wyraźne pogorszenie wyglądu i kondycji moich włosów. Były przesuszone, matowe i bez życia. Dlatego w pewnym momencie stwierdziłam, iż zaakceptuję fakt, iż moje kosmyki nigdy nie będą perfekcyjnie proste. Na co dzień noszę więc delikatne fale. Poza tym od czasu do czasu prostuję włosy metodą na szczotkę, susząc je w odpowiedni sposób. A na prostowanie prostownicą decyduję się tylko w czasie wizyt w salonach fryzjerskich.
Jednak gdy pojawiła się okazja, by przetestować popularną prostownicę Steampod 4.0 od L'Oréal Professionnel, postanowiłam, iż na kilka tygodni wrócę do dawnych zwyczajów stylizacyjnych. Na temat tego sprzętu słyszałam wiele pozytywnych opinii. Byłam więc ciekawa, czy poradzi sobie z moimi wyjątkowo opornym na prostowanie włosami.
Mój test trwał trzy tygodnie. W tym okresie używałam prostownicy co drugi dzień, zawsze po umyciu i wysuszeniu włosów suszarką. Czy sprzęt spełnił moje oczekiwania? Oto najważniejsze wnioski.
Steampod 4.0 w akcji. Co mnie zaskoczyło najbardziej?
Przed użyciem prostownicy należy wlać do wbudowanego do urządzenia pojemniczka wodę destylowaną. To bardzo istotny etap. Sprzęt wykorzystuje parę, która wytwarza się przez podgrzanie wody i w ten sposób prostuje włosy. Sekretem Steampoda jest właśnie równomierne i stałe rozprowadzanie porcji pary po całych płytkach.
Prostownica niezmiennie wykorzystuje opatentowaną technologię parową: nieprzerwany strumień suchej pary (0,8 g/min) zapewnia jeszcze skuteczniejsze wygładzenie włosów
- czytamy na stronie producenta. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć, jak wygląda pojemniczek na wodę destylowaną.
Przetestowałam prostownicę Steampod.Archiwum redakcji.
Następnie włączam prostownicę i ustawiam odpowiednią temperaturę. Wybieram 180 stopni Celsjusza, która zalecana jest w przypadku cienkich i wrażliwych włosów. Dodatkowo przed rozpoczęciem prostowania aplikuję na kosmyki ulubiony kosmetyk termoochronny.
Przetestowałam prostownicę Steampod.Archiwum redakcji.
Gdy urządzenie jest już gotowe, przystępuję do prostowania. Od razu czuję, iż jest nieco inaczej niż w przypadku prostownic, których używałam do tej pory. To dlatego, iż Steampod posiada zintegrowany grzebień ułatwiający rozczesywanie pasm - trzeba jednak go "wyczuć". Według mnie przed rozpoczęciem prostowania dobrze jest też dokładnie rozczesać włosy zwykłym grzebieniem. jeżeli tego nie zrobimy, sprzęt może zahaczać o jakieś splątane kosmyki.
To, co zaskakuje mnie za pierwszym razem najbardziej, to fakt, iż włosy tak gwałtownie stają się proste. Zwykle moje pasma wymagały aż 4-5 przeciągnięć, co - jak wiadomo - nie jest dla nich dobre. Tutaj wszystko dzieje się znacznie szybciej. Zwykle wystarczy jedno przeciągnięcie, a w przypadku wyjątkowo opornych partii - dwa. I włosy są idealnie proste. Jednak to nie koniec zaskoczeń. Gdy ich dotykam, są wyjątkowo miękkie i gładkie, co nie zdarzało się po użyciu innych prostownic. Zwykle były przesuszone, twarde i miały tendencję do elektryzowania się.
Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć, jak moje włosy wyglądały przed zabiegiem i już po nim:
Włosy przed użyciem prostownicyArchiwum prywatne
Przetestowałam prostownicę Steampod.Archiwum redakcji
Tuż po użyciu Steampoda fryzura prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Nie ukrywam, iż jest to efekt, który mnie satysfakcjonuje. A jak włosy prezentują się po dobie? Nie są już tak proste, jak zaraz po użyciu prostownicy. Zaznaczę, iż takiego efektu choćby nie oczekiwałam. Wiem, iż przy moich niesfornych pasmach byłoby to trudne do zrealizowania. Jednak fryzura i tak mi się podoba. Nie muszę związywać włosów ani ich dodatkowo stylizować.
Przetestowałam prostownicę Steampod.Archiwum redakcji
Przyznam, iż w ciągu tego trzytygodniowego testu polubiłam prostowanie włosów. Cały zabieg był dosyć szybki. Jednak to, co przekonało mnie najbardziej, to wygląd i kondycja moich kosmyków. Gdybym miała wrócić do prostowania w domu, myślę, iż zdecydowałabym się na zakup właśnie tego sprzętu. Jedyne, co mnie w całym tym procesie irytowało, to wlewanie wody destylowanej do pojemniczka. Według mnie otwór jest zbyt mały, ale może wymaga to po prostu większej wprawy.
Prostownica Steampod 4.0 to jednak niemały wydatek. Przejrzałam ofertę kilku sklepów i widzę, iż cena urządzenia waha się zwykle w przedziale od 1000 do 1400 złotych. Starsze wersje (2.0 i 3.0) są już jednak znacznie tańsze.
Prostownica wymieniona w tekście została przesłana Redakcji w celu przetestowania. Producent nie miał wpływu i wglądu w treść publikacji.












