“Mariusz zostawił mnie po trzech latach związku. Dość gwałtownie w moim życiu pojawił się ktoś inny. Zaryzykowałam i walczę o szczęście. Wszyscy wokół wytykają mi, iż nie kochałam byłego, skoro tak gwałtownie znalazłam drugiego. To przecież nie żałoba, żebym czekała rok!”
Byłam taka szczęśliwa
Kiedyś miałam w sobie całe morze romantyzmu. Doskonale potrafiłam go mieszać z racjonalnym myśleniem. Związałam się z Mariuszem, bo wydawał się moją drugą połówką. Jeszcze pół roku temu, byłam przekonana, iż lada dzień poprosi mnie o rękę i spędzimy razem resztę życia.
Byliśmy związkiem, który doskonale się uzupełniał i wedle powiedzenia, iż przeciwieństwa się przyciągają, byliśmy razem szczęśliwi. Ja należę raczej do tych spokojniejszych kobiet. Nigdy nie potrzebowałam zbytnich szaleństw. Za to on, istna petarda. Na każdej imprezie Mariusz brylował w towarzystwie, a ja robiłam za jego tło. Odpowiadał mi taki układ, bo sama lubiłam tę jego przebojowość.
Byliśmy razem trzy lata. Szmat czasu. Z mojej strony był to wymarzony układ. Czułam się kochana i kochałam. Do głowy mi choćby nie przychodziło, iż mogę oczekiwać czegoś więcej. Było dobrze, jak było.
Mój były mnie rzucił
Nic nie przepowiadało najgorszego. Nic między nami się nie psuło, było jak zawsze. Nagle Mariusz przyszedł do mnie i od razu, bez owijania w bawełnę, powiedział, iż to się nie uda. Ma dość ciągnięcia mnie przez życie za uszy. Poznał kogoś i zrozumiał, iż można inaczej, lepiej.
W pierwszej chwili poczułam, jakby świat zwalił mi się na głowę. Mój bezpieczny dom nagle się rozpadł. Ten, od którego oczekiwałam deklaracji, przy którym chciałam się zestarzeć, znalazł szczęście u innej.
Mariusz wyprowadził się jeszcze tego samego wieczora, a ja w tym amoku postanowiłam choć raz zachować się jak on. Poszłam z przyjaciółką na imprezę i byłam duszą towarzystwa. Nie stałam w kąciku jak zawsze, zasłuchana w żarty mojego faceta. To ja tam skupiałam na sobie uwagę wszystkich.
Największą uwagę skradłam przystojnemu brunetowi, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Podszedł, zagadał i ta noc była nasza. To zachowanie nie było do mnie kompletnie podobne, ale czułam się doskonale. Nareszcie czułam, iż żyje, iż przestałam być tłem do życia innych.
Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale ten brunet nie odpuszczał, a i ja czułam, iż chce to ciągnąć. Spotykamy się pół roku, a ja wiem, iż zmarnowałam przy Mariuszu trzy lata. To nie jego wina, ale tak mnie przyćmił, iż przybrałam totalnie wycofaną postać i tak w tym tkwiłam. Przy moim nowym facecie zupełnie się zmieniłam. Jesteśmy do siebie podobni. Stonowani, ale żadne szare myszki. Dopiero teraz poczułam, jak można czuć się ważnym.
Niestety nasłuchałam się od otoczenia, iż wchodzenie w nowy związek tak gwałtownie to brak szacunku do byłego. No hola! To on mnie zdradził. Za co jestem mu, z perspektywy czasu, wdzięczna. Mój były uwolnił mnie od związku, w którym przybrałam rolę uległej, Ba, ja byłam przekonana, iż tak wyglądało moje szczęście. Tak naprawdę, dopiero teraz zrozumiałam, czym jest szczęście. Czy powinnam czuć się winna, iż tak gwałtownie postawiłam na siebie?