W lipcu, jak co roku, wyjechałam z dziećmi na działkę do rodziców. Mężowi nie udało się wziąć urlopu — został w domu, żeby pilnować porządku. Wszystko było spokojne i przewidywalne, aż do mojego powrotu… kiedy odkryłam niespodziewaną „gościnę”. Zamiast ciszy — dziewczęcy śmiech, zamiast domowego ciepła — suszące się pranie, kosmetyki i cudze kapcie w przedpokoju. W kuchni siedziała szesnastoletnia siostrzenica mojego męża, Kinga. Jakby to był jej dom. Mąż, przyłapany na gorącym uczynku, od razu podniósł ręce:
— Przepraszam, kochanie… Nie chciałem cię obciążać. Wytłumaczę wszystko.
Już wtedy domyślałam się, o co chodzi. Kinga, córka jego siostry Ewy, już u nas bywała. Zawsze, gdy Ewa wpadała na kolejny „romantyczny epizod” albo „nagły wyjazd służbowy”, córka lądowała u nas. Nie protestowaliśmy — rozwódka, młoda kobieta, ma prawo do życia osobistego. Ale dotąd były to jedna, dwie noce. Teraz? Kinga pojawiła się zaraz po naszym wyjeździe i nie ma zamiaru wracać do matki.
Wyobraźcie sobie: dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach Krakowa, pięć osób — my z mężem, dwóch żywiołowych synów i szesnastoletnia dziewczyna, już nie dziecko, ale jeszcze nie dorosła. Pokój dziecięcy — 12 metrów, sypialnia — ledwie większa. Przetrwać dzień czy dwa to jedno, ale żyć tak — to męka dla wszystkich.
W łazience suszy się bielizna Kingi: koronki, cienkie ramiączka, wszystko na widoku. Mam dwóch chłopaków w wieku, gdy zaczynają dostrzegać kobiece wdzięki, i nie chcę, żeby pierwsze fascynacje łączyły im się z bielizną siostrzenicy. Zwróciłam jej uwagę delikatnie. Kinga bez sprzeciwu wszystko posprzątała, choćby przeprosiła. Trzeba przyznać, to dobra dziewczyna — pomocna, uprzejma, życzliwa. Ale tylko dopóty, dopóki wiesz, iż to stan przejściowy. A teraz? Termin wyjazdu nieznany.
Podeszłam do męża:
— Sławek, czy ona zdąży wrócić przed szkołą? Czy rok szkolny też zaczniemy z „lokator”?
Mąż tylko wzruszył ramionami:
— Nie wiem… Ewa milczy.
Ity odpowiedź. Matka najwyraźniej przekazała nam córkę w pakiecie, by budować miłość. Gdzie Kinga mieszka, co je, jak spędza wieczory — to ją nie obchodzi. A my? Mamy się nadstawiać, żeby nie urazić, nie wyrzucić, nie dać dziewczynie odczuć, iż jest tu niechciana.
Postanowiłam nie wybuchać. Rano zadzwonię do Ewy, spokojnie porozmawiamy. Ale gdy tylko usłyszała temat — rozmowa się urwała, a potem już nie mogłam się dodzwonić. Telefon się zamykał od razu, krótkie sygnały, pewnie trafiłam na czarną listę. Przyjechać do niej? Mieszka na drugim końcu miasta i jestem pewna — drzwi pozostaną zamknięte. Wszystko stało się jasne.
Wtedy westchnęłam i powiedziałam mężowi:
— Kochanie, rozwiąż problem ze swoją siostrą. Mnie słuchać nie chce.
On tylko spuścił głowę:
— Chyba mnie też… Ale gdzie Kinga ma iść? Nie wyrzucimy dziecka przecież.
Oczywiście, iż nie. Kinga dorastała bez ojca, matka też nie poświęcała jej uwagi. Zawsze jej pomagaliśmy: na urodziny — porządne prezenty, na święta — nowe ubrania, na Gwiazdkę — telefony. Byliśmy blisko. Ale nie jesteśmy jej rodzicami. Jesteśmy rodziną. Na kilka dni — to jedno, ale miesiącami… Nie. To zupełnie inna historia.
A Ewa? Rozkoszuje się nowym związkiem. W restauracji, w kinie, może choćby u niego na weekendzie. Jest szczęśliwa. Kinga — z nami, czyli problem rozwiązany.
I co teraz? Wziąć Kingę za rękę, zawieźć i zostawić pod drzwiami? Okrutne. Ale tak żyć — nie da się. Nie jesteśmy nastolatkami, by dzielić sypialnię z trzecią osobą. Dzieci już są zestresowane — rutyna rozregulowana. A Kinga ma przecież swój wiek, humory, muzykę, telefony, trzy prysznice dziennie, niekończące się story…
Nie wiem, co robić. Kinga nie jest winna. Ale nie zgadzałam się być zastępczą matką. Czekam teraz, aż jej matce odrobinę wstydu wystarczy, by przypomnieć sobie o córce. Mam nadzieję, iż nie będzie za późno.
Życie uczy, iż czasem dobre serce wystawia nas na próby, ale granica między pomocą a wykorzystaniem jest cienka jak włos.