Szwagierka oczekuje, iż tylko my będziemy rozpieszczać jej dzieci

newskey24.com 2 dni temu

Żona mojego męża postanowiła, iż właśnie my mamy rozpieszczać jej dzieci – i tylko my.

Wyszłam za Krzysztofa prawie osiem lat temu. Człowiek dobry, wrażliwy, o złotym serduszku. Jest tylko jeden problem – ma siostrę. Małgosię. Kobietę o nieograniczonej wyobraźni i niesamowitym talencie do przekształcania każdego zdania w subtelną prośbę… o drogi prezent.

Nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa brzmiały zawsze jak niewinne dywagacje:
— Dzieci tak bardzo marzą o tym nowym filmie, ale bilety są teraz kosmicznie drogie – mówiła z nutką marzycielstwa w głosie. A mój Krzysiek, ledwo to usłyszał, już kupował bilety, sam zabierał siostrzeńców do kina i jeszcze fundował im zestawy z popcornem i colą.

— Taka piękna pogoda – kontynuowała Małgosia – a wy ciągle w domu. Może by tak do wesołego miasteczka? – I zgadnijcie, kto jechał na karuzelach z jej dziećmi? Oczywiście my. I wszystko – z naszej kieszeni.

Ja nie łapię aluzji. I nie chcę. Wolę szczerość. jeżeli czegoś potrzebujesz – powiedz. Poproś. Wytłumacz. A nie kręć, nie owijaj w bawełnę, udając, iż sama niczego nie chciałaś.

Krzysiek za to zawsze błyskawicznie reagował na jej „podpowiedzi”. Uwielbiał siostrzeńców, do szaleństwa. Ale to, jak ich rozpieszczał – to już było przegięcie. Rowery, gadżety, rozrywki – wszystko stało się normą. Wystarczyło, iż Małgosia mrugnie, a mąż już biegł.

Ostatnio był imieniny Kuby – syna Małgosi. Wcześniej podarowaliśmy mu wymarzony rower, który kosztował nas niemało. Byłam pewna, iż to więcej niż wystarczające. Ale, jak się okazało, dla Małgosi „rower” to drobnostka. W jej głowie dziecko koniecznie musiało zobaczyć Włochy. Oczywiście nie samo – z nią, naturalnie. Przecież chłopcu nie wolno samemu!

W języku Małgosi zabrzmiało to tak:
— Kuba tak marzy o Rzymie. Aż mu oczy błyszczą…

Krzysiek zamiast wycieczki przywiózł siostrzeńcowi tort i zestaw poduszek z inicjałami. Tego dnia byłam w pracy, a mąż pojechał sam. I to, jak się domyślacie, był zimny prysznic dla siostry.

Ale Małgosia się nie poddała. Jej oczekiwania rosły z roku na rok. Mężowi niby to nie przeszkadzało. Nie mieliśmy własnych dzieci, więc skupiał się na siostrzeńcach. Może choćby dlatego, iż nie miał gdzie skierować swojej ojcowskiej energii.

I wtedy – długo wyczekiwana wiadomość: zaszłam w ciążę. Powiedziałam mężowi – płakał z radości, całował brzuch, nie mógł uwierzyć. Marzył o tym latami. A potem przyszła Małgosia…

I znów – z prośbą. Tym razem o wyjazd do Wiednia na majówkę. Oczywiście z dziećmi. Mąż odmówił, po raz pierwszy. Powiedział, iż niedługo zostanie ojcem i teraz wszystkie środki idą na rodzinę. Wtedy siostra wpadła w furię.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Krzyczała. Oskarżała.
— Jak śmiesz?! To wszystko twoja robota, żeby odebrać moim dzieciom jedynego mężczyznę, który się o nich troszczył!

Milcząco odłożyłam słuchawkę.

Potem nastąpiła kolejna scena. Siostrzeńcy zaczaili się na Krzysztofa pod biurem. Podali mu samodzielnie zrobione kartki.
„Wujku, proszę, nie zostawiaj nas…”
„Po co ci własne dzieci, skoro masz już nas?…”

Ktoś wyraźnie pomagał im układać tekst. I ten „ktoś” był do przewidzenia.

Krzysiek wrócił do domu, usiadł na kanapie, spojrzał na kartki… i coś w nim pękło.

— Jestem po prostu idiotą – powiedział. – Ile lat to znosiłem? Te „zepsuta kuchenka”, „brakuje na kurtkę”, „tata uciekł – wujku, pomóż”. Cały czas używała dzieci, żeby mną manipulować. A ja dawałem się nabrać. Głupi.

Nagle wyciągnął notes. Zaczął spisywać wszystko, co sobie przypomniał: rowery, telefony, kolonie, wyjazdy, sprzęt, ubrania, bilety do teatru. Suma wyszła całkiem pokaźna.

A potem – finał. Finał w stylu Małgosi.

Przyszła do naszego mieszkania. Stanęła w przedpokoju jak u siebie i oznajmiła:
— Skoro niedługo będziecie mieli swoje dziecko, może zrobisz ostatni dobry uczynek? Dasz nam samochód. Nie nowy, nie jestem wredna. Taki, żeby dzieci wozić…

Krzysiek bez słowa podał jej notes.
— Tu masz kwotę. Za wszystko, co ode mnie dostałaś. Oddaj. Masz pół roku. Potem – sąd.

Wyleciała za drzwi, trzasnąwszy nimi tak mocno, iż z półki spadła miotła.

Potem nastąpiła lawina wiadomości. Koleżanki Małgosi zasypały moje social media. Pisały, iż zniszczyłam świętą więź wujka z siostrzeńcami. Że teraz dzieci są „porzucone, głodne, a matka w rozpaczy”.

Ale wiecie co? Nie drgnęłam.

Małgosia ma dwa mieszkania. Jedno dostała po byłym mężu, drugie – po Krzysztofie, który zrzekł się spadku na jej rzecz. Dostaje alimenty, żyje w dostatku. Po prostu przywykła, iż wszyscy jej powinni. A teraz – nie muszą.

Będziemy mieć dziecko. I teraz mój mąż ma prawdziwą rodzinę. Bez manipulacji, bez histerii, bez przedstawień. I wiecie co? Chyba dopiero zaczynamy…

Idź do oryginalnego materiału