Szokująca prośba teściowej: chce zamieszkać z nami, a mieszkanie przekazać córce

newsempire24.com 8 godzin temu

Wstrząsnęło mną do głębi: teściowa zamierza się do nas wprowadzić, a swoje mieszkanie chce oddać córce.

Nazywam się Ewelina, mam trzydzieści sześć lat, jestem żoną Tomasza i razem jesteśmy już prawie dziesięć lat. Mamy córeczkę Kingę, która niedługo skończy sześć lat. Oboje pracujemy, staramy się, jak możemy, i budujemy nasze życie, nie obciążając nikogo. Ale chyba moja cierpliwość zaraz pęknie.

Od początku nasz związek nie miał żadnego wsparcia. Nikt nie włożył w nasz start ani złotówki. Najpierw mieszkaliśmy z Tomkiem w wynajmowanym mieszkanku, płaciliśmy czynsz, pracowaliśmy prawie bez dni wolnych. Cel mieliśmy jeden – uzbierać na wkład własny do kredytu i w końcu mieć swoje. Wakacje? Jakie wakacje. choćby nowy sweter to był luksus. Wszystko tylko wtedy, gdy konieczne, wszystko według ściśle ustalonej listy.

Po trzech latach takiego życia w końcu kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie w centrum. Tak, na kredyt. Tak, spłata to ciężar. Ale było NASZE. Byliśmy z siebie dumni. Zostało jeszcze kilka lat rat, ale już było nam lżej. Byliśmy szczęśliwi – choćby dlatego, iż żyliśmy sami. Nikt nie mówił nam, kiedy myć podłogę, czym karmić dziecko ani gdzie kłaść skarpety. Nasz świat należał do nas.

Aż pewnego wieczoru wszystko się zmieniło. Wróciłam z pracy zmęczona, ale zadowolona, bo w domu czekali na mnie ukochany mąż i córeczka. Ale razem z nimi w kuchni siedziała jego matka – moja teściowa, Halina Bogumiła. Wyglądała na podekscytowaną, jakby miała dobrą nowinę. Myliłam się.

— Ewelina, podjęłam decyzję — oznajmiła poważnie. — Zamierzam się do was wprowadzić. A swoje mieszkanie oddam Justynie.

Świat przed moimi oczami zaczął blednąć.

Justyna to młodsza siostra Tomka. Dwoje dzieci, ani jednego ślubu, wieczne długi i niekończące się problemy. Teściowa zawsze traktowała ją jak księżniczkę. Wszystko dla Justyny, wszystko dla niej. Tomek zawsze był na drugim planie. A teraz okazuje się, iż nasze życie też ma być dla niej poświęcone.

Starałam się zachować zimną krew.

— Przepraszam, Halino, ale mamy przecież dwupokojowe mieszkanie. Ledwo się w nim mieścimy we trójkę. Gdzie pani chce się tu zmieścić?

— Ależ czemu się martwisz, córeczko! — zaśmiała się. — Będę tylko wieczorem, zjem kolację i pójdę spać. Cały dzień będę na mieście. Pomogę z wnuczką, posprzątam, będzie ci lżej. Przecież nie wyrzucę własnej córki z dziećmi na bruk – ona przecież nic nie ma!

A my, znaczy się, mamy wszystko? Przez te „wszystko” zbieraliśmy się kawałek po kawałku przez dziesięć lat, nie dosypialiśmy, żeby Kinga miała ciszę i ciepło, żebyśmy mieli swój kąt. Nie jestem z tych, którzy łatwo się poddają, więc powiedziałam wprost:

— Przepraszam, ale jestem przeciw. Nie chcę, żeby ktoś narzucał się do naszego domu. Tu ja jestem gospodynią. Sami stworzyliśmy sobie ten azyl.

Teściowa zmieniła ton. Zniknęły „córeczki” i „pomoc”. Pojawiły się oskarżenia, iż jestem egoistką, iż myślę tylko o sobie. Że ona, biedna staruszka, nie może zostawić córki w potrzebie, a ja, proszę bardzo, myślę o własnej wygodzie.

Tomek… Siedział w milczeniu. W milczeniu! Jakby to nie jego matka zamierzała zburzyć nasz spokój, tylko sąsiadka przyszła pożyczyć szklankę cukru. Patrzyłam na niego i nie poznawałam. Utknął między dwiema kobietami, które kocha. Tylko iż jedna to żona, z którą buduje życie, a druga to matka, dla której zawsze pozostanie małym chłopcem z plecakiem.

Próbowałam potem z nim porozmawiać, gdy zostaliśmy sami. Ale tylko spuścił wzrok i powiedział: „Nie wiem, co robić. Nie chcę kłócić się ani z tobą, ani z mamą”. A czy mnie jest łatwo? A co ja mam zrobić, gdy otwarcie mi mówią: jesteś tylko opcją awaryjną?

Mimo wszystko czuję, iż wyboru nie unikniemy. Wcześniej czy później Tomek będzie musiał powiedzieć, po czyjej jest stronie. Mam dość życia, jakby moje zdanie się nie liczyło. Mam prawo do domu, w którym jest mi spokojnie. Gdzie nie muszę się oglądać, co pomyśli teściowa. Gdzie moja córka nie usłyszy, jak babcia za jej plecami decyduje, kto w tej rodzinie jest ważniejszy.

Nie wiem, do czego to wszystko doprowadzi. Ale wiem jedno – nie oddam swojego domu. Nie pozwolę zniszczyć tego, co budowaliśmy z Tomkiem przez lata. choćby jeżeli będę musiała przez to walczyć z jego własną matką.

Idź do oryginalnego materiału