Szept pełen napięcia

twojacena.pl 1 miesiąc temu

– „Mówmy sobie po imieniu” – szepnął cicho Dominik, dotykając ustami skroni Anny. Poczuła jego oddech na policzku, a skórę przeszył dreszcz…

– Lila, sprawdzisz, czy w korytarzu ktoś jest? Chciałabym wyjść dziś. Mama obchodzi urodziny – powiedziała Anna.

– Już, Anna Kazimierzówna – młoda, sympatyczna pielęgniarka wstała od biurka, otworzyła drzwi i zajrzała na korytarz. – Nikogo nie ma, i wszystkie wizyty już odwołane – uśmiechnęła się Lila.

– Dobrze. jeżeli ktoś przyjdzie, zapisz na jutro albo niech idą do gabinetu obok, do Julii Andrzejewnej.

– Idź, ja tu zostanę, wszystko załatwię, nie martw się – uspokoiła Lila. – Kierowniczka na szkoleniu, w razie czego, będę twoim alibi.

– Dzięki. Co bym bez ciebie zrobiła? – Anna złapała torbę, rozejrzała się po biurku, sprawdzając, czy nie zapomniała telefonu, i ruszyła do drzwi. – Do jutra, Lila.

– Do widzenia, Anna Kazimierzówna. Ojej, pospiesz się, zanosi się na burzę!

– Tak? A ja jeszcze muszę wstąpić po kwiaty… No to lecę – rzuciła Anna, już w korytarzu.

Szybko przebrała się w szatni, płaszcz naciągając na siebie jeszcze na schodach.

– Anna Kazimierzówna, już pani wychodzi? – zatrzymała ją starsza kobieta przy rejestracji.

– Witam. Może jutro rano? Śpieszę się – odparła, poprawiając kołnierz płaszcza.

– Anna Kazimierzówna, moja Zosia tylko pani ufa. Płacze cały czas… – kobieta podążyła za nią.

– Jutro mam wieczorny dyżur, rano przyjdę na wizytę. Teraz naprawdę muszę lecieć, przepraszam – Anna wybiegła z przychodni, zbiegła po schodach i spojrzała w niebo.

Czarna chmura wisiała nad miastem jakby zaraz miała pęknąć i zalać ulice wodą.

Gdy podchodziła do kiosku z kwiatami, pierwsze ciężkie krople spadły jej na ramiona. Ledwo zdążyła schronić się pod daszkiem, kiedy deszcz przybrał na sile.

– Spokojnie, dobrze zapakuję bukiet – powiedziała sprzedawczyni.

Podczas gdy owijała ulubione gerbery mamy w folię, Anna nerwowo zerkała na odjeżdżające autobusy. W końcu zapłaciła i pobiegła na przystanek, przykrywając głowę kwiatami.

Deszcz lał jak z cebra. Na przystanku została tylko Anna. Dobrze, iż choć dach był. Zapomniała parasola i już była mocno przemoczona.

Autobusu nie było. Powinna była zostać w przychodni, pogadać z babcią Zosi… – żałowała teraz pośpiechu. Przesunęła się głębiej pod wiatę.

„Gdzie on utknął? Co za pech z tą pogodą” – myślała, wpatrując się w ulicę. Nagle przy chodniku zatrzymał się czarny SUV. Anna z zazdrością pomyślała, iż fajnie byłoby mieć taki.

Szyba po stronie pasażera opadła i ujrzała mężczyznę. Nie od razu zrozumiała, iż mówi do niej.

– Wsiadaj. Awaria na trasie, autobusy stoją.

Zanim się zorientowała, otworzył przed nią drzwi. W środku było ciepło i sucho. choćby dźwięk deszczu nie docierał.

– Dokąd jedziesz? – zapytał, patrząc na nią.

Mniej więcej w jej wieku, przystojny, w garniturze. Anna się speszyła. „Wyglądam jak przemoczona kura”.

– Na Wąską, koło parku – odparła.

– Właśnie tam jadę.

Miał w sobie taką pewność siebie, iż Anna zerknęła na niego podejrzliwie. Nie wyglądał na maniaka – elegancki, inteligentne spojrzenie. „Tacy grają w serialach głównych bohaterów” – pomyślała. Samochód ruszył płynnie, a w środku pachniało skórą i jego drogą wodą po goleniu.

– Zapiąć pasy – przypomniał.

Anna niezdarnie się zapięła, poprawiła kwiaty na kolanach.

– Dlaczego mnie podwiózł? – spytała, patrząc, jak wycieraczki zganiają wodę z szyby.

– Awaria. Autobus by nie przyjechał, a ty z kwiatami – na urodziny, tak? Poza tym, jedziemy w tę samą stronę. – Rzucił jej szybkie spojrzenie.

„Tacy faceci nie podwożą zwykłych kobiet” – chciała powiedzieć, ale milczała.

– Twoja twarz wydaje mi się znajoma. Gdzieś się spotkaliśmy – przerwał ciszę.

– Wątpię – uśmiechnęła się kąsająco. – Jesteśmy z innych światów. Różne statusy społeczne, jak to mówią.

Poczuła jego badawcze spojrzenie.

– Tacy jak ty nie jeżdżą autobusami. A ja jestem tylko skromną lekarką – dodała z przekąsem.

Zamilkł. Ona też, czując, iż palnęła głupotę.

– Już wiem! Byłem u ciebie z wnuczką w przychodni dwa miesiące temu.

– Ty? – Anna szeroko otworzyła oczy. – Zapamiętałabym cię.

– Za młodo wyglądam na dziadka? Nie żartuję. Córka urodziła w liceum. Młodzież teraz wcześnie dojrzewa.

– Widzę, iż geny się nie zmarnowały – odcięła się.

– O, już się bronisz. W przychodni też byłaś taka stanowcza.

– To źle?

– Zależy do czego – odpowiedział wymijająco. – Mieszk„Nie” – odpowiedziała Anna, czując, jak jego dłoń delikatnie pokrywa jej dłoń, a w sercu budzi się coś, czego dawno nie czuła – nadzieja.

Idź do oryginalnego materiału